niedziela, 11 sierpnia 2013

Rodział XIX



Rozdział XIX

 -Umorzone?!-wrzasnęłam rzucając papierem na stolik-zabito tyle dzieci  i pieprzone umorzenie?!
-Lucy proszę Cię spróbuj-Madison stała nade mną.
-Nie po to ryzykowałam, żeby teraz Strace hasała sobie na wolności.
Prychnęłam.
-No tak zapomniałam, że to twoja nowa "rodzina" bardzo przepraszam.
Pokiwał z niedowierzaniem głową.
-Nie tego chciałaś?
-Co?! Nie! Wal się nie gadam z tobą-odwróciłam się do Luck'a.
-Chcę zeznać
-Tu jest potrzebny...
-Mam to gdzieś, chcę zeznać.
Policjant posłał mi poirytowane spojrzenie.
-Co?!-zaczynałam się trząść-mam prawo!
-Uspokój się-Madison złapała mnie za ramiona,
Warknęłam groźnie i wróciłam do pokoju. Przewaliłam lampkę.
-Nie rób tego Lucy
Zamknęłam drzwi.
-Nie rób tego
-Richard wynoś się z mojej głowy!-wyszeptałam i przewaliłam się na łóżko
//Muszę zasnąć, muszę zaczerpnąć snu.
Obudziło mnie odgłos kopania w ziemi.
-Osz cholera-jęknęłam i odsunęłam się od zwłok przy których leżałam.
-Pomóż mi-zwróciła wyglądał  się do kogoś za mną.
Richard wyglądał na przerażonego, nie poruszył się ani o centymetr.
Mason westchnął i zabrał się do wciągania ciała do wykopanej szczeliny.
-Zakop to chociaż!-nakazał mężczyzna rzucając łopatę.
Richard dalej stał nie spuszczając wzrok z dołu w którym leżała jego miłość, July którą zabił.
-Lucy!-poczułam, że ktoś mną szarpie.
-Co?!-pchnęłam stojąco nade mną Madison
Było ciemno a ja odczuwałam przenikający mnie strach.
-Wyluzuj, to  tylko ja-Madison wskazała na siebie i przysiadła-wrzeszczałaś coś więc musiałam sprawdzić co i jak u Ciebie
-W porządku-wymamrotałam-sorry za krzyki.
-Spoko-Carter wydawała się nie mieć urazy- i tak nie spałam
Westchnęłam opuszczając głowę.
-Chcesz porozmawiać?-spojrzałam na nią ze zdziwieniem
-Chcę-odpowiedziałam wahająco.
Zachichotała
-No to się posuń
Zrobiłam jej miejsce.
-Pamiętasz coś z tego co Ci się śni?
-Wszystko-odmruknęłam.
-Przez jakiś czas będziesz musiała to jakoś...-Madison szukała odpowiedniego słowa.
 -przetrwać?-podpowiedziałam-nie robię ostatnio niczego innego.
-Przynajmniej nie będziesz sądzona
-Tak, za to mam na głowie "przyjaciela"
-Zajmiemy się z nim z Luck'em
//Moim kosztem
-Co u Matt'a?
-Tego akurat nie wiem-odpowiedziałam bez emocjonalnie.
-Rozmawialiście ze Sobą?
-Nie nazwałabym tego rozmową.
Madison przytaknęła wiedząc już jak się wszystko potoczyło.
-Może idź się połóż-zaproponowałam po jej ziewnięciu.
Zaprzeczyła kiwnięciem głowy.
-Nie tylko Ty miewasz koszmary, skąd to masz?-wskazała na bliznę na ręce.
-Uderzyłam się-skłamałam.
Parsknęła śmiechem
-Rozmawiałaś z rodzicami?
Skrzywiłam się na ostatnie słowo.Gdy miałam już odpowiedzieć zadzwonił budzik w jej pokoju.
//Po co wstawała ostatnio tak wcześnie?
-Na co wstajesz tak wcześnie?-zapytałam gdy zeszła z łóżka
-Pojedziesz ze mną do redakcji?
Ostatnio Madison zrobiła się tajemnicza jak gdyby myślami była wciąż przy jednej konkretnej sprawie.
Zgodziłam się, na co dziennikarka kazała mi się ubierać.
//Może czegoś się dowiem
W samochodzie nie rozmawialiśmy za wiele, Madison wydawała się nie obecna.
-To chwilę zajmie-zapowiedziała parkując.
-Okej zaczekam-oznajmiłam.
-Na pewno nie chcesz tam pójść?-słychać było nadzieję w jej głosie.
Zaprzeczyłam.
-Dobra będę za chwilę-wysiadła i ruszyła  stronę wydawnictwa
//Coś jest na rzeczy.
Westchnęłam i sięgnęłam do schowka.Paczka gum, latarka i stara gazeta.
Wyjęłam ją, rozłożyłam zerkając na datę.Wskazywała na końcówkę  lat dwudziestych.
Nagłówek na stronie głównej głosił"Morderstwo bez mordercy" czyli ofiara i brak winowajcy.
Miałam zamiar zagłębić się w linijkach tekstu ale coś uderzyło o szybę.
Zerknęłam za nią, ktoś opierał się o nią i próbował iść dalej.
Odłożyłam gazetę na bok i wyszłam na zewnątrz.Znajoma bluza i jej właścicielka właśnie zataczała się po chodniku przede mną.
-Kaitleen?-upewniłam się marszcząc brwi.
Podeszłam do niej i odwróciłam głowę-Co Ty piłaś?
Czuć było od niej ostry zapach alkoholu.
-Lucy!-wspięła się o mnie i zawiesiła na szyi-co tu robisz?-wybełkotała.
-Raczej co Ty tu robisz, dobra-dodałam gdy o mało co nie przewaliłyśmy się razem.Doholowałam ją do samochodu.
-Wiesz, że twoi...-tutaj znów prawie nie zjechała po karoserii na chodnik.
-Lepiej nic już nie mów-poprosiłam podtrzymując ją.
-Mamy pasażera?-upewniła się Madison idąc w naszą stronę.
Przewaliłyśmy Kaitleen na tylne siedzenie.
-No więc? Gdzie teraz?-zapytała gdy siadłyśmy na przednie siedzenia.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Alex'a.
-Co jest?-wymamrotał sennie.
-Gdzie jesteś?-zapytałam
-U Matt'a-odchrząknął-co się stało?
Zerknęłam na Kaitleen.
-Będę za dziesięć minut-odpowiedziałam tylko i się rozłączyłam.
-Nieźle zabalowała-przyznała Madison odpalając silnik.
Przytaknęłam znów patrząc na nią.
//Niezła miała opiekę.
Pokręciłam głową na myśl o tym.
-Okej jesteśmy-stanęliśmy na podjeździe.
Wysiadłam i z pomocą Carter przeszliśmy do drzwi.
Otworzyła nam mama Matt'a.
Bez słowa dociągnęłyśmy Kaittlen na kanapę w salonie .
-Co do...?-zaczął Alex schodząc.
-Nawet nie pytaj-przerwałam mu.
-Okej, dacie sobie już radę, wracam do redakcji-Madison zbierała się do wyjścia.
-Dzięki-rzuciłam za nią.
Posłała mi lekki uśmiech i wyszła.
-Czy ona?-upewniła się Alice czując zapach już w korytarzu.
-Tak, jest pijana-odmruknęłam stając pomiędzy nimi i patrząc jak śpi.
-Co ona tu robi?-usłyszałam Matt'a.
Sądząc, że tak zareagował na mój widok ruszyłam ku wyjściu.
-To nie było do Ciebie-zaprzeczył i zatorowa mi drogę.
-Mam to...
-Dajcie obydwoje spokój-poprosiła Alice podchodząc bliżej.
-Mogę Cię prosić na chwilę?-Matt zwrócił się do mnie.
Założyłam ręce i wyszłam z nim do ogrodu.
-Czego chcesz?-Zapytałam patrząc na niego z pogardą-O czym chcesz pogadać z podpieczoną kiełbaską?
-Możesz dać spokój z tym sarkazmem?!-chwycił mnie za ramię.
-Trzymaj swoje ręce przy sobie-warknęłam cicho.
-Przepraszam, jestem zmęczony-odmruknął.
-Ty jesteś zmęczony? A co Ja mam powiedzieć?
Chwilę patrzyliśmy na wnętrze ogrodu.
-Skąd znalazłeś się wtedy w tej chacie?
Nie odpowiedział
-Nie mam ochoty bawić się z Tobą Matt
Prychnął.
-Wiesz dlaczego Cię wtedy pocałowałem?
Zaśmiałam się cicho.
-Mam gdzieś twoje-pokazałam cudzysłów-gesty.
Przeszłam wzrokiem na ogrodową zieleń
-Przynajmniej żyjemy-przerwał chwilową ciszę.
Wróciłam spojrzeniem  na niego.Twarz była lekko zaczerwieniona, na rękach widać było kilka strupów nie mniej jednak to Ja byłam bardziej poszkodowana.
Kiwnęłam głową.
-Przynajmniej tyle-zgodziłam się
-Możemy się pogodzić?-wstawił rękę na znak zgody.
-Nie jesteśmy pokłóceni-zaprzeczyłam
Weszłam do salonu.
-Wiecie może gdzie ona nocowała przez ten cały czas?-Zapytała Alice.
-U mnie-odpowiedziałam ponuro i utkwiłam wzrok w podłogę
Miałam na sobie ich spojrzenia.
-Serio?-upewniła się.
Kiwnęłam głową i oparłam się o blat.
Alex miał zadać kolejne pytanie ale Kaitleen mocno chrapnęła.
-Trzeba coś z tym zrobić-wskazał na nią Matt.
-Co? Udusisz ją?-dopytałam
-teraz możemy zaczekać aż otrzeźwieje-dodała Alice
-Pójdę po jej rzeczy-zapowiedziałam.
-Idziemy z tobą-odrazu odpowiedział Alex.
Spojrzałam po nich.
-Będę za chwilę-ruszyłam chociaż wiedziałam że pójdą za mną
-Wiemy co się szykuje-powiedziała Alice zatrzymując mnie-i mamy zamiar Cię wspierać.
Odwróciłam się do niej.
-Od kiedy?!Wrzasnęłam jej w twarz-od kiedy niby się o mnie troszczycie?!
-Lucy-upomniał mnie Alex gdy zamachnęłam się.
-Kompletnie niczego o mnie nie wiecie-dodałam i znów skierowałam się do wyjścia.
W drodze czułam męczącą złość.
//Za późno
Było za późno na uratowanie przyjaźni.
Stanęłam pod moim domem zaciskając i rozluźniając pieści. Szykowałam się bowiem na solidną rozmowę.
-Wchodzimy-usłyszałam za sobą.
Alice stała tuż za mną.
Kiwnęłam potakująco głową i pchnęłam furtkę.
Wcisnęłam dzwonek który zabrzęczał po całym domu. Wymieniliśmy spojrzenia,nacisnęłam na klamkę. Drzwi drgnęły lekko, weszliśmy do środka gdzie panowała absolutna cisza.
Wejrzałam do salonu i kuchni.
-Gdzie oni?-zaczęła Alice ale usłyszałyśmy nawoływanie z góry
Powoli weszliśmy na piętro.
-Lucy!-wrzasnęła Matka z sypialni.
Leżała razem z ojcem szarpiąc się z czymś.
Spojrzałam na nich z wrogością
-Uwolnij nas-zarządała.
Oboje przykuci byli kajdankami zamocowanymi do prętów łóżka.
-Przechytrzyła was jedna dziewczyna-burknęłam biorąc klucz ze stołu i otwierając . Kobieta zaniosła się histerycznym płaczem.
-Zawiedliśmy Cię-wyszlochała w ramionach męża.
-To nie pierwszy raz-zapewniłam chowając niespostrzeżenie kajdanki do tylnej kieszonki.
-Lucy, my...
-Nie chce mi się tego słuchać-objaśniłam i pociągnęłam Alice za sobą.
Złapałam za nie wypakowaną torbę Kaitleen stojąco u nich w salonie i zarzuciłam ją sobie na ramie.
Zeszliśmy na dół.
-Nie możesz jej z stąd zabierać!-zawyła matka z góry-ona się okalecza.
Zbiegła i doskoczyła do mnie z próbą odebrania mi torby.
Mężczyzna odsunął ją ode mnie. Pociągnęłam Alice od wyjścia.
-Zabrałaś kajdanki?-zapytała gdy byliśmy przed domem.
-Wiem, że to głupie ale tak.
Obie czułyśmy że z moimi rodzicami było coś nie tak.
Liczyłam że po rozmowie z Kaitleen wszystko się wyjaśni.
-Lucy?Jak Ty sobie z tym wszystkim radzisz-zapytałam gdy byliśmy bliżej domu.
-Nie nazwałabym tego radzeniem sobie Alice.
Wystarczyła jej taka odpowiedz.
-Hej-przywitał nas Alex siedzący w przedpokoju na komodzie.
-Obudziła się?-spytałam
-Tak-odmruknął.
Alice weszła do salonu.
-Idziesz?-zostałam z nim sama.
Utkwił spojrzenia w ścianę.
-Alex?
Obejrzałam się w stronę pokoju i podeszła do komody.
-Co się dzieje?
-Nie wierzę w to, że to ona
-Ona co?
-Że się cięła.
Przygryzłam dolną wargę.
-Ja też nie-
Uniósł spojrzenie
-Myślisz?
-Chodź ,dowiemy się
Kaitleen wrzasnęła na mój widok i wbiła się w fotel.
Usiadłam na przeciw niej.
-Kaitleen?Pamiętasz coś z wczoraj?-zaczął Matt
Spojrzała na niego.
-Tak pamiętam aż za wyraznie-warknęła drążcym głosem
-Skułaś ich?-upewniłam się sięgając za pas i wyrzucając kajdanki na stół.
Prychnęła. Złapała za rękawy i podciągnęła je do góry.
-Widzicie to?-wskazała na blizny-nie zrobiłam tego sobie-przekręciła głowę w moją stronę-to twoi kochani rodzice mi to zrobili.
-----------------------------------------
Tak kończy się rozdział XIX. Dzięki za przeczytanie zapraszam do komentowania i dołączania do "czytelników bloga"