sobota, 7 września 2013

Rozdział XX






Rozdział XX

        
Siedziałam, naprzeciw niej przyglądając się z daleka na jej nadgarstki. Blizny które prawdopodobnie jak sama jej właścicielka sądziła powstała od „Nich”-moich rodziców.
-Dajcie mi pić-zarządała.
Matt na chylił się nad stołem i wlał do szklanki  z dzbanka wodę. Pchnął szklankę po stole. Kaitleen wypiła ją całą i cmoknęła w kierunku chłopaka.
-Możesz się sprężyć?-proprosiła Alice
-Jasne- zgodził się -o czym chcecie…
Wstałam i zacisnęłam zęby.
-Usiądz-wskazała przed siebie
-Zacznij mówić Kaitleen-warknęłam
-Myślisz,że to dla mnie łatwe? To nie jest zwykła pogadanka…
-Więc zacznij mówić-wtrącił się Matt.
- Siądź -nalegała.
Westchnęłam i zajęłam miejsce.
-Zaczęło się po naszej kłótni-spojrzała na ich trójkę-szlajałam się po ulicach gdy przypadkowo trafiłam na twoich starych-kiwnęła do mnie głową-nie myśl sobie, że poszłam tam dobrowolnie. Wbili mi coś gdzieś tutaj-chciała podwinąć bluzę ale Alice jej przeszkodziła. Zerknęła na nią spod łba-obudziłam się w twoim łóżku,pytałam o co im chodzi ale znów mnie odurzyli -później przebudziłam się czując jak mnie nacinają wyraźnie widziałam, że to oni.
-O matko-wyrwało się Alice.
-Każdego razu czułam, że boli coraz mocniej. Rano mnie wypuszczali po zmroku  odnajdywali i odurzali.
Podparłam się o kolano i rozmasowałam nerwowo czoło.
-W końcu zebrałam się w sobie, wzięłam kajdanki no i zakradłam się do nich, resztę już moglibyście się domyśleć.
-Wie to ktoś jeszcze?-zapytałam nie podnosząc głowy znad podłogi.
-Możecie nas zostawić same-poprosiła
//Moi rodzice byli psychopatami.
-Dość już tajemnic, kto o tym wie!?
-Myślisz Matt, że byłam na tyle głupia żeby komuś o tym mówić?!
-Matt, mógłbyś udostępnić nam salon?-zapytała jego mama wchodząc
-Jasne, chodźmy na górę-odpowiedział jej.
Będąc na końcu Kaitleen „przypadkowo na mnie wpadła”
-Ktoś jeszcze wie-szepnęła mi na ucho
Zatrzymałam się.
-Kto?-zapytałam równie cicho.
Uśmiechnęła się tryumfalnie i ruszyła po schodach
Westchnęłam i przymknęłam oczy.
//Rodzice byli psychopatami.
-Lucy idziesz?
Zamachałam głową.
Weszłam na górę i opadłam na fotel.
-Cholera-powtarzał Matt wędrując po całym pokoju.
-Pamiętasz jak mówiłaś  w dzieciństwie że parę razy rodzice nie wracali na noc do domu?-dopytał Alex rozsiadając się na kanapie.
-Sugerujesz, że byli kolejnymi współpracownikami Mason’a?-mruknęłam.
Kaitleen przysiadła na oparciu mojego fotela.
-Hej Kaitleen może będziemy spokrewnione?-udałam entuzjazm
Parsknęła krótko śmiechem.
-Lucy to jest poważna sprawa-skarcił mnie Matt.
Poprzewracałam oczami.
-Chodź na chwilę ze mną-Kaitleen klapnęła mnie po nodze.
Wstałam.
-Skończyliśmy z tajemnicami-podkreślił Matt.
-Muszę do łazienki inteligencie.
-Alice z wami pójdzie.
-Okej-zgodziła się.
Wyszłyśmy.
-Kto jeszcze wie?-zapytała, ona też wiedziała, że jest jeszcze ktoś.
-Tylko się nie wkurzaj-rozmawiałam o tym z Madison.
-Madison?-zapytałam z powątpliwaniem.
-Tak z nią-lekko uchyliła drzwi sprawdzając czy nikt nas nie podsłuchuje
-Nie powiedziałam wam wszystkiego-przyznała się-gdy Madison się o tym dowiedziała kazała mi założyć podsłuch.
Wtedy dowiedziałam się właśnie nad czym przepracowuje się Carter.
Bez słowa wyszłam trzaskając drzwiami i opuściłam dom najszybciej jak się dało. Wszystko stało się przedziwnie pokręcone.
Wybrałam numer Madison.
-Bądź pod lasem za dwadzieścia minut-zakomunikowałam na wstępie i rozłączyłam się bez wyjaśnienia.
Wybrałam okrężną drogę nie chcąc natknąć się na swój dom.
//”Po zmroku mnie odnajdywali”
Gdy doszłam do skraju Madison stała już swoim samochodem.
Obeszłam go i oparłam się o tyle drzwi. Nie czekałam długo aż wyjdzie.
-Co jest?
Spojrzałam na nią z gniewem.
-Od jak dawna wiesz?
-O czym?
-O tym, że moi rodzice to kompletni psychopaci!
-Od początku…
-Początku czego?!
-Gdy Kaitleen się tam pojawiła.
Odwróciłam wzrok do strony lasu.
Krople deszczu mocno uderzały o karoserię.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam Cię martwić.
-Martwić?-powtórzyła z narastającą złością-lepsze było kłamstwo?
Zawiesiła głowę na błotnistym podłożu.
-Nie Cierpię kłamstw-mruknęłam.
Miałam do niej urazę ale chciałam zostać poinformowaną.
-Czego się dowiedziałaś?
-Mam zestaw w samochodzie-puknęła w szybę.
Wsiedliśmy w milczeniu i obie włożyłyśmy po słuchawce do uszu.
-Mieliśmy zamontować kamery ale… nie zdążyłyśmy.
Kiwnęłam głową.
-Trzeba ją znaleźć.
Nie martw się daleko nie mogła pójść.
Trzask drzwiami uprzedził ciszę.
-O kogo chodzi?
Madison milczała wyraźnie zamyślona
-Carter!-upomniałam ją.
-Spojrzała na mnie nie obecnie.
-O kogo chodzi?!
Madison wyciągnęła telefon.
-Luck? Wyszli z domu…tak, jasne-rozłączyła się-Lucy musisz mi zaufać-odpaliła samochód.
-Nie mam jakoś do tego podstaw
Ruszyła tym samym wbijając mnie w fotel.
-Musisz coś dla mnie zrobić-rzuciła do mnie opanowana
-Zatrzymaj się!-nakazałam.
Chwilę jechaliśmy aż w końcu zahamowała
-Oszalałaś!?-rozpoznałam swój dom.
-My z Luck’em jedziemy za nimi, Ty w tym czasie rozejrzyj się po domu.
-Madison…
-Lucy? Zrób to.
Warknęłam
-Niech Ci będzie
-Luc?-zatrzymała mnie gdy wysiadałam-wszystko będzie dobrze
Wysiadłam i będąc kompletnie zmokniętą zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi sąsiadki.
-Och Lucy- szczerze zdziwiona moim widokiem wpuściła mnie do środka
-ja tylko na moment, mogę odebrać zapasowe klucze od domu?
Rodziców tam nie ma…
-Oczywiście, twoi rodzice Lucy, ostatnio bardzo często gdzieś wychodzą-wysciągnęła z szuflady klucze i wręczyła mi je.
-Tak są bardzo…zapracowani
Podziękowałam za klucze i wyszłam.
Przeszłam pośpiesznie do domu.
Wbiegłam  po schodach na górę i przekopałam się przez mój pokój.
//Coś musi tu być.
Zajrzałam pod łóżko i dostrzegłam przedmiot owinięty dokładnie w szmatę.
-Szukasz czegoś?-usłyszałam i oberwałam w głowę.
Czułam jak obydwoje ciągną mnie po schodach dociągając mnie do salonu
-Mogłaś być z nami a nie przeciwko nam!
Uniosłam się na łokciach ale kopnęli mnie w głowę.
-Mogłaś to zostawić!-stanął w rozkroku nade mną
-ale wolałaś w to ingerować-dokończyła matka pochylając się
Próbowałam nie dać się związać ale docisnął  mnie kolanem do Ziemi.
-A teraz-uniosłam mi twarz za podbródek-teraz otrzymasz to na co zasłużyłaś
Sięgnęła po coś.
-Dam Ci tylko jedną szansę Luc-wyszeptał mi ojciec do ucha-przeżucił mnie związaną na plecy.
-Jesteś z nami czy przeciwko nam?-poczułam, że po moim drżącym policzku wędruje metalowy pręt
-Chrzańcie się!-wrzasnęłam a ona zamachnęła się.
Powstrzymał ją jedynie dzwonek do drzwi.
-Wstawaj-unieśli mnie-teraz pójdziesz i otworzysz drzwi- rozwiazali mnie-jeśli uciekniesz albo wyślesz znak zabijemy i Ciebie i tego kto tam jest
-Lucy, cholera tak się martwiłem-Alex pociągnął mnie do Siebie.
-Wynos się-mruknęłam
-Co?-odsunął się tylko po to aby spojrzeć na mnie.
-Mówię żebyś się cofnął-warknęłam i odepchnęłam go.
-Lucy… co się…-zaczął zdziwiony.
-Moja córka nie chce już z tobą rozmawiac-usłyszałam za sobą jej głos.
-tak-przytaknełam i wycofałam  się do tyłu jak gdybym oddalała się od niewidzialnej granicy. Granicy po której stał mój najlepszy przyjaciel łamiący mi serce.
-Lucy,no!-krzyknął za mną gdy odwróciłam się weszłam do domu.
-Świetnie to odegrałaś-ojciec doskoczył do mnie i przywalił do ściany.
-Nie boję się was-zaprzeczyłam
-A powinnaś-wyjął z kieszeni podsłuch-serio myślałaś że tego nie zauważymy.
Tu mocno mnie spoliczkował a potem pchnął do kuchni.
-Czas na rodzinny obiadek-złapał boleśnie za moje ramie i przypiął mnie kajdankami do stolika-to gdybyś miała odejść od stołu-skomentował i obydwoje zanieśli się obłąkanymi śmiechami.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział XX. Dzięki za przeczytanie zapraszam do komentowania i dołączania do "czytelników bloga"