sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XI



Rozdział XI



-W końcu się spotykamy Luc-wyraził swoje zadowolenie.
Rozejrzałam się po otoczeniu. Wciąż byłam w lesie. Syknęłam z przeszywającego moją głowę bólu. Przysiadł na pniu drzewa.
-Wiesz dobrze, że to kiedyś musiało nastać.
-Co...?-wysapałam próbując wstać.
-Może Ci pomogę?-zaproponował
//Kto mnie zaatakował?
Wstałam z trudem bez jego pomocy.
-Ty nie żyjesz-wymamrotałam pocierając tył głowy i wpatrując sie w Richarda.
-Faktem jest, że nie żyję...
Zaczął się przybliżać na co natychmiast ja powoli  odsuwałam się w tył.
-Proszę Cię, nie mam siły znów Cię ścigać, jestem już stary-dodał z promienistym uśmiechem.
-Istniejesz tylko w mojej podświadomości, ty nie istniejesz!-wrzasnęłam i pobiegłam znów dalej.
Silne spoliczkowanie wyrwało mnie z wizji.
-W końcu, Lucy-skomentował ktoś z oddali.
Plunęłam krwią przed siebie. Promienie światła oblegały moją twarz.Jęknęłam z bólu każdej części ciała.
-Przestań się nad sobą użalać-znów ktoś się odezwał i po raz kolejny zostałam spoliczkowana.
Spojrzałam z trudem na twarz osoby która się nade mną nachylała. Jego Blizna pod okiem wszystko mi wyjaśniła.
-Doszło do nie „uniknionego”-oznajmił pełen obłędu mężczyzna i odszedł.
-Gdzie ja jestem?-zapytałam rozglądając się.
-Tam, gdzie dzieło nie zostało skończone, a będzie miało swoją kontynuację-wyrectował.
Usłyszałam ostry wrzask za ścianą.
-Przepraszam Lucy, ale Alice mnie woła-przeprosił o podszedł.
Poczułam ogromny ból w ramieniu.
Wrzasnęłam a gdy spojrzałam ostatkami sił dostrzegłam wbity mały nóż i stróżki krwi spływające po ręce.

Znów wrzasnęłam i opadłam na kolana.
//Znów ten koszmar: znów On, Ja i las.
Ucisnęłam ramię
-Co Ci się stało?-zapytał z troską Richard nadbiegając.
Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
-Popadłam w obłęd-wyjaśniłam a wszystko rozmyło się jak gdyby nastała mgła.
Przymrużyłam oczy, ktoś trzasnął drzwiami i podszedł do mnie.
Chwilę nade mną stał a potem sięgnął za mój podbródek i mocno podniósł go do góry.
Spojrzałam na twarz Ethan’a ten przygryzł wargę i pozwolił bezwładnie opaść mojej głowie. Znów plunęłam krwią brudząc przy tym zmasakrowaną od nacięć nożem bluzkę.
Usłyszałam od niego prychnięcie.
-Zasłużyłaś na to, po tym jak go zabiłaś-warknął-jak to było Lucy?Jak to było?!-wrzasnął i złapał za tył głowy pociągając ją w jego stronę.
Przymknęłam oczy z bólu.
-Pytam się jak to było?!
Milczałam w końcu puścił a głowa opadła mi na dół.
Odszedł do biurka i sięgnął po coś.
-Zabiłaś go?-zapytał podchodząc i obracając w ręku nóż.
Spięłam się gotowa na cios nożem.
-Do cholery zrobiłaś to?!-zakrzyknął i przyłożył mi nóż do gardła. Zetknęliśmy się spojrzeniami.
-Zrób co musisz-nakazałam i umknęłam spojrzeniem w bok.
Nie czułam już strachu.
//Muszę ponieść karę za to co zrobiłam jemu i Richard’owi
Zaśmiał się krótko i odrzucił nóż z hukiem na bok.
-Sądzisz, że oszalałem?-zapytał i złapał za rączkę noża.
-Zabiłaś go?
Mój brak odpowiedzi skutkował przekręceniem rączki od noża tym samym wiercąc nim w moim ramieniu.
Zdusiłam okrzyk.
-Chcę to wiedzieć!-krzyknął i złapał za resztki mojej koszulki.
Trzasnęły drzwi.
-Widzę Ethanie że nie uzyskałeś jeszcze odpowiedzi na swoje pytanie-skomentował nie zadowolony Daniel ocierając rozciętą  wargę i liżąc zakrwawione palce.
Opuściłam głowę, nie mogąc patrzeć na tą scenę.
-Wiesz, że jestem menadżerem Alice?-zapytał zafascynowany-ja napiszę kontynuację tej książki, to ja będę sławny, ale wszystko w swoim czasie Luc.
Poczułam, że Ethan odblokowuje wcześniej zakneblowane dłonie.
Od razu po tym opadłam na podłogę.
Daniel się zaśmiał.
-Nadszedł czas, aby to zakończyć-usłyszałam od mężczyzny, na tle mocnego uderzania w klawisze od maszyny do pisania-przyda mi się twoja krew.
Podszedł i mocno ucisnął moją ranę sprawiając że krew zaczęła płynąć coraz intensywniej.
Poczułam ukucie i omdlałam.
-Lucy…-dosłyszałam z bardzo daleka-proszę uchroń go przed śmiercią-wyszeptał mi głos do ucha.
Słyszałam jak ktoś z boku bełkocze coś nie zrozumiałego. Lekko otworzyłam oczy na niebie rozpościerały się chmury a ja leżałam na kamiennym podłożu.
Przekręciłam głowę w stronę szlochających.
-Lucy-wyjęczała Alice, ale nie poruszyła się.
-Wstań Lucy-poprosił mnie głos roznoszący się gdzieś za mną.
-Daj jej spokój Daniel !-odpowiedziała przyjaciółka i wydała z siebie zduszony okrzyk bólu.
-Zamknij się Alice, nie pogarszaj swojej sytuacji!-wywrzeszczał obłąkanie.
Podniosłam się z trudem na klęczki i odwróciłam w jego stronę. Stał w tym samym miejscu gdzie ostatnio stał Scott Mason i celował we mnie z tego samego pistoletu.
-Zdziwiona?  To Ethan mi go załatwił-wyjaśnił machając bronią-z tej oto broni zginął jego ojciec.
-Richard był twoim ojcem?-zapytała przerażona Alice, a potem przeraźliwie zakasłała.
-Przestań gadać-upomniał ją w odpowiedzi-tak był moim ojcem, a teraz go nie ma.. i to wszystko przez ciebie!-wrzasnął i wskazał na mnie.
-Doskonale Ethanie-podsumował Daniel-czas aby kontynuować „jego” dzieło.
-Wypuść ich-poprosiłam patrząc na zakrwawionych przyjaciół-ich to nie dotyczy.
-Och zamknij się, to Richard was wybrał!-wyjaśnił –ja chcę mieć tylko materiał na powieść.
-Kompletnie oszalałeś- wychrypiała Alice.
-Nie! Znajdujemy się dokładnie w tym miejscu gdzie ona zabiła Richarda, gdzie twoja powieść miała koniec, ale nie zakończenie! Zbliż się Lucy.
-ponaglał mnie ruchem pistoletu.
Chwiejnym krokiem ruszyłam w jego stronę.
-Nie rób tego Lucy, proszę Cię-błagał Ted.
-Wszystko będzie dobrze-zapewniłam podchodząc do nich.
Mickie wyraźnie tkwiąc w szoku odsunął się ode mnie.
-Widzisz? Boi  się Ciebie-zakpił.
-Boże Alice-wymamrotałam widząc przebite płuco spod rozszarpanej bluzki.
-Nie idz-poprosiłą powstrzymując mnie.-Ja Cię za wszystko przepraszam…
-To już nie istotne-przerwałam jej-wyjdziecie z tego-zapewniłam.
Wstałam  i ruszyłam w ich stronę nie zważając na strach.
Daniel podał bez słowa pistolet Ethanowi.
-Ty to zrób Ethanie.
Nie wydawał się przerażony, sprawiał wrażenie zrelaksowanego.
Przyłożył mi broń do serca.
Westchnęłam w sobie
//To będzie kara za zabicie Richarda.
-Ona go nie zabiła!-pisnęła z tyłu Alice.
Odbezpieczył broń. Nasze spojrzenia się spotkały.
-Nie zwlekaj Ethanie, ona zasłużyła na karę-odezwał się mężczyzna.
Wciąż wpatrywaliśmy  się w  siebie
-No strzelaj do cholery!-zawrzeszczał.
---------------------------------------------------
 Tak kończy się rozdział XI.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział X




Rozdział X
 



Chciałam się od niego odsunąć, ale on posuwał się wraz ze mną, chcąc znów mnie pocałować. W końcu wyczułam zakończenie łóżka i odczekałam aż Ethan zacznie znów mnie całować. Tkwiąc znów w jego pocałunku z trudem przerzuciłam go na podłogę i wybiegłam z pokoju.Szarpnęłam za klamkę od drzwi wejściowych i trzasnęłam nimi za sobą, słysząc echo roznoszące się po klatce. Zbiegłam na dół z bijącym znacznie za szybko serce, opuściłam klatkę. Na dworze panowała  totalna ulewa. Szłam przed siebie.
//Spanikowałam? Nie, po prostu Ethan nie powinien mnie całować.
Objęłam swoje ramiona odczuwając dreszcze zimna.
//Nie było czasu zabierać kurtki, dokąd doszłam?
Rozejrzałam się. Stałam na rozdrożu dróg. Jedna z nich po lewo prowadziła do lasu, tego samego w którym przeżyłam koszmar.Zerknęłam na ścieżkę po prawej prowadzącą do domu Alex’a.
Rodzice nie wchodzili  w grę, nie chciałam widzieć ani Matt’a ani Alice.
//Pozostał Alex.
Spojrzałam znów w lewo.
//Musiałabym oszaleć do końca, gdybym tam poszła.
Skręciłam w prawo.
//Jeśli Alex mnie nie przyjmie z desperacji wrócę do Madison.
Doszłam do jego domu przemoknięta i z czego zdałam sobie sprawę dopiero teraz zapłakana.
Zapukałam lekko do drzwi i zaczęłam ocierać policzki.
-Lcuy?!-zapytał upewniając się.
-Cześć Alex-odpowiedziałam.
Spojrzał na mnie z przerażeniem i wciągnął  do środka.
-Co się stało? Dlaczego płaczesz?-zaczął wypytywać.
-Mogę u Ciebie zostać na noc?-zapytałam błagalnie nie patrząc na niego.
-Nawet się o to nie pytaj-skarcił mnie-Mamo szykuj herbatę!-krzyknął w stronę kuchni i zaprowadził na górę do swojego pokoju.
Przysiadłam na łóżku dygocząc. Alex wyszukał w szafie jakiś stary podkoszulek i polar.
Sięgnął do suwaka od mojej bluzy a ja odsunęłam się.
-Musisz zmienić ubranie-uparł się odpinając mi przemokniętą bluzę i powoli zdejmując ją ze mnie.
-Sama się przebiorę-odezwałam się.
-Daj spokój, cała drżysz, poza tym widziałem Cię już bez…-przerwało mu pukanie do drzwi. Złapałam za rzeczy i przeszłam do łazienki.
Dostrzegłam swoje paskudnie wyglądające odbicie w lustrze.
-Napij się herbaty i połóż do łóżka-poinstrułowała jego mama i zarzuciła mi na plecy koc.
Podziękowałam, kobieta wyszła a ja zakryłam oczy dłonią czując, że zaraz z oczu poleci mi niekontrolowana ilość łez.
-Luc-usłyszałam od niego i poczułam, że niepewnie mnie obejmuje-jeśli zrobi Ci się lepiej, to się wypłacz.
Wtulił mnie do siebie a ja zaniosłam się niepohamowanym płaczem. Nie mogłam już dalej udać, że wszystko gra. Nie wiem jak długo płakałam, ale gdy w końcu przestałam, tkwiłam nadal w jego objęciach siedząc na kanapie.
-Chyba od dawna tego potrzebowałaś, co?-zapytał.
Otarłam pięściami łzy.
-Rozmawiałeś z Matt’em?-odpowiedziałam pytaniem.
-Tak, ale nie przejmuj się Lucy, wszystko z nim wyjaśniłem.
-Co masz na myśli?
-Powiem Ci jutro rano, okej?-podał mi kubek.
-Pokłóciłeś się z nim?
-A ty z Madison?
-Szczerość za szczerość?-zaproponowałam.
-Okej-zgodził się.
-Nie pokłóciłam się z Madison-zaprzeczyłam-Ethan mnie pocałował.
-Zrobił Ci coś? To dlatego płakałaś?-zapytał wstając i przebierając stanowczy głos.
-Nie, uspokój się-wskazałam na miejsce na którym siedział-właśnei dzisiaj Alex wprost i szczerze upewniłam się, że nie jesteśmy już przyjaciółmi-spuściłam wzrok na swoje dłonie.
-Lucy,posłuchaj mnie teraz-poprosił biorąc mnie za rękę.-nigdy nie straciłaś i nie stracisz mnie-zapewnił-tak jestem z nim pokłócony, ale Matt już dawno się o to prosił, a teraz chodź, nie chcę żebyś się zaziębiła.
-Daj spokój Alex.
Wiedziałąm, że z natłoku emocji nie zasnę.
-Nie każę Ci od razu spać-dodał. Przenieśliśmy się na łóżka.
-Trochę narozrabiałam, prawda?-zapytałam wpatrzona w sufit.
-Nie to nasza trójka, większość popsuła-poprawił mnie i położył się koło mnie.
-To moja wina-uparłam się.
Uniósł się na łokciach aby spojrzeć na mnie.
-Gdybym trzymała się z daleka od Richard’a..
Zbliżył twarz do mojej.
Dźwięk telefonu przerwał to co chciał zrobić.
Odchrząknęłam i siadłam
-Odbierz-odpowiedziałam.
On jednak odrzucił ostatecznie połączenie
-Nie mam zamiaru z nim rozmawiać-dodał i odłożył telefon na komodę.
Położyłam się znów.
-Sądzisz Luc, że będę miał jeszcze dziewczynę?-zapytał gdy już przysypiałam..
-Jasne, że tak-wymamrotałąm i przekręciłam się do niego plecami
Na granicy snów dosłyszałam wyraźne: „Kocham Cię Lucy.
Dokuśtykałam do drzewa i przeczytałam powieszoną kurtkę: „Uciekniesz od nieuniknionego
Coś zaszeleściło w zaroślach.
-Nie, nie nie!-powtarzałam cofając się i widząc, staruszka podchodzącego do mnie z pogodną miną.
-Czego ode mnie chcesz?1-wrzasnął a wszystko rozpłynęło się. Miałam uczucie spadania
Otworzyłam oczy, Alex’a nie było w pokoju, przebrałam się i wyszłam z pokoju.
-Lucy jeszcze śpi-oznajmił zdenerwowany Alex z dołu.
-To ją obudz-usłyszałam zirytowanego Matt’a-przespałeś się z nią to ją teraz..
Zeszłam na dół.
Obrócz Matt napotkałam spojrzenia Madison i Luck’a.
-Musimy zacząc poszukiwania-zapelował Luck.
-Poszukiwanie kogo?-zapytałam wciąż wpatrzona w trzymaną przez Matt’a drżącą kartkę.
-Alice, Micke i Ted zaginęli-wyjaśnił Alex.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-„On” ich porwał!-wrzasnął Matt i wcisnął mi do rąk kartkę.
Nadszedł czas aby doszło do  nie uniknionego”
-To wszystko twoja wina!, ty masz coś z tym wspólnego!-znów krzyknął Matt i rzucił się na mnie z pięściami.
Alex, zagrodził mu drogę i doszło do bójki.
Wykorzystałam moment nie wagi i wyszłam przed dom. Zaczęłam biec.
//Kierunek-las.
Dobiegłam do jego skraju w niecały kwadrans.
//A co jeśli to Mason? Nie, Mason siedział na dożywociu.
-No dalej Lucy-ponaglałam siebie.
Wbiegłam do niego i zaczęłam kierować się w stronę domu w głębi lasu.
W myślach przewijały mi się momenty ze spotkań z Richard’em. Dopadłam do najbliższego drzewa i zaczęłam regulować dyszenie.
-Cześć,Lucy-usłyszałam znajomy głos i poczułam mocne walnięcie czymś metalowym w tył głowy.
Osunęłam się na ziemię.Gdy otworzyłam oczy nachylała się nade mną postać od której uciekałam już od dawna.
-----------------------------------------------------------------
 Tak kończy się rozdział X.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".