wtorek, 24 maja 2016

Krótki komunikat

Hej wszystkim. Musiałam zrobić sobie przerwę od pisania. Jak widzicie wrzuciłam prolog do nowej części i zaczęłam pisać już dalszy rozdział, pojawi się on niedługo.Dziękuję każdemu kto wszedł i kto wchodzi na tego bloga :D

niedziela, 21 lutego 2016

Prolog



 Prolog

Zdjęcie przedstawiało małą szczęśliwą dziewczynkę i rodziców
//Szczęśliwe dzieciństwo
Nie uśmiechnęłam się na myśl o wspomnieniach odłożyłam zdjęcie na komodę zapięłam torbę i postawiłam ją w korytarzu. Rozejrzałam się po opustoszałych pomieszczeniach. Dom  zupełnie obcy, pełen wspomnień, sięgnęłam do karku czując bliznę.Za oknem paskudnie padało, deszcz bębnił o szyby okien. Podeszłam do stolika i przyjrzałam się stojącej wazie. Policja przegrzebał i zabezpieczyła wszystko w tym domu.
//Ulubiona waza matki.
Sięgnęłam do niej i zwaliłam na podłogę. Dźwięk rozbicia, oparłam się o blat i przymknęłam oczy powstrzymując łzy. Kroki, podeszła blisko.
-Idziemy?- mruknęła
Uniosłam na nią spojrzenie, którego uniknęła.
-Tak chodźmy -przytaknęłam
Pierwsza wyszłam na zewnątrz, zignorowałam stojących przy podjeździe zaciekawionych sąsiadów. Otworzyłam bagażnik i wpakowałam torbę.
-Lucy?- odezwała się jedna z kobiet podchodząc bliżej.
Wsiadłam trzaskając drzwiami.

wtorek, 29 kwietnia 2014

RozdziałXXV+Epilog


 Rozdział XXV



Przeklęłam pod nosem, gdyby nie moja matka nie byłoby tego wszystkiego.
-Idioto mogłeś nam powiedzieć!-usłyszałam obok siebie.
Kaitlyn warknęła i rzuciła się na Luck’a.  Z początku policjant zaskoczony jej wybuchem zasłaniał się a w następnej chwili lekko złapał za jej ręce i próbował ją uspokoić.
Wpatrywałam się uważnie w drzwi zajazdu za którymi zniknęła Madison.
//Nie znam nawet małej części całej prawdy o niej
Zebrałam się w sobie i powoli powędrowałam do środka.Zgarbiła się gdy przysiadłam obok na stołku przy barze. Spojrzałam ponuro na kieliszek postawiony koło niej.Wypiła jego zawartość i kiwnęła barmanowi aby nalał ponownie trunku.Przezroczysta szklana butelka wylała ostatki  a barman z rezygnacją odstawił ją na półkę obok innych jak sądziłam równie pustych alkoholi.
-Nie masz więcej?-mruknęła do niego a ten udając, że nie słyszy odszedł do siedzącego na końcu baru klienta.
-Możecie wracać do domu-powiedziała bez emocjonalnym głosem podnosząc kieliszek-nic wam nie powiem-połknęła zawartość i skrzywiła się na posmak.Wstała lekko się chwiejąc
-Nie potrzebuje twojej troski-wyrwała się kiedy ujął ją za ramie
Na zewnątrz zimne powietrze nieprzyjemnie owiało nasze twarze.
-Odwiozę was do domu..
-Jedz, my wrócimy same-odpowiedziała Kaitlyn patrząc nie przychylnie na Madison.
-Nie zostawię was tutaj..
-Luck-przerwałam-jedź już
Zawahał się ale w końcu kiwnął głową
-Odezwijcie się później-dodał na pożegnanie idąc do stojącej koło samochodu dziennikarki.
-Dzwonię po Ethana-rzuciła do mnie za odjeżdżającym samochodem-niech zabiera nas  z tego zadupia.Nic nie odpowiadając zaczęłam zastanawiać się czy właśnie teraz nie nadszedł moment aby uciec i pozostawić to wszystko takie jakie było.
-Co ty robisz?-usłyszałam za sobą dziewczynę-dokąd ty idziesz?-złapała mnie za ramię, odwracając do siebie
-Odwal się Kaitlyn-mruknęłam i odsunęłam się od niej
-Zamierzasz uciec?-zapytała z niedowierzaniem.
Znów odeszłam
-Jesteś kompletną idiotką jeśli chcesz to zrobić-skomentowała z kpiną doganiając mnie i zagradzając drogę-możesz się w końcu dowiedzieć prawdy…
-Mam gdzieś prawdę-warknęłam czując, że drżę już nie z zimna ale ze złości-co nam teraz po tej prawdzie?!co?!
-Chyba tego tak nie zostawisz?!
-A co im teraz zrobisz?-chwyciłam ją za kurtkę-zabijesz je na rozprawie?
-Zabierz swoje łapy-powiedziała z odrazą
Puściłam ja i cofnęłam się kilka kroków od niej.Siadła na schodach i potrząsnęła głową.

-Nie mam siły na tą rozprawę-poinformowała mnie z rozdrażnieniem patrząc jak przez drogę co moment przejeżdżają samochody-ale chcę zobaczyć jak ich skazują
Nie odezwałyśmy się już do siebie aż do moment przyjazdu Ethana
-Więc jakim sposobem zostałyście tutaj same?-zapytał gdy wsiadłyśmy
-Po prostu jedz-nakazała Kaitlyn.
Po kilku minutach skończył uparcie wpatrywać się w lusterku
-Gdzie mam was odwieść?
-Do mnie-odpowiedziała
Rezygnując z rozmowy pogłośnił radio  Dziewczyna lekko postukała mnie  w ramie i wskazała niemal niezauważalnie na teczkę leżącą na fotelu przed nią
//Przypadkowo identyczna do naszych?
-Od jak dawna znasz Madison?-zadałam pytanie
-Chcecie wiedzieć czy wiedziałem?-odparł złowrogo-nie, nie wiedziałem
W końcu wjechaliśmy do miasta
-Co jest?-spytał zatrzymując się przy nietypowym korku.
W oddali rozpoznaliśmy kilka osób z sąsiedztwa.Wysiadłyśmy i ruszyłyśmy w ich stronę
-To hańba!-wykrzyknęła jedna do drugiej-jak można było dopuścić do mieszkania tych morderczyń?!
-Też Pani zadam to pytanie-odburknęła Kaitlyn
-To one!-inna wskazała na nas-to kolejne osoby które będą zabijały nasze dzieci
Złapałam ją nim nie doskoczyła do kobiety
-To nie jest ich wina-odezwała się matka Matt’a
-Nie straciłaś prawie syna
-One go uratowały
-To są morderczynie…
-A pani niby kim jest?!-wrzasnęła Kaitlyn
-Niech panie wracają do domów-Ethan doszedł do całego zbiorowiska
Z tłumu wyłoniła się Alice z Matt’em i Alex’em.
-Wy znowu razem?!-złowrogo krzyknęła w ich stronę
-Macie się stąd wynieść-nakazała  w odpowiedzi kolejna
-A ty co moja matka?!-zakrzyknęła prowokująco
-Chodź-zaczęłam ją odciągać
-Odejdź od nas idioto-wrzasnęła do podchodzącego Alex’a-bo na prawdę Cię zabiję
To wywołało poruszenie wśród zebranych
-Co pani robi?!-zdążyłam krzyknąć zanim uchyliłyśmy się przed kamieniem który wybił przednią szybę stojącymi za nami pojazdu
Kierowca wysiadł otępiały patrząc na wyrządzoną szkodę,w oddali słychać było syreny policyjne
-Brać je!
Pchnęłam Kaitlyn aby biegła
-To szaleństwo!-wykrzyknęła  omijając samochody
-Wiem-zawołałam
Przebiegłyśmy ulicę słysząc za sobą nawoływanie. Pokonując kilka pustych ulic dotarłyśmy do domu.
-Co za popieprzona sytuacja-wydyszała łapiąc za ciężki regał-sądzisz, że by nas zlinczowały?
Pomogłam przesunąć mebel pod drzwi
-Sądzę, że tak-wysapałam regulując zadyszkę
-Chyba policja powinna coś z tym zrobić…-przerwał jej dźwięk tłuczonego szkła
Bez zastanawiania wyjęła nóż i odważnie weszła do pomieszczenia. Zakradłam się powoli do salonu,nasłuchując. Zajrzałam do środka dostrzegając rozbitą szybę i cegłę lezącą na podłodze. Usłyszałam warknięcie nim napastnik przewalił mnie na podłogę i  docisnął do parkietu. Oszołomiona próbowałam się bronić widząc z jakim zaangażowaniem pragnie mnie zabić
-Drgnij!-usłyszałam za nim
Zamarł a w jego oczach dało się widzieć panikę. Puścił mnie na co odsunęłam się od niego dopiero mogąc zrozumieć co wywołało u niego strach
-Prawie Cię nie zabił…
-odłóż to-wstałam nieco zdezorientowana
-Proszę Cię…zamordowani mi syna…-zaszeptał
-I co?! Myślisz że to ona?!
-Kaity oddaj mi ten nóż-wyciągnęłam dłoń
Usłyszałyśmy jak dobijają się do drzwi co pobudziło nas do działania
-Puść go i chodź-odpowiedziałam szybko wymijając ją
-No dobra-usłyszałam za sobą głuche uderzenie.
Zerknęłam na to jak mężczyzna osuwa się po ścianie a Kaitlyn z maniakalnym uśmiechem idzie ku mnie
-Wyluzuj nie zabiłam go-uspokoiła mnie
Nie mając już czasu do zastanowienia przeskoczyłam przez rozbite okno
-Bocznymi uliczkami jakoś dojdziemy-stwierdziła idąc zaraz za mną
Co chwilę upewniałyśmy się czy aby kolejny „psycho” mieszkaniec nie ma ochoty nas gonić.
-Pusto tu  jak gdyby nastąpiła apokalipsa-skomenotwała-no tak-dodała zrywając ze słupa ogłoszenie-„Walczymy o przyszłość naszych dzieci”-przeczytała z kpiną-nie sądzisz że hasło powinno brzmieć „Zabijmy je, to morderczynie!”?
Uśmiechnęłam się
-Sądzę, że powinniśmy iść dalej
-Morderczynie!-Kaitlyn szła za mną naśladując styl w jakim to mówiły
Skręciłam w następną uliczkę wpadając na kogoś
-Całe miasto chce was zabić-wymruczała Madison
-I co z tego?-odparła  lodowatym głosem
-To takie typowe dla Ciebie-skomentowała
Dziewczyna uśmiechnęła się jak gdyby usłyszała komplement
Machnęła ręką aby podążać za nią,żadna z nas jednak się nie poruszyła
-Wiemy że nie chcesz nam pomóc Madison -zaczęła
-Co?-zapytała zdziwiona
-w końcu one zabiły-dodałam -chętnie byłabyś teraz w tym tłumie
Pokiwała z niedowierzaniem
-Do końca powariowałyście-stwierdziła z uśmieszkiem-jeśli miałabym wam coś zrobić zrobiłabym to już dawno-dopowiedziała-a teraz idziemy, zanim oni tutaj dojdą.
Zaprowadziła nas do swojego mieszkania.
-Co to jest?-spytała  kiedy Madison już w przedpokoju wyciągnęła do niej kartkę
-Testament-wyjaśniła zawieszając swoją kurtkę
-Testament kogo?-spojrzała na pismo
-Richarda-usłyszałyśmy a ja zacisnęłam zęby-przepisał wam dom-dodała patrząc to na nią to na mnie
-Nam?-powtórzyłam otępiała-jak to?-
-I to na jakimś odludziu-wtrąciła Kaitlyn
Zaczęłam dyszeć
-Lucy..-zaczęła kobieta
-muszę wyjść-powiedziałam nerwowo
-Co?Nie-zaprzeczyła stając pod drzwiami
-Przecież Richard to zamknięta sprawa-odezwała się dziewczyna
-Odsuń się-nakazałam jej czując że zaczynam popadać w histerię.
Złapałam za klamkę i zaczęłam nią naciskać
-Och, opanuj się-zniecierpliwiona Kaitlyn odciągnęła mnie od wyjścia i pchnęła do pokoju
-Dalej masz wyrzuty?! Czy ty w ogóle kiedyś się ich pozbędziesz?!
-Kaitlyn, nie tak-skarciła ją Madison
-A jak?-zawarczała-ile ona będzie się jeszcze obwiniać?!całe życie?
-Nic ci do tego-mruknęłam
-Właśnie że tak!Jest mi do tego bo tylko ty mi zostałaś idiotko! Nie mam nikogo rozumiesz?!-przysiadła na kanapie ukryła twarz w dłoniach i zaczęła się kołysać
Drzwi frontowe trzasnęły.
Luck stanął na progu
-Jakoś ich odesłaliśmy do domów-poinformował wyraźnie zmęczony
-Żartujesz sobie?! Mało co nas tam nie zabili a ty dałeś im tylko pouczenie?!-zerwała się z sofy
-Kilka minut temu sama prawie tego nie zrobiłaś-przypomniałam jej
-Kilka minut temu Cię obroniłam-poprawiła mnie z pogardą
-Zaczekacie tutaj aż wszystko się nie wyjaśni –zapowiedział
-Nie zostaje tutaj-zaprzeczyła - nie ufam wam
-nie masz innego wyjścia nie przeciwstawisz się im wszystkim-wyjaśniła Carter
-Sugerujesz, że nie umiem się obronić?
-Na tyle mieszkańców? Tak, tak właśnie sugeruje Kaitlyn
-Musimy wyjść, dacie sobie radę?
Prychnęła i wyszła z salonu
-Lucy?
Nie odpowiadając ominęłam go i weszłam w ślad za nią do pokoju.Zamknęłam za sobą drzwi
-Nienawidzę tego co one nam zrobiły-powiedziała stłumionym głosem leżąc na łóżku.
Stanęłam przy ścianie i przypatrzyłam się obrazowi
-Nie jesteś idiotką-dodała znad poduszki-po prostu zrozum…
-Rozumiem-przerwałam jej dalej podziwiając malarstwo-po prostu jesteśmy w tej samej sytuacji
-Dziewczyny my wychodzimy-usłyszałyśmy spod drzwi
-Szerokiej drogi-mruknęła dziewczyna
-Nie zastanawia Cię dlaczego właśnie dzisiaj Ci wszyscy ludzie chcieli nas wypędzić?
Sięgnęła do torby
-Weź ją sobie-rzuciła teczkę obok siebie.
Przeszłam na drugą stronę łóżka i otworzyłam ją.
Czytanie tego wszystkiego zajęłoby mi kilkanaście dni postanowiłam przejrzeć to chaotycznie
********************************************
Ciche szlochanie, ciemność i wyczuwalny strach.Chłopiec siedział zamknięty już od paru godzin.Gdzieś głucho słychać było padający deszcz.Pamiętał tylko miłą panią która uśmiechała się do niego cały czas aż jej twarz nie rozpłynęła się. Teraz leżał na zimnej podłodze próbując maniakalnie obudzić się z  koszmaru który chcąc wierzyć tylko mu się śnił. Drgał co chwilę z przejmującego zimna i strachu. Rodzice na pewno zaraz znajdą go zapłakanego w łóżku  a cały ten zły sen się skończy. Oślepiło go światło,nie zdążył nawet unieść do końca głowy a został poderwany do góry za włosy.Ktoś poprowadził go po schodach.W korytarzu upadł na podłogę i leżał sparaliżowany patrząc na zamaskowaną postać sięgającą po klucze z haczyka.Znów zaciągnął go wychodząc na dwór.
-Zabierze mnie pan do mamy?-zapytał z nadzieją kiedy wsadził go do samochodu.Nic mu nie odpowiedział, trzasnął za sobą drzwiami i zniknął w ciemnej nocy.
„Zabawne ile dzieci pyta o to samo” pomyślał nim podpalił zapałkę i rzucił ją na rozlaną benzynę.Stał długo uśmiechając się do płonącego pojazdu i słyszalnych krzyków swojej ofiary.
Nieprzyjemne szarpanie wybudziło mnie ze snu.Rozejrzałam się rozkojarzona po kartkach porozwalanych na całym łóżku
-W porządku?-zapytała gdy wstałam energicznie.
Przytaknęłam a ona posłała mi niechętne spojrzenie wracając do czytania gazety.
-Skąd ją masz?
-To?-zaszeleściła nią-z pokoju Madison
Przeszłam do łazienki przymykając za sobą drzwi.Odkręciłam wodę i przemyłam twarz.
//wszystkie ich zbrodnie miały w taki sposób nękać mnie w snach?
-Lucy!-Kaitlyn warknęła i z zamachem otworzyła drzwi-musimy stąd iść
-Dlaczego?-zapytałam patrząc na nią rozkojarzona
-Dlatego-wcisnęła mi gazetę i wyszła
Rozejrzałam się po nagłówkach natrafiając na jutrzejszą datę specjalnie wyeksponowaną pogrubioną czcionką
„Dzień sprawiedliwego osądu”
-Idziesz?!-zawołała mnie będąc już na korytarzu.
Zgniotłam gazetę i cisnęłam nią obok reszty porozwalanych rzeczy na łóżku, wzięłam kurtkę i zatrzasnęłam za sobą drzwi, kolejny raz zostałyśmy okłamane…

 Epilog


-Gotowa?-zapytała gdy stanęłyśmy następnego dnia pod sądem.
Przytaknęłam zaczynając wspinać się po schodach.
-Co by nie było, wyjdziemy stamtąd-powiedziała jakby do siebie
Nasze wejście do budynku nie zostało naturalnie nie zauważone. Ochrona naprężyła się gotowa do interwencji
-Niech podejdą do morderczyń-szepnęła mi Kaitlyn do ucha
Zapłakana kobieta stanęła nam na drodze do wejścia na sale
-Nie wejdziecie tam! Nie po tym jak moja córeczka zginęła!-wybełkotała
-Niech się pani przesunie-poprosiłam
Zaprzeczyła i rozpaczliwie nie dawała się odsunąć. Kilka kolejnych ludzi podchodziło już. Ręka Kaitlyn powędrowała do miejsca gdzie skrywała nóż ale powstrzymałam ją szybko gestem.
-Jak tam przejdziesz?-wysyczała.
Madison przepchała się pomiędzy zbiegowiskiem i łapiąc za nasze ramiona z pomocą ochrony wprowadziła nas
-Dzięki-mruknęłam nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy.
-Lucy-usłyszałam za sobą.
-Idę zająć miejsca-powiedziała Carter przechodząc przez rząd krzeseł.
-Czego chcesz?-zapytała Alex’a patrząc nieprzychylnie na Matt’a i Alice.
-Porozmawiajmy, Ona chce nas rodzielić…
-Och, nie popłacz się tylko-odpowiedziała typowo dla siebie dziewczyna. Drzwi z drugiego końca sali otworzyły się. Pociągnęłam ją w stronę dziennikarki.
-Zakończmy to-powiedziała cicho zajmując miejsce.
Do dwóch odizolowanych pomieszczeń wprowadzono Strace i moją matkę.Obie z nich z obłędem przypatrywały się publice.
-Otwieramy rozprawę sądową…
********************************************
-Podążaj za znakami Lucy!Podążaj za nimi!-wrzeszczała po ogłoszeniu wyroku.
-Wychodzimy-zarządziła Kaitlyn-wstając
-Idź za nimi! Słyszysz?! Za znakami!-bełkotała
Przecisnęłyśmy się przez ciąg miejsc.
-Ktoś ciągle do mnie wydzwania-poirytowana wyciągnęła telefon-słucham?...tak…skąd pani ma mój numer?
Przez chwilę rozmawiała, dalej słychać było krzyki.
-Żegnam-rozłączyła się.Wyszłyśmy na zewnątrz-zgadnij kto dzwonił.
Spojrzałam pytająco
-Jakaś właścicielka motelu którego nazwy Ci nie powiem, powiedziała mi, że jest znajomą Richarda i, że ma dla mnie klucze od domu.
-Znajoma Richarda?-powtórzyłam
-Nie ważne, -objęła mnie ramieniem-poświętujemy a później się zastanowimy co dalej.
-Mogę się dołączyć?-wymamrotała za nami.
Spojrzałam na pobladłą twarz Carter.
-Chodź-kiwnęłam głową-doszła do nas-może wiesz skąd wypożyczyć samochód?
-Planujecie wyjazd?-zapytała zaciekawiona
-Planujemy to za dużo powiedziane-wyjaśniła Kaitlyn-ale pomyśleć zawsze warto. Spojrzałyśmy ostatni raz na wychodzących mieszkańców i ruszyłyśmy wzdłuż chodnika mając nadzieje, że pozostawiamy choć część tego koszmaru za sobą.

--------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się II część Shadow Wood, dzięki za przeczytanie rozdziału ,zapraszam do komentowanie i dołączanie do "czytelników" bloga.Ps. Trzecia część jest w trakcie tworzenia i już niedługo pojawi się na blogu :D