wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział XXII

 Rozdział XXII

Coś zaskrzypiało na co natychmiast poderwałam się znad poduszek.
Spojrzałam z wyrzutem na staruszka która przekręcił się na swoim łóżku,  później przeniosłam wzrok  na sąsiednie łóżku z którego chłopak obserwował sufit. Westchnęłam i powoli sprawdziłam opatrunek na karku który utrzymywał się już kilka tygodni. Zerknęłam jeszcze na stół. Świeże kwiaty od Matt’a komponowały się z szpitalnymi ścianami Sali sięgnęłam do  nocnej lampki i ułożyłam się na poduszkach. Nie byłam jednak już senna, czułam że dość mam leżenia i pragnę się przejść.
Siadłam więc rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu i powoli wstałam. Przeszłam prawie  bezszelestnie do drzwi i lekko je uchylając wyślizgnęłam się przez nie.  Ruszyłam przez korytarz patrząc na krople deszczu spływające po oknach.
//Dlaczego zawsze musi padać?
Stanęłam przy jednym i przyłożyłam zimna dłoń do szyby.
//Dlaczego ja?
Jakiś cień odbił się w szkle, obejrzałam się i spostrzegłam że nie tylko ja nie mogłam spać. Zabłyszczało się i po chwili usłyszeliśmy grzmot. Drgnęłam nerwowo ale dalej trzymałam rękę. Chwile tak stałam a potem wróciłam sama do sali. Siadłam na materacu i schowałam twarz w dłoniach.
//mam dosyć kłamstw
Skulona położyłam się i Wsłuchując w równomierne od glosy Padającego deszczu przymknęłam oczy. Bałam się spać bałam się ze koszmar powróci ze znów będzie to zbyt realistyczne. Za każdym grzmotem drżałam.
-Luc-usłyszałam. Uniosłam głowę
-Co?-zapytałam
Nikt mi nie odpowiedział ,nikt nie stał koło łóżka.
Warknęłam i  przerzuciłam się na drugi bok.
Słyszałam jak wchodzi do sali i kładzie się do łóżka.
Miałam dość jego obecności i chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce
//Tylko dokąd pójdę?
Przewijały mi się ewentualne opcje a później niespodziewanie zasnęłam
-Jestem z Ciebie taki dumny-wyszeptał ktoś
Otworzyłam oczy, niebo było przysłonięte konarami drzew a w oddali rozpoznawałam śpiew ptaków.
Przechyliłam głowę, wśród zielonych źdźbeł trawy leżał mój ojciec.
Usiadłam powoli jak gdyby jego widok zbytnio mnie nie przejął i upewniłam się że mam koło siebie zwykłe zwłoki.
-To nie najlepszy widok prawda?-usłyszałam jego głos za sobą
Poderwałam się do góry
Podszedł do swojego ciała i z uśmiechem oglądał je dokładnie.
-Dlaczego to robiłeś?-wycedziłam-
Milczał jakby nie usłyszał pytania. Rzuciłam się na niego.
Ten obrócił się w porę i usłyszałam przecięcie .wrzasnęłam i opadłam kolo martwej postaci
-Przepraszam...córko-dosłyszałam
-Lucy,Luc-usłyszałam i poczułam jak jestem szarpana
Ujrzałam jego twarz pochylona nade mną, odepchnęłam go mocno i usiadłam dysząc.
-już okej-zapewnił zniecierpliwionym głosem.
Znów go odepchnęłam gdy zbliżył się do mnie.
-Uspokój się-złapał mnie za przedramiona.
-Zostaw mnie w spokoju-nakazałam i wyrwałam się
-O co Ci chodzi co?!-wrzasnął i zacisnął pięści.
Popatrzyłam na niego przelotnie i znów się ułożyłam
Stał dalej na co jeszcze bardziej mnie irytował.
-Możesz odejść?-zapytałam posyłając mu niechętne spojrzenie.
Przekazał mi niezbyt przyjazne spojrzenie powlókł się do swojego łóżka.
//Mam dość..
-Wiesz co?-zapytałam poirytowana wstając
-Ciszej-usłyszałam zaspanego staruszka, ale zignorowałam go
-Cholernie przepraszam za to że  tam byłeś, że w ogóle Cię znam, że mnie nie zabili może wtedy nie miałbyś takiej twarzy
Alex wrócił się i stanął zbyt blisko, jego twarz wykrzywiona była w nie przyjemny sposób.
-Nigdy więcej tego nie powtarzaj.
Prychnęłam i spojrzałam w bok
Złapał mnie za ramiona
-Co uderzysz mnie?-zapytałam z sarkazmem ścisnął mnie jeszcze bardziej.
-Czy wszystko w porządku-usłyszeliśmy.
-Tak-odpowiedzieliśmy chórem.
-Więc nie krzyczcie tak, jest już po ciszy nocnej
Drzwi zamknęły się za nią a ja odwróciłam się od niego i ruszyłam do siebie.
-Czekaj-złapał mnie za nadgarstek- musimy porozmawiać.
-Nie ma Ci już więcej…
-Proszę o spokój!-wrzasnął starszy facet.
Posłałam mu gniewne spojrzenie.
-Po prostu rozmowa-wyjaśnił Alex przyciszonym głosem-nic więcej.
-Dobra-warknęłam cicho i skierowałam się na jego łóżko które było chodź trochę oddalone od zrzędzącego pacjenta.
Przysiadłam na materacu i wpatrzyłam się w niego.
-No więc o czym chcesz…-zaczęłam niezbyt przyjaźnie
-Darujmy sobie taki ton
-Chyba nie zamierzasz mi czegoś zakazywać?
Zaprzeczył z niecierpliwością i przysiadł obok mnie.
-Martwiłem się wtedy o Ciebie, kiedy tam byłaś-mruknął-sądziłem, że są zdolni Cię zabić…
-To już nie ma znaczenia-przerwałam mu stanowczo wzruszając ramionami-oni zrobili to co zamierzali
Nie wiedział co mi odpowiedzieć.
-Pójdę już-stwierdziłam chociaż  chciałam z nim jeszcze porozmawiać-
-Zaczekaj-powstrzymał mnie gestem-proszę Cię nie obwiniaj się za to wszystko.
Przygryzłam wargę
//Łatwo mówić
-Wiem że to trudne ale to nie twoja wina nie odpowiadasz za to co oni zrobili.
-Nie obwiniam się za to-zaprzeczyłam zgodnie z prawdą-obwiniam się tylko że się nie domyśliłam
-Co Ci się śniło?-zapytał marszcząc brwi
//Zabił mnie
Nie odpowiedziałam
-Czy twój ojciec…-upewnił się dalej mnie nie puszczając
-Tak-odparłam krótko
//Zabiła go
Delikatnie wtulił mnie do siebie.
-Przykro mi Lucy.
Pokiwałam głową wiedząc że to powie  tylko co mi było po jego współczuciu? Co mi było po współczuciach innych skoro nie dawało mi to niczego?
-Cześć-usłyszałam gdzieś w okolicy drzwi.
Zaspana Kaitleen opierała się o futrynę drzwi i zastawiała się czy  powinna wejść.
-W porządku? -zapytałam widząc jej wyraz twarzy i podeszłam do niej-co w ogóle tu robisz o tej godzinie?- zadałam kolejne pytanie a ona najzwyczajniej w świecie podniosła na mnie spojrzenie. Pełne bólu i łez stojących w jej kącikach oczu.
-  Kaitleen co się stało?-Alex znalazł się koło nas.
Dziewczyna zerknęła na mnie potem na niego i w końcu jakby nie była zdecydowana do końca wpadła mi w ramiona.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Tak kończy się rozdział XXII zapraszam do komentowania i dodawania się do obserwatorów.Wesołych Świąt! :)

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział XXI

Rozdział XXI



Cisze przerywało tykanie salonowego zegara.
-powiedz coś-nakazała kobieta
Milczałam wędrując wzrokiem po nich.Nachyliła się do mnie przez stół
-Jesteś przygłucha?-zapytała z sarkazmem.
Zacisnęłam pięść jeszcze bardziej.
Prychnęła pogarda i rozsiadła się na kuchennym krześle.
Na stół została rzucona gazetowa figurka origami w kształcie róży,sięgnęłam po nią i rozłożyłam niezdarnie, rozpoznałam od razu  nagłówek.
//Oni nie zabili July
Zwinęłam świstek makulatury i cisnęłam nim poza stół
-Nie chcesz dowiedzieć się prawdy?-zapytał
Nie odpowiedziałam
-Przynieś "to" Jonatanie
Kiwnął głową i ruszył powoli w stronę schodów.
-Lucy, chcę abyś do nas dołączyła
Spojrzał na nią złowrogo.
-Dołączyć do grona zamaskowanych czarnych kapturków?-wycedziłam
Posłała mi mordercze spojrzenie i zwaliła wazon który stał pomiędzy nami na podłogę.
-Nie będziemy w taki sposób rozmawiać-zerwała się z miejsca chwyciła mnie boleśnie za ramię i  przywaliła w twarz.
Przyłożyłam swoją wolną rękę w to miejsce i zaniosłam się śmiechem.To rozłościło ją jeszcze bardziej
-Jeśli się nie uspokoisz to będę zmuszona Cię zabić-chwyciła za moją krtań i za pasa wyciągnęła mały nożyk
-Nie boję się Ciebie-zapewniłam patrząc na nią z satysfakcją -jesteś zwykłym psycholem.
Podniosła ostrze w górę ale od wbicia go powstrzymał ją  Jonatan krzycząc jej imię.Puściła mnie i zajęła swoje miejsce naprzeciw mnie.
Na blat rzucona została z brzdękiem czarna tkanina.
-Wiesz co tam jest?-zapytał patrząc lekko podenerwowany.
Milczałam.
-Nie mamy czasu na te beznadziejne sceny-zawyła  Nicole i rozwinęła szmatę.
-Zaczekaj, jej trzeba to…
-Nie!-zaskrzeczała i wyjęła zakrwawiony sztylet-zróbmy to Jonatanie.
Przez chwilę zastanowił się i w końcu złapał za sztylet.Zaczęłam czuć niepokój.Oboje zwrócili się w moją stronę.
Spojrzałam na nich a po tem zerwałam się z miejsca i impulsywnie zaczęłam szarpać się z kajdankami
-Spokojnie nie powinno boleć-ojciec złapał mnie za ramiona i usadowił na krześle.
Zaczęłam się szarpać z ramionami matki którymi mnie oplotła.Jonatan obszedł krzesło do okoła i odgarnął mi włosy z mokrego karku.
-To potrwa chwilę-zapewnił
Zaczęłam się szarpać ale Nicole trzymała zbyt mocno
-Przepraszam-usłyszałam nie wyraźnie od niego
Czułam mrowienie w okolicy karku aż do momentu aż nie poczułam jak w wbija w nie lekko ostrze
Zaczęłam wrzeszczeć do póki nie przyłożyli mi czegoś do twarzy a kuchenne otoczenie zniknęło.
Odczuwałam dziwną woń unoszącą się w powietrzu.Otworzyłam oczy, znajdowałam się w zaciemnionym pomieszczeniu z którym jedynym źródłem światła była dioda świecąca się  w  kącie.Zaczęłam się powoli obszukiwać.
-Lucy?-usłyszałam wyjąknięcie gdzieś z dalszej części pomieszczenia
-Richard?-wyszeptałam
Wsparłam się o coś ciężkiego i ruszyłam w stronę głosu.
-Lucy-teraz wyraźnie usłyszałam głos z innej strony.
-Cholera jasna-wymamrotałam.
Znów ktoś wypowiedział moje imię z tej samej strony.Wyciągnęłam przed siebie ręce i powędrowałam powoli do przodu.Natknęłam się w końcu na coś miękkiego, zmarszczyłam brwi
-Luc-wysapał a ja uniosłam przerażony wzrok gdzieś na wysokość jego twarzy.
-Alex?-upewniłam się
Przytaknął.
Zaczęłam się rozglądać po mroku wokół nas.
-Twoi rodzice to…-
-Wiem-przerwałam mu i zjechałam rękoma po kieszeniach jego spodni.
-Obszukali mnie to bez sensu
Odsunęłam się od niego i ruszyłam znów przed siebie potykając się co kilka chwil o coś leżącego na ziemi.
-Nie idz-usłyszałam za sobą ale nie zwracałam na to uwagi
Doszłam do czegoś drewnianego i wymacałam schody.
//Czas  abym to skończyła.
Szłam powoli na kolanach  ignorując nawołującego cicho Alex’a.Po kilkunastu schodach dosłyszałam kroki gdzieś z daleka. Zdołałam stanąć tylko chwiejnie na nogach.
Drzwi otworzyły się oślepiając mnie przy tym światłem z korytarza.Spojrzałam wprost na nich i nie poruszyłam się.Uśmiechnięci szli w moją stronę, cofałam się z zaciętą miną .
Byłam w swojej piwnicy tak jak zdążyłam się już domyśleć, wycofując się spojrzałam na Alex’a.
Siedział podparty o ścianę z pobijaną twarzą, a posadzka wymazana była krwią która ciągnęła się aż do chłopaka.
Cofnęłam się pod ścianę stając przed Alex’em.
-Jonatanie?-odezwała się nie naturalnym głosem Nicole.
-Tak kochanie?
-Przepraszam
-Ale za co?-odrwócił się w jej stronę.
Widziałam tylko jak zamachnęła się.
Cofnęłam się i  znajdując się przy ścianie osunęłam się po niej.Mężczyzna opadł na podłogę nie poruszając się.
Coś huknęło oślepiając nas. Spojrzałam na wkraczające jednostki policji a później na siedzącego koło mnie nie przytomnego Alex’a.Nicole zaczęła wrzeszczeć i wymachiwać na oślep nożem. Zmrużyłam oczy obserwując jak policjanci sprawnie obezwładniają ją i przewalają na krwistą posadzkę.
Twarz Madison pojawiła się przed moją.
-Już dobrze-zapewniła głosem który ledwo był słyszalny
-Zajmijcie się nim-mruknęłam i wskazałam przyjaciela.
Madison złapała mnie lekko za ramiona i podniosła.
-Możesz iść?-zapytała przewieszając sobie moje ramię przez szyję.
Przeszliśmy bliżej Nicole
-Lucy ja robiłam to wszystko dla Ciebie!-wrzasnęła mimo policjanta który dociskał ją do ziemi.
Zebrałam się w sobie i rzuciłam w jej kierunku.Zaczęli mnie z łatwością odciągać od niej nie pozwalając na jej uderzenie.
Nie pamiętam już co wrzeszczałam ale wiem, że nie zdołałam dostać się do niej ani sama wyjść z piwnicy.Wszystko dalsze spowite było mrokiem.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak kończy się rozdział XXI. Dzięki za przeczytanie zapraszam do komentowania i dołączania do "czytelników bloga"