środa, 29 maja 2013

Rozdział XIV





            

Rozdział XIV


-Po cholerę Ci to Lucy?!Nie rozumiesz?! To ja zabiłem tego idiotę.
-Och zamknij się-odpowiedziałam Ethan'owi z którym przesiadywałam dobre kilkanaście godzin w  dość Ciemnym zimnym pomieszczeniu jak gdybym tkwiła już w wiezieniu.
Zawiasy w drzwiach szczęknęły boleśnie a przez nie przeszedł Scott Mason zakuty w kajdany razem z dwójką policjantów.
-Ty sukinsynu!-wrzasnął Ethan i rzucił się na niego.
Nie zareagowałam tylko zaczęłam się obłąkanie śmiać.
-Lucy wychodzisz-usłyszałam od Luck’a który podciągnął mnie do góry.
//Muszę tu pozostać, muszę uratować z tego bagna Ethan’a.
Spoliczkowałam policjanta  i odczekałam aż rzuci się na mnie.
-Odbiło Ci do reszty?- wy warczał.
-Zabiłeś mi go! Odebrałeś go mi!-bełkotał z zaciśniętymi zębami próbując przepchać od siebie mundurowych.
Zaniosłam się kolejnym udawanym śmiechem i osunęłabym się na podłogę gdyby nie Luck.
-Dosyć tego do cholery!-wrzasnął i wyszarpał mnie na zewnątrz.
-Nic nie rozumiesz! Muszę tam wrócić! Muszę…
-Nic nie musisz! Ta sprawa jest skończona, rozumiesz?! Tego już nie ma! To koniec!
Zapadła cisza w której myślałam o co nocnych koszmarach jakie będą mnie nękały.
-Chcę porozmawiać z tą Strace.
-Lucy..
-To ostatnie o co Cię proszę-obiecałam.
Ciężko westchnął i  ruszył samotnie w głąb korytarza.
//Przepraszam Richard.
Ruszyłam powoli za Luck’iem.
-Masz pięć minut Luc-oznajmił wprowadzając mnie do pomieszczenia gdzie siedziała Kaitleen.
-Gdzie jest twoja matka?…
-Ty…- zaczęła Kaitleen ale jej przerwałam
-Przekaż jej  jeśli komu kol wiek stanie się krzywda, przysięgam jej że znajdę ją i nie wyjdzie z tego cało-wymówiłam z gniewem i wstałam tak impulsywnie że krzesło upadło z hukiem.-mam nadzieję że się dogadaliśmy.
Miałam wychodzić gdy poczułam szarpnięcie do tyłu.
Osunęłam się na podłogę i zamiast się bronić nie wiele myśląc zaczęłam okładać Kaitleen pięściami.
-Nie nawiedzę  Cię ! Zabrałaś mi dziadka!
-Co!?-zawrzeszczałam i zrzuciłam ją z siebie.
-Nie rozumiesz?!-ryknęła -Richard był moim dziadkiem.
Wytrzeszczyłam oczy i odsunęłam się niej jak najdalej.
-Dosyć Lucy wychodzimy-zakomunikował Luck stojąc w drzwiach.
-A teraz nie wiem nawet gdzie jest jego ciało! Nie wiem gdzie jest moja matka…
-Zamknij się-nakazałam wstając powoli-Richard miał przecież swój pogrzeb.
-Tak miał-odpowiedziała i otrzepała się z kurzu który osiadł na jej płaszczu- miał tylko swoją pustą trumnę.
-Wychodzimy!- ogłosił Luck i wskazał na drzwi.
//Więc Kaitleen była wnuczką Richarda…
-Lucy, przepraszam ale będziesz musiała sama wrócić do domu, Madison nie może się wyrwać….
Nie słuchałam go dalej, tkwiłam w szoku i zostałam z niego wyciągnięta dopiero gdy na dworze usłyszałam za sobą „Stój!”
Obejrzałam się za siebie, a gdy dojrzałam dziewczynę zaczęłam uciekać.
-Stój!-znów dosłyszałam ale nie dogoniła mnie/
//Kierunek?
Sama nie wiedziałam teraz gdy  tkwiłam w amnezji i nie pamiętałam do końca niczego, nie mogłam znaleźć sobie spokojnego miejsca.
-Chyba kompletnie Ci odbiło Lucy-wymamrotałam do siebie gdy zdałam sobie sprawę że kieruję się w stronę lasu.
Stanęłam na skraju i zadarłam głowę obserwując połączone niebo z liśćmi drzew.
-Niech mnie ktoś zabije-poprosiłam i obejrzałam się za siebie.
Nikogo, tak jak gdybym została tylko ja i ten ciemny nawet teraz w dzień las.
-Co ja robię?-zapytałam siebie samą i powoli ostrożnie weszłam na jego skraj.
Czego tak naprawdę szukałam? Nie wiedziałam ,ale wiedziałam, że właśnie teraz potrzebowałam samotności, samotności właśnie w tym lesie.
-Zaczyna Ci do końca odwalać Lucy-zakomunikowałam samej sobie na głos i ruszyłam prosto przed siebie, gdzieś musiała znajdować się chata którą widziałam w retrospekcji, chyba że sobie ją uroiłam?
Masę przemyśleń tysiące pytań miliony problemów  których nie potrafiłam do końca zrozumieć.
-Cóż za mężny z Ciebie chłopczyk-usłyszałam gdzieś w oddali ten głos który mogłabym rozpoznać z nawet najdalszego odcinka lasu.
//Mason?!
Dobiłam do drzewa i zamarłam słychać było jak kilka drzew dalej ktoś intensywnie okłada w ciało.
//Ale przecież Mason siedzi w areszcie.
Wyjrzałam i dojrzałam dwie postacie ubrane jednakowo długie czarne płaszcze tyle że bez masek.
Nie wiem co było najgorsze?
Że w jednym  z nich stała Strace czy to że kilka minut temu widziałam Masona w areszcie a teraz w czarnej szacie uderzającego  w brzuch Alex’a.
Znów schowałam się za drzewem i wzięłam głęboki oddech.
Poczułam nagłą falę agresji.
-Ty z nim!?-usłyszałam Kaitleen.
//Co tu się do cholery dzieje?
Wyjrzałam znów.
-Wiedziałam!-zakrzyknęła, wiedziałam że jesteś z nim-wskazała palcem na Mason’a- kochanie wszystko Ci wytłumaczę.
-O niee mamo, to ja Ci wszystko wytłumaczę-odpowiedziała z gniewem i rzuciła się na nią.
Scott stał tylko przyglądając się jak matka z córką  walczą na ziemi
Podbiegłam do niego i z impetem wylądowaliśmy na korzeniach drzew.
-Ale ty jesteś głupia-stwierdził i przywalił mi z łatwością w twarz.-na serio? Sądziłaś że powstrzymasz mnie od dalszego mordu?
Zasyczałam gdy złapał za włosy i boleśnie podniósł do góry.
-Richard był głupcem, ale ty…-przerwało mu wrzask bólu.
Odwrócił się a ja ujrzałam jak to Strace kuli się  z bólu.
-Najdroższa!-wrzasnął i rzucił mnie jak przedmiotem na bok.
Spojrzałam co z Alex’em.
Ledwo widząc coś przez krew spływającą z czoła uśmiechał się w moją stronę.
-Ty mała gówniaro!-zawrzeszczał Mason i sięgnął za broń którą dojrzałam z tyłu jego paska.
Zerwałam się i chwyciłam za pistolet nim wycelował nią w Keitleen.
Kręciliśmy się chwilę aż zdołał mnie przewalić na ziemię i wycelować we mnie.
-Zrób to!-nakazałam od razu przynajmniej oszczędzisz mi reszty twojego chorego planu
Zaśmiał się obłąkanie.
-Nie jest chory-zaprzeczył kucając przy mnie-jest idealny.
Pociągnął mnie znów za włosy i przykładając broń oznajmił
-A teraz moi drodzy pożegnajcie się z nią-i nacisnął spust.
Przymknęłam oczy i zadrżałam ale nic jednak się nie stało.
-Ty cholerna nieudacznico-zawrzeszczał i podszedł szybko do słaniającej się dalej z cierpienia kobiety-miałaś go naładować!
Spojrzałam na Alex’a któremu bezwładnie opadła głowa.
Wstałam i podeszłam do chłopaka.
-Weź go-poprosił cicho.
Nachyliłam się i dojrzałam wbity w brzuch przyjaciela nóż.
Powoli złapałam za rączkę noża a Alex kilka razy jęknął z bólu nim w całości go wyjęłam.
-Nic nie potrafisz rozbić jak należy!
Kaitleen próbowała rzucić się na niego ale on z łatwością pchnął ją na ziemię.
-Jesteś tak beznadziejna jak był Richard-zaczął kopać Strace.
Podbiegłam i wsadziłam mu nóż w sam środek serca
-Masz za swoje, sukinsynu-wymamrotałam.
Ten spojrzał na miejsce jak gdyby chciał sprawdzić co jest źródłem nagłego bólu i osunął się na ziemię.
Zaczęłam dyszeć, nie mogąc złapać tchu.
Pistolet, Ja, Daniel duszący Ethan’a i strzał.
Wszystko wróciło tak nagle.
Podeszłam do nieprzytomnej kobiety.
-Kaitleen?Kaitleen chodź pomóż mi-powtarzałam i jednym pociągnięciem wyjęłam ostrze.
Spojrzałam jak dziewczyna patrzy na mnie ze strachem.
-Ty… ty go zabiłaś
-tak, a jeśli się nie ruszysz to ona też zginie-uświadomiłam jej poważnie-i zdjęłam kurtkę.
Kaitleen wstała z miejsca ale zachowując bezpieczną odległość przysiadła koło swojej nie przytomnej mamy.
-Czy ona…
-Kaitleen-przerwałam jej i podałam komórkę-spróbuj połączyć  się z Policją.
Odwróciłam się na chwilę żeby spojrzeć na nie przytomnego przywiązanego do drzewa przyjaciela.
//Do cholery nie wyrobię się z dwoma osobami
Szybko zrobiłam ucięłam kawałek materiału zakrwawionym nożem i przyłożyłam w ranę Strace.
-Trzymaj to –poprosiłam łapiąc ją za rękę i instruując jak ma to robić.
Dobiegłam następnie do drzewa i nożem przecięłam gruby sznurek
-Już okej Alex-zapewniłam łapiąc w porę nieprzytomnego-wyjdziesz z tego-odpowiedziałam z wysiłkiem kładąc go.
-Co…z … Matt’em?-wybełkotał.
-Co?
-Matt, dom, Bomb-odpowiedział a moje serce na chwilę stanęło
-Kaitleen! Zostań tu!-nakazałam i bez zbędnych komentarzy zerwałam się do biegu.
//Żeby tylko zdążyć w cholernym czasie, żeby się wyrobić!
Dobiłam do drzwi i zbiegłam do pomieszczenia z łóżkiem na górze domu.
Matt leżał tam pół przytomny.
//Najpierw sprawdzę ile mi zostało.
„Witaj Lucy!” usłyszałam głos Scoot’a z telewizora gdy miałam już opuścić pokój „zapewne teraz próbujesz szukać bomby” Zaśmiał się obłąkanie. „radzę więc się pośpieszyć ty, twój Matty i cała ta rudera wylecą w powietrze za… Trzy, dwa” Wytrzeszczyłam oczy na cyferki które przelatywały w sekundowym tempie i padłam skuliłam się gdy dobiło do 0 nic jednak się nie stało oprócz kolejnej salwy śmiechu od Mason’a „Wiedziałem że Cię to przestraszy, słodka Lucy” dobiłam do Matt’a i zaczęłam szarpać się z więzami.

-Cholera-warknełam.
Matt otoczony był drutem kolczastym.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiś narzędzi ale jedyne co miałam do dyspozycji to zardzewiały nóż.
-Zaczekaj tu!-nakazałam mu chociaż i tak wiedziałam że nie słyszy.
Zbiegłam na dół i przeszłam do regału w salonie.
-No dalej-ponaglałam siebie wyrzucając każdy nie potrzebny.
-Ratunku!!!-usłyszałam.
Zamarłam przez chwilę
//Słyszałam to ?
Rozrzucałam znów wszystkie nie przydatne rzeczy.
„Hej Lucy!!!” podskoczyłam i okręciłam się  w stronę głosu.
W telewizorze stał obłąkany Mason.
„No więc pewnie jak słyszałaś…”
Odwróciłam się i wyjęłam wszystkie szuflady. Trzasnęłam nimi mocno.
„A więc Lucy zostało Ci Pięć minut, radze pożegnać się z Matt’ym.”
-Do cholery jasnej!-przeskoczyłam szuflady i dobyłam do drzwi w których słychać było pukanie.
Nikogo tam nie było ale zbiegłam do ciasnego pomieszczenia i dojrzałam sekator.
Zaśmiałam się i podniosłam go
„Cztery minuty dwadzieścia pięć sekund”
Błyskawicznie dostałam się na górę i zaczęłam przecinać drut.
„Trzy minuty i 45 sekund”
-No już Matt!Wstawaj!-nakazałam gdy pozbyłam się blokady.
-Ty!-zakrzyknął i rzucił się na mnie, dusząc
-Matt to ja, Luc-wysapałam widząc kątem oka pełne trzy minuty.
Odsunął ode mnie ręce a ja pociągnęłam go za sobą.
„Dwie minuty trzydzieści sekund”
-Chcesz mnie torturować, tak?-zapytał smętnie-
-Nie chcę spróbować Cię uratować z tego-odpowiedziała nie za bardzo przyjaźnie i pociągnęłam go w stronę  drzwi wyjściowych.
-Nie wierzę Ci!-krzyknął.
-Chyba nie masz wyjścia za dwie minuty wszystko wyleci w…
Matt rzucił się na mnie i zaczął całować.
„Jedna minuta”
Pociągnęłam go i wybiegając za drzwi podmuch powietrza uderzył w nas a to było ostatnie co zdołałam zapamiętać.
--------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się  Rozdział XIV, dzięki za przeczytanie i  zapraszam do komentowania oraz dołączania do "czytelników bloga" Pytanie do was: Czy ma powstać następna część "Shadow Wood"? a może pragniecie coś zupełnie nowego? Swoje zdanie i propozycje zamieszczajcie w komentarzach ;)