Rozdział XX
Siedziałam, naprzeciw
niej przyglądając się z daleka na jej nadgarstki. Blizny które prawdopodobnie
jak sama jej właścicielka sądziła powstała od „Nich”-moich rodziców.
-Dajcie mi
pić-zarządała.
Matt na
chylił się nad stołem i wlał do szklanki z dzbanka wodę. Pchnął szklankę po stole.
Kaitleen wypiła ją całą i cmoknęła w kierunku chłopaka.
-Możesz się
sprężyć?-proprosiła Alice
-Jasne- zgodził
się -o czym chcecie…
Wstałam i
zacisnęłam zęby.
-Usiądz-wskazała
przed siebie
-Zacznij
mówić Kaitleen-warknęłam
-Myślisz,że
to dla mnie łatwe? To nie jest zwykła pogadanka…
-Więc
zacznij mówić-wtrącił się Matt.
- Siądź -nalegała.
Westchnęłam
i zajęłam miejsce.
-Zaczęło się
po naszej kłótni-spojrzała na ich trójkę-szlajałam się po ulicach gdy
przypadkowo trafiłam na twoich starych-kiwnęła do mnie głową-nie myśl sobie, że
poszłam tam dobrowolnie. Wbili mi coś gdzieś tutaj-chciała podwinąć bluzę ale
Alice jej przeszkodziła. Zerknęła na nią spod łba-obudziłam się w twoim łóżku,pytałam
o co im chodzi ale znów mnie odurzyli -później przebudziłam się czując jak mnie
nacinają wyraźnie widziałam, że to oni.
-O matko-wyrwało
się Alice.
-Każdego
razu czułam, że boli coraz mocniej. Rano mnie wypuszczali po zmroku odnajdywali i odurzali.
Podparłam
się o kolano i rozmasowałam nerwowo czoło.
-W końcu
zebrałam się w sobie, wzięłam kajdanki no i zakradłam się do nich, resztę już
moglibyście się domyśleć.
-Wie to ktoś
jeszcze?-zapytałam nie podnosząc głowy znad podłogi.
-Możecie nas
zostawić same-poprosiła
//Moi
rodzice byli psychopatami.
-Dość już
tajemnic, kto o tym wie!?
-Myślisz
Matt, że byłam na tyle głupia żeby komuś o tym mówić?!
-Matt,
mógłbyś udostępnić nam salon?-zapytała jego mama wchodząc
-Jasne, chodźmy
na górę-odpowiedział jej.
Będąc na
końcu Kaitleen „przypadkowo na mnie wpadła”
-Ktoś
jeszcze wie-szepnęła mi na ucho
Zatrzymałam
się.
-Kto?-zapytałam
równie cicho.
Uśmiechnęła się
tryumfalnie i ruszyła po schodach
Westchnęłam
i przymknęłam oczy.
//Rodzice
byli psychopatami.
-Lucy
idziesz?
Zamachałam
głową.
Weszłam na
górę i opadłam na fotel.
-Cholera-powtarzał
Matt wędrując po całym pokoju.
-Pamiętasz
jak mówiłaś w dzieciństwie że parę razy
rodzice nie wracali na noc do domu?-dopytał Alex rozsiadając się na kanapie.
-Sugerujesz,
że byli kolejnymi współpracownikami Mason’a?-mruknęłam.
Kaitleen
przysiadła na oparciu mojego fotela.
-Hej
Kaitleen może będziemy spokrewnione?-udałam entuzjazm
Parsknęła
krótko śmiechem.
-Lucy to jest
poważna sprawa-skarcił mnie Matt.
Poprzewracałam
oczami.
-Chodź na
chwilę ze mną-Kaitleen klapnęła mnie po nodze.
Wstałam.
-Skończyliśmy
z tajemnicami-podkreślił Matt.
-Muszę do
łazienki inteligencie.
-Alice z
wami pójdzie.
-Okej-zgodziła
się.
Wyszłyśmy.
-Kto jeszcze
wie?-zapytała, ona też wiedziała, że jest jeszcze ktoś.
-Tylko się
nie wkurzaj-rozmawiałam o tym z Madison.
-Madison?-zapytałam
z powątpliwaniem.
-Tak z
nią-lekko uchyliła drzwi sprawdzając czy nikt nas nie podsłuchuje
-Nie
powiedziałam wam wszystkiego-przyznała się-gdy Madison się o tym dowiedziała
kazała mi założyć podsłuch.
Wtedy
dowiedziałam się właśnie nad czym przepracowuje się Carter.
Bez słowa wyszłam
trzaskając drzwiami i opuściłam dom najszybciej jak się dało. Wszystko stało się
przedziwnie pokręcone.
Wybrałam
numer Madison.
-Bądź pod
lasem za dwadzieścia minut-zakomunikowałam na wstępie i rozłączyłam się bez
wyjaśnienia.
Wybrałam
okrężną drogę nie chcąc natknąć się na swój dom.
//”Po zmroku
mnie odnajdywali”
Gdy doszłam
do skraju Madison stała już swoim samochodem.
Obeszłam go
i oparłam się o tyle drzwi. Nie czekałam długo aż wyjdzie.
-Co jest?
Spojrzałam
na nią z gniewem.
-Od jak
dawna wiesz?
-O czym?
-O tym, że
moi rodzice to kompletni psychopaci!
-Od początku…
-Początku
czego?!
-Gdy
Kaitleen się tam pojawiła.
Odwróciłam
wzrok do strony lasu.
Krople
deszczu mocno uderzały o karoserię.
-Dlaczego
nic mi nie powiedziałaś?
-Nie
chciałam Cię martwić.
-Martwić?-powtórzyła
z narastającą złością-lepsze było kłamstwo?
Zawiesiła
głowę na błotnistym podłożu.
-Nie Cierpię
kłamstw-mruknęłam.
Miałam do
niej urazę ale chciałam zostać poinformowaną.
-Czego się
dowiedziałaś?
-Mam zestaw
w samochodzie-puknęła w szybę.
Wsiedliśmy w
milczeniu i obie włożyłyśmy po słuchawce do uszu.
-Mieliśmy
zamontować kamery ale… nie zdążyłyśmy.
Kiwnęłam
głową.
-Trzeba ją znaleźć.
Nie martw
się daleko nie mogła pójść.
Trzask
drzwiami uprzedził ciszę.
-O kogo
chodzi?
Madison
milczała wyraźnie zamyślona
-Carter!-upomniałam
ją.
-Spojrzała
na mnie nie obecnie.
-O kogo
chodzi?!
Madison
wyciągnęła telefon.
-Luck?
Wyszli z domu…tak, jasne-rozłączyła się-Lucy musisz mi zaufać-odpaliła
samochód.
-Nie mam
jakoś do tego podstaw
Ruszyła tym
samym wbijając mnie w fotel.
-Musisz coś
dla mnie zrobić-rzuciła do mnie opanowana
-Zatrzymaj
się!-nakazałam.
Chwilę jechaliśmy
aż w końcu zahamowała
-Oszalałaś!?-rozpoznałam
swój dom.
-My z Luck’em
jedziemy za nimi, Ty w tym czasie rozejrzyj się po domu.
-Madison…
-Lucy? Zrób
to.
Warknęłam
-Niech Ci
będzie
-Luc?-zatrzymała
mnie gdy wysiadałam-wszystko będzie dobrze
Wysiadłam i
będąc kompletnie zmokniętą zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi sąsiadki.
-Och Lucy- szczerze
zdziwiona moim widokiem wpuściła mnie do środka
-ja tylko na
moment, mogę odebrać zapasowe klucze od domu?
Rodziców tam
nie ma…
-Oczywiście,
twoi rodzice Lucy, ostatnio bardzo często gdzieś wychodzą-wysciągnęła z
szuflady klucze i wręczyła mi je.
-Tak są
bardzo…zapracowani
Podziękowałam
za klucze i wyszłam.
Przeszłam pośpiesznie
do domu.
Wbiegłam po schodach na górę i przekopałam się przez
mój pokój.
//Coś musi
tu być.
Zajrzałam
pod łóżko i dostrzegłam przedmiot owinięty dokładnie w szmatę.
-Szukasz
czegoś?-usłyszałam i oberwałam w głowę.
Czułam jak obydwoje
ciągną mnie po schodach dociągając mnie do salonu
-Mogłaś być
z nami a nie przeciwko nam!
Uniosłam się
na łokciach ale kopnęli mnie w głowę.
-Mogłaś to
zostawić!-stanął w rozkroku nade mną
-ale wolałaś
w to ingerować-dokończyła matka pochylając się
Próbowałam nie
dać się związać ale docisnął mnie
kolanem do Ziemi.
-A
teraz-uniosłam mi twarz za podbródek-teraz otrzymasz to na co zasłużyłaś
Sięgnęła po
coś.
-Dam Ci
tylko jedną szansę Luc-wyszeptał mi ojciec do ucha-przeżucił mnie związaną na
plecy.
-Jesteś z
nami czy przeciwko nam?-poczułam, że po moim drżącym policzku wędruje metalowy
pręt
-Chrzańcie
się!-wrzasnęłam a ona zamachnęła się.
Powstrzymał
ją jedynie dzwonek do drzwi.
-Wstawaj-unieśli
mnie-teraz pójdziesz i otworzysz drzwi- rozwiazali mnie-jeśli uciekniesz albo wyślesz
znak zabijemy i Ciebie i tego kto tam jest
-Lucy,
cholera tak się martwiłem-Alex pociągnął mnie do Siebie.
-Wynos się-mruknęłam
-Co?-odsunął
się tylko po to aby spojrzeć na mnie.
-Mówię żebyś
się cofnął-warknęłam i odepchnęłam go.
-Lucy… co
się…-zaczął zdziwiony.
-Moja córka
nie chce już z tobą rozmawiac-usłyszałam za sobą jej głos.
-tak-przytaknełam
i wycofałam się do tyłu jak gdybym
oddalała się od niewidzialnej granicy. Granicy po której stał mój najlepszy
przyjaciel łamiący mi serce.
-Lucy,no!-krzyknął
za mną gdy odwróciłam się weszłam do domu.
-Świetnie to
odegrałaś-ojciec doskoczył do mnie i przywalił do ściany.
-Nie boję się
was-zaprzeczyłam
-A
powinnaś-wyjął z kieszeni podsłuch-serio myślałaś że tego nie zauważymy.
Tu mocno
mnie spoliczkował a potem pchnął do kuchni.
-Czas na
rodzinny obiadek-złapał boleśnie za moje ramie i przypiął mnie kajdankami do
stolika-to gdybyś miała odejść od stołu-skomentował i obydwoje zanieśli się obłąkanymi
śmiechami.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział XX. Dzięki za przeczytanie zapraszam do komentowania i dołączania do "czytelników bloga"
Tak kończy się rozdział XX. Dzięki za przeczytanie zapraszam do komentowania i dołączania do "czytelników bloga"