Rozdział XXIV
Powstrzymała mnie od odejścia.
-Czego ty chcesz?-warknęłam
-Musimy porozmawiać-odpowiedziała Madison
powstrzymując mnie od odejścia-chcę żebyś poznała prawdę
Prychnęłam
-Zaczekam na reportaż-rzuciłam sarkastycznie.
Carter nie spodziewanie pchnęła mnie na ogrodzenie.
-Zasługujesz naprawdę
-Oszalłaś-zdążyłam jedynie powiedzieć nim
usłyszałam kogoś kto nadbiegał w naszą stronę
Na zdziwioną Madison z impetem wpadła
Kaitleen. Spojrzałam jak obie zataczają się po chodniku.
-Hej!-usłyszałam Terr’ego od strony domu.
Dziewczyna
zerwała się z ziemi i w biegu pociągnęła mnie. Uciekłyśmy wzdłuż ulicy. W
końcu po kilku minutach Kaitleen wybiegła na przód i pchnęła zardzewiałą
furtkę. Przeszliśmy szybko na tył domu.
Zebrała coś z Ziemi i bez wahania rzuciła
nim w okno.
-Dawaj rzuciła sapiąc i podchodząc do
rozbitej szyby okna- podsadź mnie
Kiedy znaleźliśmy się w środku zapanowała
cisza przerywana naszym dyszeniem. Światło wdające się z okna rozjaśniało
opustoszałe ściany a po podłodze rozprzestrzeniony był kurz. Wyjęłam komórkę i
ruszyłam w następne pomieszczenie rozglądając się dokładnie. Cały ten dom
sprawiał wrażenie opuszczonego już od dawna. Poświeciłam telefonem po czarnych
foliach rozwieszonych w oknach i zrozumiałam w końcu do kogo należy ten dom.
Podeszłam do najbliższej ściany i osunęłam się po niej na podłogę.
//Nie jestem winna jego śmierci.
-…Lucy- przysiadła naprzeciw mnie a ja
opuściłam głowę. Wizualizował mi się postać Richarda.
Poczułam że Kaitleen kładzie mi rękę na
ramieniu
-Co ty-zdążyła powiedzieć gdy wstałam nagle
z miejsca
//Muszę wyjść
Wróciłam do rozbitego okna
-Dokąd chcesz iść-szarpnęła mnie do
tyłu.-nie rozumiesz, że jesteśmy w tej samej sytuacji-zagrodziła mi
drogę-wszyscy byli psycholami i moja matka i twoi
//Dosyć tego
Zamachnęłam się na co ona uchyliła
się.Przepychaliśmy się kilka razy to ja to ona uderzała mocno o ścianę.
Kaitleen sięgnęła po coś do kieszeni. Mały nożyk zalśnił w świetle.
Odskoczyłam i przebiegając dawny pokój
zaczęłam wspinać się po schodach.
Uchwyciła za moją nogę na co przewaliłyśmy
się obie na stopnie. Drugą wolną nogą przywaliłam jej w twarz i ledwo weszłam
na piętro po omacku znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu i trzasnęłam mocno
drzwiami blokując je dodatkowo zamkiem. Wiedziałam jednak że przeszkoda długo
nie przetrzyma. Już po chwili uderzała już w nie mocno.
//Ona kompletnie oszalała.
Rozejrzałam się po pustych ściana a potem
naprężyłam czekając aż w końcu stare zawiasy puszczą.
Uderzenia nagle ucichły. Przez chwilę po
prostu stałam nie wiedząc czy Kaitleen po prostu zrezygnowała i odeszła czy po
prostu czeka aż w końcu stamtąd wyjdę i w taki sposób mnie dorwie.Sięgnęłam do
klamki upewniając się że nadal tkwię w zamknięciu
-Te leki-usłyszałam jej bez emocjonalny
głos po drugiej stronie-one mi się skończyły i…-zamilkła.
-Jakie leki-zapytałam siląc się na
opanowany głos
W odpowiedzi usłyszałam dźwięk upadającego
noża. Szarpnęłam o zamek i oświetliłam ją telefonem. Miała teraz nie obecny
wyraz twarzy a wzrok padał gdzieś w dal.
-Jakie leki-powtórzyłam lekko poirytowana.
Nawet nie mrugnęła
Pchnęłam ją w ramie.
-Co?!-warknęła spoglądając na mnie
-Na co były te leki-wycedziłam
-Domyśl się bohaterko-odwarknęła i
przysiadła przy przeciwnej ścianie.
Prychnęłam nie zdziwiona jej typowym
zachowaniem i usiadłam podobnie naprzeciw niej
-To ty wtedy się włamałaś-mruknęłam
spoglądają w dalszy pochłonięty w mroku korytarz prowadzący do sypialni.
-Długo Ci to zajęło-rzuciło
irytująco-zastanawiałam się w ogóle czy taki ktoś jak ty dowie się prawdy
-Obie nie znamy całej prawdy-stwierdziłam
wpatrzona w ciemność
-Może czas, żeby to się
zmieniło-powiedziała znudzona spoglądając tam gdzie ja.
Po domu rozniósł się dzwonek do drzwi
-Zachowaj go-odrzekłam podejmując nóż
podłogi i wręczając go Kaitleen. Uniosła na mnie uważne spojrzenie. Słyszałyśmy
jak wyważone zostają drzwi i ktoś wchodzi do środka
-Wstawaj-sapnęłam nim światło omiotło nasze
twarze
-Dopiero co wstałam idioto-rzuciła
zasłaniając się od światła z latarki.
-Mamy do pogadania-zakomunikował Luck i
opuścił nieco strumień latarki. Zeszliśmy na dół a stamtąd na dwór skąd z
daleka widzieliśmy Madison stojącą przy samochodzie.
-Otrząsnęłaś się już?-zapytała ze swoją
kpiną Kaitleen.
-No nie wiem, otrzepałaś się już z
kurzu?-kiwnęła na dom
-Darujmy sobie teraz te docinki,
okej?-Terry już wsiadał do samochodu. Wsiadłam na tył gdzie przywitało mnie
ciepłe wnętrze i leśny zapach. Samochód rozpędził się.
-Więc-Carter odwróciła się w naszą
stronę-tak jak już mówiłam mamy zamiar wam powiedzieć wszystko…
-Masz na myśli-tu dziewczyna udała
zawahanie-morderstwo tej July czy Masona czy…
-Daruj sobie-powiedziała Madison
-Chyba raczej nie będziemy was denerwować,
co Lucy?
Podparłam się i oglądałam widok z okna
-Tak jak myślałam-dodała po chwili-a więc…
Luck szybko skręcił na co uderzyła
lekko w swoje drzwi
-Zamierzasz nas wywieść na inną
półkulę-zapytała sarkastycznie uderzając raz w fotel przed nią gdy wyjechaliśmy
na szosę.
Jechaliśmy chwilę w milczeniu, aż w końcu
ktoś z włączył radio
Kaitleen jęknęła
-Nienawidzę tej piosenki
Uniosłam przez chwile oczy ku górze z
niecierpliwienia. Zjechaliśmy w końcu z drogi i zaparkowaliśmy między starym
pikapem a motorem. Spojrzałam na szyld zajazdu.
-Och super-przysunęła się, żeby też na
niego spojrzeć
-Wysiadamy-ponaglił nas policjant
Niechętnie wygramoliłyśmy się na zewnątrz.W
tym rejonie znaczniej mocniej wiało. Carter wyjęła z bagażnika kurtkę i rzuciła
nią w moim kierunku
-Bez zbędnych scen Lucy, załóż ją.
Odłożyłam ją na samochód i ruszyłam w stronę zajazdu.
-Co Ci szkodzi ją założyć-Kaitleen
doścignęła mnie i narzuciła mi ją na ramiona. Weszliśmy do środka.
Długa lada i kilka stolików rozstawionych
przy oknach wydawała być biednie wyglądające.
Spojrzałam po butelkach alkoholowych
będąc prawie pewną, że każda z nich jest opróżniona i wystawiona tylko na
pokaz.
Jakiś staruszek przy odległym stoliku
kończył właśnie jeść swój zestaw śniadaniowy. Z drugiej strony pomieszczenia
jakaś para składała właśnie u kelnerki zamówienie. Przysiadłam przy stoliku z
widokiem na ulicę
-W luksusy to oni nas nie zabrali-skrzywiła
się na widok jelenich poroży wiszących koło nas na ścianie
-Bez zbędnego tracenia czasu-odezwała się
siadając naprzeciw mnie Madison z Luckiem. Wyłożyła na stół dwie teczki i
posunęła po jednej w naszych kierunkach.
Żadna z nasz nie zrobiło ruchu do nich
-Wszystko jest w tych teczkach, nasze
zapiski, protokoły…
-Jakie znaczenie ma to ile wiemy?-Kaitleen
znów jej przerwała
-Co z rozprawą?- odezwałam się po raz
pierwszy od dłuższego czasu.
-Są w końcowych badaniach jej poczytalności
-Żartujesz sobie? Wymordowała tyle dzieci i
co niby…- oburzyła się dziewczyna.
-Sąd musi mieć dowód
-Państwa zamówienie-kelnerka rozkładała na
stół talerze-oczywiście jak zwykle połowa zapakowana na wynos
-Dzięki-policjant posłał jej uroczy uśmiech
Dziennikarka nalewała już do filiżanki kawę
-Papiery należą do was oryginalne trzymam u
siebie
-Skąd mamy pewność, że nie pominęliście
jakiegoś wątku?
-Nie macie-zaprzeczyła. Zacisnęłam zęby.
-Więc na cholerę nam to-stwierdziłam
odpychając od siebie teczkę i wstając pozwalając na to aby krzesło wywaliło się
na podłogę-spotkanie skończone-zakomunikowałam zrzucając filiżankę ze stołu i
wychodząc popychając mocno drzwi wyjściowe. Ruszyłam w stronę ulicy.
-Lucy, stój-usłyszałam za sobą stanowczy
głos Carter, wyprzedziłam mnie i stanęła przede mną
-Łapy przy sobie -wycedziłam- trzęsąc się
ze złości-mam dosyć waszego zachowania, mam dosyć tego wszystkiego-odepchnęłam
jej ręce
-Mówiłam Ci żebyś ją nie dotykała- Kaitleen
stanęła koło mnie
-Nie wtrącaj się w to-nakazała
Madison-zdaje sobie sprawę że to nie jest łatwa sytuacja
-Och przestań pieprzyć-nie chciałam tego
słuchać i wyminęłam ją
Carter jednak pochwyciła za moje ramie.
Wystawiłam rękę żeby Kaitleen wstrzymała
się z interwencją
-Od początku swojej kariery obsesyjnie
chciałam wiedzieć kim on był-nie dała mi się wyrwać-a gdy w końcu się
dowiedziałam nie było innego wyboru jak w taki sposób ich dorwać-wyrwałam się
ale nie odeszłam-wiesz dlaczego Ci nie powiedziałam? Bo wiedziałam, że jeżeli
się dowiesz to będziesz chciała ich zabić staniesz się taka jak oni i
maniakalnie będziesz chciała pozabijać tych wszystkich psycholi. Dlaczego
chciałam Cię chronić! Bo wiedziałam że pragnęłabyś ich śmierci tak jak ja jej
chciałam! Za to że zabijali-przybliżyła twarz-za to że zabili mi brata!-odeszła
od nas w stronę restauracji.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział XXIV. Dzięki za przeczytanie zapraszam do komentowania i dołączania do czytelników. Postaram się dodawać posty dużo częściej niż miało to miejsce ostatnio :)