Rozdział XVIII
Zeszłam niechętnie na dół.
-Cześć!-entuzjazm Alex’a na mój widok
nie znał granic-jak się czujesz?-spytał całując mój policzke.
-Dobrze-skłamałam
-To super!-najwyrażniej nie rozpoznał
kłamstwa- chodźmy -uchwycił moją dłoń i ruszyliśmy wzdłuż chodnika.
//Wyczuwam kolejne kłopoty.
Usiedliśmy na ławce osłoniętej
cieniami drzew.
-Okej Alex, znam Cię na tyle długo,
że wiem kiedy masz do mnie jakiś interes.
Przez chwilę spochmurniał jak gdyby
poczuł się urażony.
-Masz rację-odpowiedział przyglądając
się naszym splecionym dłonią-Lucy? Kiedy ostatnio widziałaś Kaitleen?
Bez zastanowienia określiłam
„niedawno”
Chłopak przygryzł dolną wargę.
-Czy ona… czy ona mogła…
-Al.? Czasy morderstw tutaj minęły.
//Czy ja w to wierzę
-Wiesz jaka jest Kaitleen…
-Nic jej nie będzie-zapewniłam
przekonująco
Nie byłam tego do końca pewno, po tym
jak dopatrzyłam się cięć na jej nadgarstkach wszystko mogło się zdarzyć. Nie
chciałam jednak niepokoić podenerwowanego i tak Alex’a.
-Na pewno masz rację-przytaknął nieco
bardziej już rozluźniony-no to co? Idziemy na imprezę?
-Imprezę?-powtórzyłam
-No tak, grill pamiętasz?
//Myślałam, że jest to już nie
aktualne.
-Sorry Alex, ale wolę wrócić do domu,
jestem zmęczona.
W odpowiedzi wstał.
-Chyba nie chcemy się tam spóźnić?-zapytał
rozbawiony.
Posłałam mu niechętne spojrzenia.
-Alex?Ja tam nie pójdę
-Niby dlaczego?
_Westchnęłam zrezygnowana.
-Nie mam ochoty na rodzinne
przyjęcia.
-Działamy w ukryciu-zaprzeczył-tak
naprawdę każdy z nas chce, pomóc Matt’owi
//Nie wiem czy każdy.
-Bez Ciebie się to nie uda-zapewnił i
rozejrzał się dookoła.
-Ci ty robisz?!-zapytałam widząc jak
zabiera się do klęczenia.
-Proszę Cię-zaczął a przechodnie wpatrywali się w scenkę-proszę chodź tam ze
mną.
-Czy ty jesteś
poważny?-dopytałampoirytowana-wstawaj!-nakazałam.
Posłusznie wstał wciąż prosząc.
-Okej!-uległam wkońcu-skończ tylko z tym proszeniem.
Ruszył ze mną z satysfakcją na twarzy, nie miałam ochoty
tam być ale musiałam nawet jeśli wiedziałam, ze będzie ciężko nasza przyjaźń
coś dla mnie znaczy?
//znaczył czy znaczy?
-Nad czym myślisz-Alex przerwał moje
rozmyślanie.
-Nic ważnego-odpowiedziałam.
W połowie drogi do domu Matt’a dało się słyszeć już głośną muzykę.
Ciężko westchnęłam, wiedziałam, że z
czasem gdy tam się pojawię będę główną atrakcją.
-Lucy?-usłyszałam od Alex’a.
Zerknęłam na niego a potem
powędrowałam wzrokiem na dom w który patrzył.
Wymieniliśmy spojrzenia.
W salonie w domu Richarda paliło się
światło.
Pchnęłam furtkę i razem z Alex’em wspięliśmy
się po schodach.
-Gotowy na przygodę?-szepnęłam on
kiwnął głową pchnęłam lekko uchylone drzwi. Powoli weszliśmy starając się nie
robić zbytniego hałasu.
Zajrzałam ostrożnie do oświetlonego
pomieszczenia.
Wskazałam Alex’owi że nikogo tam nie
ma i rozejrzeliśmy się po parterze.
-Co jest grane?-dopytał gdy znaleźliśmy
się znów w holu.
-Nie mam pojęcia-odmruknęłam
wpatrzona w drzwi prowadzące do piwnicy.
-Myślisz, że ktoś tam może być?
-Sprawdzmy-zaproponowałam, wyjęliśmy
swoje komórki i przy ich świetle zeszliśmy ostrożnie na dół. Od czasu śmierci
Richard’a jego pudła powędrowały do policyjnych materiałów dowodowych a
opustoszałe teraz podziemie sprawiało wrażenie większego.
-Skoro nie tu… to może na
piętrze?-zastanowił się chłopak.
-Drzwi nie wydawały się
wyważone-podzieliłam się spostrzeżeniem gdy wchodziliśmy na górę.
Coś kazało zajrzeć nam najpierw do
łazienki.
I rzeczywiście Wszędzie w Okół
porozrzucane były pudełka z prochami a na podłodze widniał mały nożyk.
-Co to niby ma znaczyć?-zapytał Alex.
Wzruszyłam ramionami, rozejrzeliśmy
się po pozostałych pokojach i zeszliśmy na dół/
-Myślałem, że policja zabrała te
wszystkie leki -zaczął Alex gdy zbiegaliśmy po schodach z tarasu.
-Widocznie nie znaleźli
wszystkiego-odpowiedziałam zerkając ostatni raz na dom Richarda. Drzwi i
światło pozostawiliśmy tak jak było.
-Kto mógł mieć jeszcze klucze?-
-Nie wiem-odparłam szczerze.
Przypomniałam sobie o poznanej przez
niego rodzinie.
//Ale po co mieliby iść do pustego
domu?
Doszliśmy do posesji Matt’a
Dało się słyszeć śmiechy w ogrodzie
co zniechęcało mnie do wejścia tam jeszcze bardziej.
-Jeśli nie chcesz tam isć….-zaczął
Alex.
-Daj spokój-odburknęłam.
Mamam Alex’a dojrzalszy mnie jako
pierwsza przy przewróceniu swojego krzesła podbiegła do mnie i złapała w
objęcia.
-Lucy, jak się czujesz?
Powstrzymałam sapnięcie
-Mamo-upomniał ją Alex
Kobieta odsunęła się i spojrzała
przepraszająco.
Wróciłam wzrokiem na otaczających
mnie dorosłych wśród których dostrzegłam moich „rodziców”. Stali naprzeciw mnie
wpatrzeni.
-Chodzmy-Alex zainterweniował gdy
tata szyjową się do podejścia i uściskania mnie.
Zgarnął ze stolika miskę z chrupkami
a drugą ręką pociągnął ku wnętrzu mieszkania.
Na górze natknęliśmy się na odgłosy
szlochania, wymieniliśmy znaczące spojrzenia i weszliśmy do środka.
Matt od razu poderwał głowę znad
poduszek.
W cieniu światła które padało na
niego dało się widzieć zmęczenie na jego twarzy.
-Wszystko okej to tylko Alex i
Lucy-wyjaśniła Alice siadając i głaskając chłopaka po ramieniu.
//Kompletna psychoza.
Alex przysiadł na łóżku a ja
zachowują dystans oparłam się o ścianę.
-kiedy wyszłaś?-zapytała Alice
odkręcając się do mnie
Spojrzałam zniechęcona w stronę łóżka
-Parę dni temu-odpowiedziałam
Zapadła cisza którą przerwał Alex.
-To co? Pogadamy?
Prychnęłam na co cała trójka
obrzuciła mnie spojrzeniami.
-Porozmawiamy?Al kiedy uświadomicie
sobie że niema już żadnego my?
-Jest!-usłyszałam od Matt’a
Zgarbiłam się.
-Nie nie ma, kiedy to do was dotrze?-
rozłożyłam bezradnie ręce.
Matt gwałtownie usiadł i rzucił mi
gniewne spojrzenie.
Parsknęłam
-Zadzwońcie do mnie jak go
uspokoicie-wskazałam na chłopaka palcem a potem złapałam za klamkę.
-Schodząc słyszałam „Lucy wracaj”
-Kochanie…-zaczął ojciec podrywając
się od stolika gdy wyszłam na zewnatrz-zaczekaj-poczułam że zatrzymuje mnie.
Odwróciłam się i uderzyłam go w
twarz.
Usłyszałam piski po rzuceniu się na
niego. Ktoś zaczął mnie od niego odciągać.
-Nazwij mnie jeszcze raz
kochanie!-wrzasnełam próbując się wyrwać- a wyłamię Ci szczękę-dostrzegłam jak
marka dopada do niego i sprawdza czy wszystko Z nim w porządku.
Zasyczałam czując, że skóra zaczyna
mnie piec.
W końcu gdy oddalili mnie od i stanęli
naprzeciw byłam wolna.
Cofnęłam się z pogardą na twarzy i
ruszyłam wolno przed siebie.
Idąc oświetlonym chodnikiem czułam
nie pohamowany gniew.
//Obym tylko nie zamieniła się teraz
w Hulka.
Stanęłam przed moim domem i z
niedowierzaniem widziałam kogoś chodzącego po pokojach.
Szybko pokonałam dzielący mnie
dystans od drzwi i przywaliłam w nie.
-okej, już idę-usłyszałam głos
który wprawił mnie w osłupienie przede mną stała właśnie
Kaitleen. Wpatrywałyśmy się w siebie przez ułamek sekundy bo od razy
próbowała zamknąć wejście. Zdążyłam
jednak zareagować i dostając się do środka uchwyciłam za jej bluzę. Cisnęłam
nią o ścianę.
-Co ty robisz?! Uspokój się –nakazała
mi łapiąc za rękę którą miałam wymierzyć cios. Zaczęłam się z nią przepychać.
Kaitleen odepchnęłam mnie na regał z
którego spadł wazon z kwiatami. Znów do niej doskoczyła, przenieśliśmy się do
salonu gdzie przewaliłam ją na podłogę.Dziewczyna zasłaniała się od moich ciosów.
Gdy straciłam już siłę odsunęłam się
od niej.
-Co ty do cholery tu robisz?- wydusiłam
leżąc koło niej na plecach i regulując oddech.
-porąbało Cię do końca?-wystękała
Obie dyszałyśmy w ciszy przez chwilę.
W końcu obolała uniosłam się na
łokciach i spojrzałam na nią. Po twarzy ciekł lekki strumyk krwi. Wstałam
chwiejnie i zabrałam apteczkę z łazienki. Opadłam na kolana i drżącymi rękoma
próbowałam otworzyć walizkę.
-Daj-poprosiła Kaitleen kładąc ręce
na moich i otwierając wieczko. Spojrzała z ogłupieniem na jej zawartość.
Wyciągnęłam utlenioną wodę i waciki.
-możesz to zrobić?-zapytała gdy
wyciągnęłam w jej stronę przedmioty.
Mruknęłam potwierdzająco i
przysiadając skupiłam się na ścieraniu krwi.
-Miało prawo Ci odwalić-mruknęła
wciąż we mnie wpatrzona.
-Kaitleen? Przymknij się-poradziłam
-Dobra-odpowiedziała odsuwając się od
dotyku wacika-wiesz dlaczego tu jestem.
-Przestań-upomniałam ją znów
przymykając oczy.
-Moja matka okazała się potworem i…
-Zamknij się w końcu!-warknęła i
dysząc ze złości złapałam za swoją głowę/
-Okej-zmieniła głos na milszy i
nachyliła się nade mną-daj spokój wszyscy wiedzieliśmy, że Ci w końcu odwali
Wstałam i przyjrzałam się jej przez
chwilę
-Widzę, że chcesz kolejna sprzeczkę?
-Nie dzięki-spojrzała na zakrwawiony
wacik który trzymałam.
-więc mnie nie prowokuj-odmruknęłam.
Schyliłam się maznęłam ją czystym
wacikiem po policzku.
-Okej, teraz chodź musimy zebrać to
szkło z przedpokoju-pomogłam jej się podnieść.
-Alex się o Ciebie martwi-rzuciłam
gdy usunęliśmy resztki wazonu.
Prychnęła
-Nie potrzebuję wymuszonej troski
Podrapałam się po głowie.
-O co się pokłóciliście?- zaryzykowałam
Zacisnęła pięści i niespodziewanie
rzuciła się na mnie. Szarpałyśmy się do czasu aż nie złapałam Kaitleen za
ramiona i nie pociągnęłam jej do siebie.
Próbowała ode mnie odskoczyć ale
przytrzymywałam ją zbyt mocno . W końcu zastygła a nad uchem usłyszałam ciche
szlochanie. Drzwi charakterystycznie szczęknęły.
-Chodź -szepnęłam i wymijając
zdezorientowanych rodziców weszliśmy na piętro. Usiadłyśmy na łóżku Kaitleen
schowała twarz w dłoniach nie chcąc ukazywać swoich łez.
-Kaite, daj spokój-delikatnie
odciągnęłam jej dłoni.
-Ja nie płacze jasne?-zapytała ze
złością.
Siedziałyśmy w ciszy przez długi czas
ale każdej z nas to nie przeszkadzało.
Dlaczego jej współczułam? Nie sądzę, ze przez to, że na pozór udawała
nic nie czujący głaz, wydała się w tej chwili najbardziej rozumiejącą mnie
osobą.
//Wróg nagłym przyjacielem?
Poczułam, że Kaitleen opada na
poduszki.
Przyłożyłam sobie rękę do policzka.
-sorry, naprawdę nie chciałam
Wstałam i wyjrzałam przez okno na
ulicę. Była pusta jak zwykle o tej porze. Bardziej skupiłam się na pobliskim
lesie „miejscu w którym zabiłam” Westchnęłam cicho.
Rodzice z dobrej woli pozwolili
Kaitleen przebywać w tym domu w sumie wiedziałam już przynajmniej gdzie przebywała przez te dni.
Odwróciłam się do niej, leżała
skulona w kłębek i drzemała. Wspięłam się na parapet.
Wyciągnęłam telefon i wystukałam
„Jestem u Siebie w domu, możecie po mnie przyjechać?”
Nie czekałam długo na odpowiedz
„Jesteśmy już w drodze do Ciebie”
Przyłożyłam głowę na zimnej
przyjemnej szyby.
Usłyszałam jak dziewczyna przerzuca
się na bok .Muszę dać jej się przespać.
Chciałam jeszcze tylko upewnić się
jednej rzeczy. Zeszłam z parapetu i przysiadłam przy Kaitleen. Delikatnie
ujęłam jej rękę i odsłoniłam rękaw. Charakterystyczne nacięcia na nadgarstkach.
Posłałam śpiącej zmęczone spojrzenie.
Ona w odpowiedzi mruknęła sennie.
Okryłam dziewczynę kołdrą i z uśmiechem wstałam. Zeszłam jak najciszej na dół.
-Macie się nią opiekować- zażądałam
zaglądając do kuchni tym samym przerywając ich szepty
//Opiekować bardziej niż swoją córką
Mimo protestów wyszłam na zewnątrz. Samochód
już na mnie czekał.
-Dzięki, ze
przyjechaliście-wymamrotałam gdy ruszyliśmy.
-Nie ma za co-odpowiedziała Madison,
Jak spotkanie z rodzicami?
-szkoda gadać-odpowiedziałam a
samochód nagle stanął.
Wyjrzałam przez okno i zamarłam.
Staliśmy tuż przed posesją Richard’a.
-Co my tu robimy?
-Pytanie brzmi co będziemy robić.
-Tam nikogo nie ma-odmruknęłam
odklejając się od szyby
-Wiemy-wymamrotał Luck włączając
wycieraczki.
-Chwila-wychiliłam się za
siedzenia-śledziliście mnie?!
Obydwoje równocześnie odwrócili
spojrzenia za szybę.
-Pogadamy o tym w domu.
Uniosłam brwi.
-A teraz idziemy tam i
szukamy-zapowiedziała dziennikarka wyjmując ze schowka rękawiczki.
Madison pozostała na dole i zaczęła
szperać po zakamarkach pokoi.
Luck ruszył do łazienki a ja
postanowiłam rozejrzeć się po sypialni.
Sprawdziłam podłogę, na końcu
podeszłam do okna i odkryłam, że drzwi lekko są uchylone.
-Ej?chyba coś mam-poinformowałam ich.
Wyszliśmy na balkon. Sprawdziłam jego
wysokość.
-Przywlókł, ze sobą
drabinę?-mruknęłam nie dostrzegając innej możliwości wejścia.
Zadarłam głowę ku górze-A może spadł
z góry?
Wróciliśmy na dół.
-Nie mam pojęcia, o co tu
chodzi-podzieliła się swoimi przemyśleniami
-Możemy już wracać?-poprosiłam
-Jasne-zgodził się-podeszlę tu jutro
ekipę.
//I tak niczego już nie znajdziecie
Po pół godzinie siedziałam już
wygodnie w fotelu u nich w mieszkaniu.
Luck przechadzał się w te i z
powrotem wciąż zastawiając się nad tym co mogło zajść u Richard’a.
-Czekacie na kogoś-dopytałam gdy
Madison nerwowo stukała palcami o stolik.
Jak na życzenie do drzwi zaniosło się
pukanie. Poderwałam się niespodziewanie.
-Spokojnie!-dziennikarka uchwyciła za
mój nadgarstek.-to tylko Ethan
-Co on tu robi?!
Od razu przypomniałam sobie, że nie był to przecież
mój dom. Wyszarpałam rękę.
W korytarzu posłałam groźne spojrzenie
Ethan’owi i trzasnęłam drzwiami za sobą.
//Dobra po kolei.
Położyłam się i tkwiąc spojrzeniem w
sufit, spróbowałam wszystko poukładać.
July była córką Scotta Mason’a
prywatnego detektywa wynajętego „podobno” przez rodziców Alice.
//Ciekawe kto mu go polecił?
Richard przez przypadek zabił July…
Westchnęłam i przewaliłam się na bok zamykając
oczy.
Później po tym wszystkim Alice
napisała książkę zaczerpniętą na moim najgorszym koszmarze a Daniel jej
menadżer próbował napisać jej kontynuację kosztem próby zabicia…
//A co jeśli istnieją setki ludzi
takich jak Daniel?
Teraz mogę tylko czekać na pismo od
sądu o nakazie stawienia się na rozprawę a po tem resztę mojego życia spędzę za
kratkami
//Entuzjastyczny scenariusz.
Otworzyłam oczy i spostrzegłam
kopertę leżąco na nocnym stoliku. Warknęłam sięgając po nią
//List z prokuratury.
„Uprzejmie informujemy, że w dobie
śledztwa postępowego nie znaleziono wystarczających ilości dowodów świadczących
o Pani winie. Śledztwo zostaje umorzone”
Przeczytałam ostatnie zdanie kilka
razy a potem zerwałam się z łóżka i wybiegłam do salonu.
--------------------------------------------
Tak kończy się rozdział XVIII. Dzięki za przeczytanie zapraszam do komentowania i dołączania do "czytelników bloga" Ps.Shadow osiągnęło już ponad 6tyś wyświetleń!