poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział XVII




Rozdział XVII


-Po co ona tu przylazła?!-Kaitleen chodziła w tą i z powrotem przez ostanie kilka dni nieustannie wyrażając swoje nie zadowolenie, co naprawdę już mnie irytowało-mogłabym ją zabić Tu i teraz!
Westchnęłam, przynajmniej nie myślałam nad krótkimi liścikami, od mojego „przyjaciela
//Przyjaciela który prawdopodobnie chciał mnie zabić.
Spochmurniałam na tą myśl.
//Czy znów kolejny raz będę walczyła z szaleńcem o swoje życie?
-….Słuchasz mnie?!-zawarczała Kaitleen. Kiwnęłam potwierdzająco głową.
-I co o tym sądzisz?-
-Sądzę, że to wspaniały pomysł-odmruknęłam pewna siebie.
-Prawda?-zapytała z entuzjazmem i przysiadła na parapecie.
//Dlaczego ja się dziwię, że dała się nabrać Strace?
-Cześć!-zakrzyknął Alex wchodząc do Sali.
Przybrałam sztuczny uśmiech.
Dziewczyna wstała i bez słowa wyszła z pomieszczenia.
-Co się stało?-zapytał zdezorientowany Alex.
Wzruszyłam ramionami.
-Nie ważne, chodź przejdziemy się-zaproponował entuzjastycznie.
Po kilku korytarzach opadłam na plastikowe krzesełko i zaczęłam regulować oddech.
-Nie masz kondycji-przyznał chłopak na co posłałam mu niechętne spojrzenie.
-Co z Matt’em?-zapytałam.
-Nie wiem-odpowiedział szybko i odwrócił wzrok gdzieś w dal
Znałam go na tyle długo, że poznawałam kiedy kłamie.
Westchnęłam
-On popadł w chwilową depresję-poprawił się-ale wyjdzie  z niej zapewne szybko –zapewnił znacznie szybciej.-kiedy… wychodzisz?- spytał  kucając przy mnie
-Dwa tygodnie, może trochę dłużej-odpowiedziałam i wpatrzyłam się w jego twarz-nie potrafię dłużej tu być nie mogę siedzieć tak bezczynnie…
-Wiem- wymamrotał-już nie długo wrócisz do domu.
//Nie mam domu
-Zmiana warty-usłyszeliśmy Madison która szła w naszą stronę-Alex możesz wrócić do domu i się przespać, chyba tego potrzebujesz-rzuciła do chłopaka z troską.
-Nic mi..-zaczął a ja dałam umowny znak żeby poszedł.-
-Może wyjaśnisz mi to?- wyjęła z torby tak dobrze znany mi świstek papieru.
Opuściłam głowę
-Nie wiem- odpowiedziałam tylko.
-Lucy posłuchaj…
Wtedy nie dałam już dłużej powstrzymywać się od udawania.
-To ty posłuchaj Madison, mam cholernie dosyć tego wszystkiego, wystarczy mi to jak teraz wyglądam, nie chcę mieć z tym nic wspólnego więc z łaski swojej zabierz mi to z oczu i…
Pociemniało mi przed oczami i poczułam że bezwładnie opadam na ziemię.
-Proszę się odsunąć…Lucy?... Lucy czy mnie słyszysz?-słyszałam z oddali.
-Głośno i wyraźnie Cię słyszę-zapewniłam z sarkazmem opierając się o ścianę i patrząc jak lekarz bada mi puls.
Dalszą część spędziłam wpatrzona w swoje ciało które przetransportowano do Sali i urządzenia jakie do mnie podłączono.
//Jak długo będę jeszcze czekała tak naprawdę na nic?
Jeżeli nawet udałoby mi się wrócić tam i opuścić szpital, nie przywróciłabym już się do poprzedniej formy jaką miałam.
Drzwi skrzypnęły a ja automatycznie odwróciłam się do nich. Pielęgniarka z uśmiechem wstawiła ogromny bukiet do wazonu i posłała mi troskliwe spojrzenie. Wstałam i podeszłam do kwiatów. Odsunęłam wzrok i zacisnęłam mocno oczy. Nadawca podpisał się tylko „przyjacielem”
Poczułam że kręci mi się w głowie opadłam na posadzkę i poczułam że się duszę.
-No to wracam-wyjęczałam
Przez kolejne kilka tygodni, pogrążyłam się w rozmyślaniach nad moim „przyjacielem” Moja lista odwiedzin świeciła pustkami ale nie dziwiło mnie to. Matt był w depresji a Luck i Madison zawaleni byli wypisywaniem protokołów  z tego całego zdarzenia i  badaniem pozostałości po chacie z lasu.
Lekarze byli przechylni prawie w całości do wypisania mnie  z tej „klatki”  i do wpuszczenia w rzeczywistość jaka na mnie czekała. Leżąc tutaj byłam bezradna a co gorsze nie pogodzona z myślą, że tam, tam za ścianą znajduje się kobieta która prawie nie pozbawiła mnie życia. Moja skóra wyglądała ledwo zauważalnie lepiej. Przynajmniej w samotności którą mi sfundowano nie miałam obaw, że już za chwilę poczuję mocne pieczenie a wszystko tkwić będzie w słowach „Wszystko będzie dobrze” Byłam zdana sama na siebie Co w  sumie ułatwiało mi przetrwanie w chwili niezapowiedzianej wizyty mojego „przyjaciela” i chęci zabicia mnie.
Siedząc na parapecie przed moją salą zastanawiałam się nad tym ile minie czasu do najbliższej wiadomości odkąd wysłał mi bukiet kwiatów.
//”… do czasu aż mnie nie spotkasz.
-Cześć-usłyszałam tym samym odsuwając od siebie myśli o wiadomościach od niego.
Spojrzałam nie wyraźnie na bladą twarz Strace opierającą się o framugę swojego pokoju.
Do końca nie byłam pewna czy kobieta mówi aby na pewno do mnie, rozejrzałam się po pustym korytarzu.
-Chciałabym….
Wstałam nie chcąc słuchać jej zachcianek i ruszyłam obolała do swojego łóżka
-Zaczekaj-chwyciła mnie za ramię a ja syknęłam.
-EJ, ODWAL SIĘ OD NIEJ!-usłyszałam Kaitleen gdzieś z boku  a później tylko widziałam jak obie z Strace szarpią się nawzajem.
-Kaitleen!-nawołałam łapiąc za przedramię i próbując razem z pielęgniarzem który właśnie nadbiegł odciągnąć ją.
Będąc już przy równoległej ścianie upewniłam się że dam radę ją powstrzymać na co mężczyzna podskoczył do rozwścieczonej Strace.
-Odejdź Lucy, musze jej skręcić kark!-dziewczyna szarpała się ze mną boleśnie, ignorowałam tym samym poczucie oparzenia.
-Nie Kaite, daj spokój-poprosiłam pierwszy raz zdrabniając jej imię.
Zmarszczyła brwi i natychmiastowo uspokoiła się oddychając głęboko.
Dalej ją trzymając odwróciłam się do omdlałej Strace prowadzonej przez personel do jej pomieszczenia.Nakazałam dziewczynie usiąść na plastikowym krzesełku obok nas.
-Jestem sama,zostałam sama-mamrotała stłumionym głosem tkwiąc spojrzeniem głęboko w podłogę.
Westchnęłam w sobie.
-Kaitleen?-zapytałam kucając przy niej-spójrz na mnie-poprosiłam powstrzymując ją od ukrycia twarzy w dłoniach-masz jeszcze nas.
Prychnęła.
-Nie bądź śmieszna, wiem, że mnie nienawidzisz.
Przewróciłam oczami i przysiadłam koło niej.
-To nudna rozmowa -warknęłam a na jej ustach pojawił się denerwujący mnie uśmiech.
//Czy wróg może stać się przyjacielem?
-Co z Matt’em?-zapytałam parę minut później  leżąc w szpitalnej salce.
-Nie wiem-wymamrotała leżąc obok-nie gustuję w odwiedzinach u nikogo.
Obie studiowałyśmy sufit.
Westchnęła irytująco.
-Jak zwykle węszysz-warknęła karcąco.
Wzruszyłam ramionami.
-Nie jestem do końca przekonana -przyznała-podobno miota się  po domu z kąta w kąt.
-Rozmawialiście o tym co się stało.
-To tylko kolejny skutek spisku Strace-mruknęła nie chętnie.
//Nie rozmawiali.
-Rozmawialiście w ogóle?
-Czy to jakieś przesłuchanie?!-zakrzyknęła
//Nie rozmawiali ze sobą.
Po dłuższej chwili milczenia odezwała się znów.
-Przepraszam-parsknęła nerwowo pocierając dłonie-oni sądzą, że po częśc to moja wina co najlepsze.. mają cholerną rację.
Miałam zaprzeczyć ale nie dała sobie przerwać.
-Mieszkałam z mordercą pod jednym dachem Lucy, nic mnie nie usprawiedliwia.
Chwilę przerwaliśmy rozmowę pochłonięci własnymi myślami.
-Kaitleen?-zapytałam z zainteresowaniem.
-Czego?!-burknęłam
-Gdzie przebywałaś przez te parę tygodni?
-A co Ci do tego?!
Usiadła powoli dając mi tym samym do zrozumienia, że poruszyłam bolesny temat.
Dojrzałam jak spod jej bluzy na nadgarstku widnieje ostre nacięcie.
Siadłam i osłoniłam ją mimo tego, że opierała się najmocniej jak mogła.
-Kaitleen…
-O nie nie nie nie będziesz kolejny raz bohaterką Lucy!-wrzasnęła i zerwała się wstając.
-Zaczekaj-wymamrotałam ale ona trzasnęła za sobą drzwiami.
Westchnęłam i spojrzałam w kwiaty stojące tuż koło łóżka.
Wyjęłam wśród nich mały biały kartonik i oparłam się poduszki
//„Przyjaciel”
Obejrzałam papier dokładnie z obu stron.
Nic poza podpisem.
//Będę musiała odkryć jego tożsamość.
Po obchodzie lekarza dostałam informację, że wypisanie mnie nastąpi już a kilka dni.
Zebrałam się w końcu w sobie i wyszłam na korytarz, Zatrzymałam się w progu drzwi Strace leżała w swoim łóżku a obok niej siedział wpatrzony w nią Ethan.
-I co masz niby zamiar dalej z tym zrobić?-zapytał nie dostrzegając mnie
Strace milczała.
-Odpowiedz-nakazałam wchodząc.
Ethan od razu wstał z krzesła.
-Daj spokój Ethan, nie dotknę jej-zapewniłam gdy szykował się do wyprowadzenia mnie stamtąd-pozbawiłaś życia tak wiele ludzi, zastanawiałaś się nad tym? Czy ty w ogóle myślałaś chociaż przez chwilę?!
Nie miała czelności nawet podnieść na mnie swojego wzroku.
-Brzydzę się tobą-warknęłam z obrzydzeniem.
-Wyjdźmy- my-zaproponował Ethan, tym samym pozostawiliśmy kobietę samą sobie.
-Kontaktowałeś się z Madison?-zapytałam gdy usiedliśmy na krzesełkach.
Przejechał parę razy ręką po swoich włosach.
-Ethan?
Westchnął.
-Nie odnajduję się w tym wszystkim-pokiwał przecząco głową-to moja wina to przeze mnie to wszystko…
-Przestań-nakazałam –daj już z tym spokój.
-Teraz wyglądasz tak a nie inaczej przeze mnie Lucy, nie da się o tym zapomnieć…
Słowa lekko zabolały ale nie przejmowałam się z tym zbytnio.
-Kiedy stąd wychodzisz?-zapytał chcąc zmienić temat.
-Za dwa, trzy dni-wymamrotałam.
-Cieszę się-wyznał szczerze i splótł dłoń z moją-dobrze, że wrócisz do życia.
//Tak, gdzieś tam na dworze, czekał mój „przyjaciel” a ja nie mogłam się go już doczekać.

-Dobrze Cię widzieć-przyznała Madison po raz setny gdy przeglądałam swoje wiadomości z z telefonu.
Siedzieliśmy na tarasie w jej domu.
-Też się cieszę, znudziły mi się szpitalne wnętrza-wyznałam posyłając jej lekki uśmiech.
Carter odwzajemniła gest.
-Pójdę po kawę, chcesz coś?-zaproponowała odkładając laptopa na stolik.
-Szklankę soku-poprosiłam
-Zamówienie przyjęte-potwierdziła i przechodząc poczochrała mi włosy.
-Nie zamawiałam fryzjera!-krzyknęłam za nią z rozbawieniem a później wróciłam do przeglądania SMS-ów Kilka od Ethan’a, kilka od rodziców.
Od razu nawet ich nie przeglądając  zabrałam się za ich usuwanie.
Oprócz tego nie było nic co przykułoby moją uwagę.
-Jeden sok pomarańczowy-szklanka zabrzęczała przede mną na stoliku.
Sięgnęłam po nią i upiłam łyk.
-Nad czym pracujesz?-zapytałam obserwując jej zapał pisania na klawiaturze.
Miała mi odpowiedziec ale powstrzymał ją mój dzwonek komórki.
-Przepraszam-rzuciłam i podeszłam do barierki tak, żebym miałam komfort rozmowy i odebrałam od Alex’a.
-Pięknie wyglądasz-skomentował na wstępie. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam w dół.
-Zaraz do Ciebie zejdę „Romeo”-zapowiedziałam.
-Baw się dobrze-rzuciła mi na pożegnanie Madison.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się Rozdział XVII.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".


5 komentarzy:

  1. Dopiero dzisiaj trafiłam na tego bloga i od razu zabrałam się do czytania. Spędziłam dobrych kilka godzin, aby to wszystko, od początku ogarnąć i powiem ci, że to jest naprawdę mega. Będę tu często zaglądać i z niecierpliwością czekać, na nowe rozdziały :)

    http://magiczne-opowiadanie.blogspot.com/ <-- zajrzyj jeśli masz ochotę

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów i z niecierpliwością czekam na następne:D

    Zapraszam na mojego bloga.Było by miło gdybyś pozostawiła po sobie ślad w postaci komentarza.<3
    http://wana-wanaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie :) Czekam na dalsze części. Zapraszam również do mnie: http://livre-mandarin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, tylko trochę denerwuje mnie to, że praktycznie cały rozdział to dialogi :(
    Ale one są fajne :D

    Skom?http://kawiarenka-balladyny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń