sobota, 9 marca 2013

Rozdział V



Rozdział V



Szliśmy pomiędzy drzewami, coraz bardziej traciłam panowanie nad sobą. Pociły mi się dłonie i brakowało mi powietrza. W końcu oparła się o jedno z drzew.
-Dalej, już nie mogę-jęknęłam
-Chwilowa przerwa-zakomunikował, rozglądając się nerwowo po okolicy.
Prychnęłam.
-Wyluzuj, nikogo tu nie ma-wysapałam
-Słucham?- zapytał udając spokojnego.
Ruszyłam dalej kontynuując
-Nie ma tu nikogo od kiedy okazało się, że mordowali tutaj dzieciaki.
-Co stało się z tymi którzy ich mordowali?- zapytał po chwili ciszy.
-Trafili na dożywocie- wyznałam-to chyba oczywiste?
Stanął i znów się rozejrzał.
-Dlaczego jesteś taki nerwowy?- zapytałam
-Co?- zapytał zdezorientowany, jak gdyby mnie nie słuchał.
Spojrzałam znacząco.
-Obejrzałeś się za siebie już kilkakrotnie-wyjaśniłam wskazując za siebie.
-Zdaje Ci się-dociął i ruszył dalej.
//Może i jednak tylko mi się wydaje?
Doszliśmy do polany.
Ethan spojrzał na zegarek.
-Dość szybko się tu dochodzi-przyznał z uznaniem.
-Masz w planie zwiedzanie całego lasu?- warknęłam pochylając się i regulując oddech.
-Nie-odparł krótko- wracajmy już-poprosił zawracając.
 Byłam poirytowana jego ciągłym odwracaniem się i  sprawdzaniem godziny.
-Mógłbyś w końcu przestać?
Spojrzał pytająco.
-Ciągle tylko zerkasz na zegarek albo się oglądasz-warknęłam
-Lucy...-zaczął
-Mierzysz sobie kondycję czy jak?!
Zatrzymał mnie.
-Musisz się uspokoić-zaczął sięgając do mnie.
-Trzymaj łapy przy sobie!- krzyknęłam i zaczęłam się szybko cofać
Uniósł ręce.
-Spokojnie-powtarzał zmierzając ku mnie.
Chciałam odbiec ale to wydawało mi się głupie.
-Nic Ci nie zrobię-zapewnił spokojnie.
Stanęłam i rozejrzałam się po otoczeniu, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wpadała w lekką panikę.
-Wracajmy już lepiej do samochodu-mruknęłam.
Przytaknął.
W aucie Ethan wybrał jakiś numer telefonu i przez  chwilę przytakiwał podczas rozmowy.
-Alice dostała kolejną wiadomość-wyjaśnił ruszając z piskiem opon
-Przeczytała ją?
-Jeszcze nie.
Byliśmy u niej już po kilku minutach. Alice wpadła w całkowitą histerię i siedziała w kącie oddalonym jak najdalej od leżącej kartki na podłodze .Alex  z Matt'em próbowali ją uspokoić. Podniosłam list i oddałam Ethan'owi.
-Idę , im to pokazać, zostań z nimi-poprosił mnie szeptem i zszedł na dół.
Siadłam przy biurku z pochyloną nisko głową.
-Są już wszędzie- wyjąkała przez łzy-otaczają mnie! -wrzasnęła chcąc wstać ale chłopaki ją powstrzymali. Zerknęłam na to ze smutkiem, nie mogłam nic, poza patrzeniem na jej cierpienie. W końcu wstałam i podeszłam do nich.
-Chodź, przyda Ci się świeże powietrze-zakomunikowałam i podciągnęłam ją do góry. Matt wziął sobie Alice na ręce. Dziewczyna sprzeciwiała się ale chłopak nie uległ.
-Już, w porządku-zapewnił Matt tuląc ją.
-Nie zostawimy Cię samą Alice-dodał Alex dołączając do uścisku. Siadłam ponuro wpatrzona w przyjaciół. Matt dostrzegł mój wyraz twarzy.
-Przepraszam, Lucy-wyszeptał puszczając dziewczynę i stając na przeciw mnie-nie powinienem wspominać o Richardzie...-zaczął.
-Odpuść sobie Matt- poprosiłam wstając-na jakiś czas zapomnijmy o tym- spojrzałam na Alice i wystawiłam rękę w jego kierunku.
Prychnął i mnie objął, nie odwzajemniłam od razu uścisku ale w końcu się przemogła. Poczułam coś na wzór radości z odzyskania czegoś ważnego. Alice i Alex dołączyli do nas i tkwiliśmy tak dobre parę minut
-Brakowało mi tego-wyznała Alice kładąc obandażowaną rękę na mojej. Wzdrygnęłam się odczuwając dotyk i lekko prawie nie zauważalnie się uśmiechnęłam.
-Co sądzisz Alice o małej imprezie?- odezwał się Alex.
-Sądzę, ze byłoby wspaniale, no ale wiecie dzisiaj mamy już co robić -odpowiedziała.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Dzisiaj grill-zaczęła, ale nie dokończyła,
-U twoich rodziców-dopowiedział Matt.
//Rodzinne spotkanie po latach.
-To jakiś problem?- zapytałam widząc ich zmartwienie.
-Jesteś z nimi pokłócona-przypomniał mi Alex nie patrząc na mnie.
-No to co?- zapytałam ignorując to-wproszę się bez zaproszenia?
-Lucy, mogę Cię na chwilę poprosić? -zapytał lekko zdenerwowany Ethan wychodząc z domu.
Podeszłam do niego.
-Postaraj się, żeby Alice nie wpadała już w histerię-mówił bardzo szybko. Spojrzałam, czy jesteśmy w zasięgu wzroku Alice.
Wyrwałam mu z ręki kartkę, zaprotestował ale uciszyłam go machnięciem ręki.
"Czy jej czyn mógł dopuścić do połączenia tego czego tak bardzo jej brakowało? Próbowała być taką jaką była przed tym wszystkim .Walczyła z głosami w jej głowie udając przed wszystkimi, że pozbyła się dręczących ją przeżyć"
Spojrzałam jeszcze na podpis Alice i oddałam kartkę.
-odezwę się do Ciebie jak już to rozpracuję-obiecał i ruszył do samochodu.
Mrugnęłam kilka razy
//Walczyła z głosami w jej głowie"?!
Wróciłam do ogrodu.
-Muszę zobaczyć się z Mickie- zakomunikowała Alice wstając
-Micke jest u Ted'a -zatrzymał ją Matt- niech trochę pobędą razem.
-Przeraziłam własną siostrę, muszę ją teraz przeprosić, wytłumaczyć jej...
-Dobra to my po nich pójdziemy- zaproponował Alex, wstając i podchodząc do mnie.
-Zostawmy ich samych-szepnął mi na ucho.
W drodze Alex był milczący.
-Trzymasz się?- zapytałam w końcu  
 Przytaknął ze smutkiem
-Okej Alex-nie wytrzymałam stając-wyjaśnij mi co tak naprawdę Cię dręczy, Alice...
-To nie o nią chodzi.
-Więc o kogo?
-Cześć-usłyszałam głos którego tak nie cierpiałam i odwróciłam się do Kaitleen.
Ramiona mi opadły.
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam kompletnie zaskoczona.
-Co za miłe powitanie-odpowiedziała.
-Chyba nie oczekiwałaś fajerwerk?- odezwałam się .
-Alex'ie musimy porozmawiać-zakomunikowała ignorując mnie,
-Idę, po Mickie- oznajmiłam pozostawiając ich samych.
Wróciłam z siostrą Alice do niej.
-Wiedzieliście, że Kaitleen wróciła? -zapytałam wchodząc do jej pokoju i natykając się na nich całujących się. Przymknęłam drzwi i mijając zdezorientowaną Mickie zbiegłam po schodach.
-Lucy?- usłyszałam z góry
-Sorry!- odkrzyknęłam i wyszłam z domu.
//Niezłe miałam wejście
Westchnęłam widząc rodziców Alex’a i Matt’a wchodzących do mnie do domu.
//Czas się zabawić.
Weszłam do mieszkania, nie pukając przy tym i przeszłam do ogrodu. Minęłam zaskoczonych rodziców i sięgnęłam po butelkę wina. Ukłoniłam się lekko zebranym i odkorkowałam ją wypijając zawartość do dna.
-Co ty wyprawiasz-zapytała mama.
Wybałuszyła na nią oczy i wyrzuciłam swoją butelkę za siebie.
-Jak to co? Bawię się-odkrzyknęłam sięgając po kolejną butelkę.
-Lucy proszę-odezwała się mama Alex’a patrząc na mnie z lękiem.
-Pani zdrowie-odpowiedziałam wnosząc butelkę do góry.
Nie wiem ile wypiłam, ale nawet nad tym nie myślałam, kołysałam się w takt muzyki lecącej z głośników.
Rodzice Alice i przyjaciele z Kaitleen weszli do ogrodu.
-Cześć-wydarłam się, podchodząc chwiejnym krokiem.
-Czy ty piłaś? -upewnił się Matt.
Wzruszyłam ramionami i dostrzegając Alex’a pocałowałam go.
Poczułam szarpnięcie do tyłu i silny cios na oko. Zatoczyłam się czując, że Kaitleen przewraca mnie na trawę i zaczyna okładać. Mimo promili przewróciłam ją zwinnie i przyłożyła kilka razy z pięści.
Zrobiło się lekkie zamieszanie, wszyscy zaangażowali się do odciągnięcia nas od siebie.
-Tylko tyle? -zapytała prowokująco wychylając się znad ramion któregoś z rodziców przyjaciół. Ona szarpała się tylko.
Kaitleen kochanie-usłyszałam drugi znajomy głos. Strace stanęła między obiema  grupkami.
Jej córka zamarła.
Warknęła z gniewem i zaczęłam się szarpać z tatą Alice.
-Wychodzimy, kochanie-zakomunikowała Emily przechwytując córkę-przepraszam- powiedziała z bólem w moją stronę i najzwyczajniej w świecie wyszła.                -------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział V.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga

sobota, 2 marca 2013

Rozdział IV

 Rozdział IV


 Doszłam do pustego korytarza i siadła na krzesełku .W głowie huczały mi błagania Richarda a przed oczami miałam jego martwe ciało. Zakryłam twarz w dygoczących dłoniach.
//Muszę pozbyć się "tego" bo zaraz oszaleję. Wstałam i szarpnęłam za klamkę od okna. Świeże powietrze dotarło do mnie dopiero po chwili, zdałam sobie sprawę, że zbyt szybko oddycham. Z regulowałam dyszenie.
-Hej, w porządku?- usłyszałam z oddali Alex'a. Pokiwałam jeszcze głową i odwracając się od okna wpadłam na chłopaka.
-W porządku?- zapytał zaglądając mi w oczy.
-Co? Tak, okej- odpowiedziałam nie patrząc na niego-wracajmy.
Wyminęłam go i ruszyłam pierwsza do sali.
-Jak się czujesz?- zapytał Matt
-Skończ z tym-odburknęłam kładąc się obok zaskoczonej dziewczyny
-Kiedy ostatnio spałaś?- zapytał Alex siadając.
-Dzisiaj w nocy?- skłamałam.
-Nie oszukuj się Lucy, od dawna nie śpisz-przejrzał mnie Matt.
Przekręciłam się do niego.
-Co wam do tego?- warknęłam i podłożyłam ręce pod głowę.
-Martwimy się o Ciebie-wyjaśnił Alex.
Prychnęłam
-Nie bądź śmieszny-
-Tak bardzo chciałabym cofnąć czas i wszystko zmienić-odezwała się Alice.
Nikt jej nie odpowiedział.
Westchnęłam ciężko
-Kto pisze te kartki?- zapytałam odwracając się do niej 
Wytrzeszczyła na mnie oczy ze strachem
Siadłam
-Napisałaś je sama?- kolejny raz zapytałam.
Dalej milczała
-Nie naciskaj na nią-odezwał się Matt
-Żartujesz sobie?!-odburknęłam-straciliśmy już zbyt dużo czasu na to cholerstwo.
-Zamknij się Lucy-ryknął Matt- gdyby to był Richard...
-Sam się zamknij Matt -odwarknęłam-nie masz prawa o nim wspominać.
-Bo nie byłem jego "fanem"?- zapytał  sarkastycznie.
-Matt- upomniała go Alice.
-Jakoś nie pamiętam żebym ja była "fanką" Kaitleen.
-To co innego-zaprzeczył.
-Serio? To może powiesz mi gdzie zaliczysz pogrywanie sobie ze mną i skopanie mnie na drugi plan?!
Zamilczał   
-Lucy-zaczęła Alice gdy wstałam
-Wal się-zakończyłam trzaskając drzwiami.
//Nie mieli mi prawa wspominać o Richardzie.
Usłyszałam za sobą moje imię, które ignorowałam
W połowie korytarza poczułam szarpnięcie do tyłu.
-Wracaj do nich Alex, to twoi przyjaciele
-Lucy, ale...
-Alex- przerwałam-wszystko już skończone.
Nie zatrzymywał mnie już.
Trochę się ściemniło ale ciągnęło mnie w stronę cmentarza, był nie daleko.
Droga zajęła mi kilka minut, przed wejściem kupiłam znicz.
Nie miałam problemu ze znalezieniem odpowiedniego miejsca.
-Cześć Rich- mruknęłam pod nosem układając na pustej płycie lampion.
-Myślałam, że z czasem, mi przejdzie ale, dalej tak jest, to prze zemnie-odwróciłam na chwilę wzrok od imienia na pomniku-to prze zemnie nie żyjesz-wyznałam znów na niego zerkając.
-W porządku?- zapytał mnie chłopak przechodząc koło mnie-cała drżysz.
-Wszystko w porządku-zapewniłam.
-Ściemnia się- oznajmił-może odwiozę Cię do domu?
//Robi się natarczywy
-Nie, dziękuję-dopowiedziałam i odeszłam w stronę wyjścia.
Zetknęłam na wyświetlacz telefonu, nikt już się mną nie przejmował.
-Hej-usłyszałam za sobą i poczułam dotyk na ramieniu.
Szybko się od niego odsunęłam
-Spokojnie-uniósł ręce uspokajająco- nie jestem żadnym pedofile czy mordercą, po prostu się martwię.
Zdjął kurtkę i chciał nałożyć ją na mnie.
-Powiem to tylko raz-stwierdziłam cofając się od niego-odwal się.
Wyszłam z Cmentarza.
Słyszałam, że napotkany chłopak dalej za mną idzie.
//Sam tego chciał.
Odwróciłam się i zaczekałam aż podejdzie.
-Jesteś przygłuchy?- upewniłam się.
-Nie?- zaprzeczył.
Przyłożyłam mu znienacka w twarz.
-To dobrze-dopowiedziała i pozostawiłam go zdezorientowanego na ziemi.
Doszłam ledwo do mieszkania i zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Madison.
 Już zaczynałam się martwić -wyznała wciągając mnie do środka.
Ściągnęłam spokojnie kurtkę. Madison przejechała po moich ramionach.
-Cała dygoczę?- zapytałam zachrypnięta.
Uśmiechnęła się tylko w geście potwierdzenia zaprowadziła do salonu.
-Zrobię Ci coś do picia-zaproponowała po usadzeniu mnie w fotelu-jak poszło spotkanie?
-Tak jak widać-odparłam wbijając spojrzenie w sufit.
Podała mi szklankę z napoje.
Wypiłam ją od razu.
Madison bez przerwy wpatrywała się we mnie. Pociemniało mi przed oczami.
-Chyba, się położę-stwierdziłam wstając
Zachwiała się a kobieta od razu mnie przytrzymała
-Co ty mi dałaś?- zapytałam coraz częściej przymykając oczy.
-Środek nasenny
-Co!?-wymamrotałam i przed oczami uderzyła mi ciemność.

Obudziłam się w jakimś dość ciemnym miejscu. Z oddali słyszałam śpiew ptaków. Dopiero po chwili dostrzegłam, że ktoś koło mnie stoi i poczułam strach jakiego nigdy wcześniej nie odczuwałam. Tak dobrze znany mi staruszek wyciągnął w moją stronę rękę. Cofnęłam się od niego kiwając z niedowierzaniem. Nic nie powiedział tylko uśmiechnął się i powoli zaczął podchodzić.
-Ty nie żyjesz-zakomunikowałam wstając-nie żyjesz!- wrzasnęłam i zaczęłam uciekać przez las.

-Lucy!- wrzasnęła Madison pochylając się nade mną. Zerwałam się tak gwałtownie, że przewaliłam ją na podłogę razem ze sobą.

-Sorry-wymamrotałam wstając z niej, szumiało mi w uszach.
Pchnęłam wstającą Madison na sofę.
-Co Ci odbiło, żeby mnie usypiać?!-zapytałam przypominając sobie dopiero teraz to co zrobiła.
-Dałam Ci te leki, bo wiem, że masz problemy ze snem-odpowiedziała  Madison
//No tak mogłam się tego spodziewać
Dostrzegła chłopaka poznanego wczoraj
-A ty kim niby jesteś?!-wrzasnęłam na niego
Wstał  z fotela
-Lucy, to Ethan, jest psychologiem-wyjaśniła.
Wyciągnął rękę w moi kierunku.
Prychnęłam i plunęłam mu w twarz.
-Jest tu dla Alice-dodała szybko po tym
Chłopak otarł policzek.
Madison zadzwonił telefon
-Zaraz wracam-zakomunikowała wychodząc.
-Sory, za to
-Nic nie szkodzi-szybko zapewnił wyciągając dłoń -Ethan.
-Lucy-odpowiedziałam lekko poddając swoją rękę- sądzisz, że dasz radę z Alice?
-Sądzę, że tak-odpowiedział pewny siebie.
//To się nieźle zdziwisz 
-Dzwonił Luck, wypisali Alice do domu-zakomunikowała Madison z przedpokoju.
Przeszliśmy do niego
-Lucy? -zapytała z wyczekiwaniem gdy zauważyła, że się nie ubieram.
-Nie jadę, nie interesuje mnie już ona
Wymieniła spojrzenie z Ethan’em
-Lepiej, będzie jak pojedziesz- zapewniła podając mi moją kurtkę.
Za 20 minut podjechaliśmy pod jej dom.
-Miejmy nadzieję, że to coś pomoże-odezwała się Madison w chodząc.
-Mickie proszę, wstań z podłogi-usłyszeliśmy z salonu.
Dziewczynka leżała na podłodze w salonie a wokół niej klęczeli zrozpaczeni rodzice, Alice siedziała na kanapie z jej "przyjaciółmi" zachowując się jak gdyby podano jej bardzo silny lek uspokajający.
-Cześć Alice-przywitał się Ethan stając naprzeciw niej z Madison.
Ja zostałam przy zrozpaczonej dziewczynce.
-Już dobrze Mickie- zapewniłam klękając koło niej i głaskając ją po głowie.
Kiedy usłyszała, że to ja podniosła się natychmiast z podłogi i wtuliła we mnie, cała drżała ze strachu na widok swojej siostry.
Ted mignął mi z boku.
Dałam mu znak żeby zabrał Mickie 
Kiedy wyszli wstałam z klęczek i przysłuchałam się rozmowie.
-Chcę Ci pomóc z tego wyjść okej? -zaproponował.
Alice nie poruszała się ,nawet nie mrugała.
Podeszłam bliżej, zerkając to na co i ona. Jej ręce były obandażowane.
-Co ty zrobiłaś?- zapytałam nie powstrzymując się-Co ty...?-zapytałam  i przypomniałam sobie treść ostatniej kartki.
Kiwnęłam z niedowierzaniem głową i rozejrzałam się po salonie
//Co się z nią dziej?!
-Alice, musisz się zgodzić abym Ci pomógł, tylko razem z tego wyjdziemy-kontynuował Ethan.
Miałam na sobie jej wzrok.
-Razem nam się uda-zapewniła Madison.
-Ja tego nie piszę- jęknęła-musicie mi uwierzyć.
-Wierzymy-przyznała od razu Madison-musisz nam tylko zaufać.
-Lucy?- zapytała błagalnie.
Podeszłam do niej  i objęłam  bez słowa.
 Rozkleiła się i zaniosła  płaczem.
-Razem, z tego wyjdziemy-powtórzyłam słowa Ethan’a.
Po jakiś kilku godzinach rozmowy pomiędzy nią a Ethan’em wyszliśmy na zewnątrz.
-Często zdarzało mi się pracować z takimi osobami-zaczął opowiadać w samochodzie-ale z takim przypadkiem jeszcze nie.
-Ethan odwieź mnie do redakcji, muszę pozałatwiać materiały do wywiadu-poprosiła Madison.
Nie odzywałam się od dłuższego czasu.
-W porządku?- zapytała gdy podjechaliśmy pod redakcję.
Mruknęłam twierdząco
-Okej, późno dzisiaj wrócę ale masz dobrego opiekuna na ten czas-zapewniła zerkając na chłopaka.
Przesiadłam się na przednie siedzenie i zerknęłam na miejsce gdzie go wczoraj uderzyłam, całe szczęście, że nie było śladu. Westchnęłam oglądając to co dzieje się przed przednią szybą.
-Wyjdzie z tego-zapewnił jak gdyby czytał mi w myślach.
-Mam nadzieje-odpowiedziałam zerkając na niego-dlaczego nic mi wczoraj nie powiedziałeś?
-A znaliśmy się?- zapytał żartobliwie.
-Nie, ale uniknął byś uderzenia
-Słyszałem o tej akcji z rodzeństwem twoich przyjaciół
Kiwnęłam głową.
-To było już dawno-skłamałam nie chcąc zaczynać tematu.
-Okej, no więc gdzie jedziemy?
-Jedz gdzie kol wiek mi wszystko jedno-odpowiedziałam-
Odpalił silnik.
-Skąd  jesteś ?-zapytałam po kilu minutach drogi
-Raczej skąd Madison mnie  wzięła-poprawił mnie z uśmiechając się-przez pewien okres czasu pracowałem jako psycholog w policji, wiesz znęcanie się psychiczne albo fizyczne porwania, depresje.
-Co robiłeś wczoraj na cmentarzu? -zadałam kolejne pytanie. Uśmiech spełzł z jego twarzy na chwile-odwiedzałem kogoś.
Taka odpowiedz mi wystarczyła
-W porządku, jesteśmy na miejscu-zakomunikował.
Rozejrzałam się, byliśmy pod lasem, dokładnie tym do którego nie zbliżałam się.
-To... nie jest dobry... pomysł-wydukałam rozglądając się dookoła.
-Madison wspominała mi, że po tym co Cię spotkało panicznie bałaś się tam wejść.-zaczął wyłączając silnik.
- Tak to prawda-przyznałam z irytacją-i nic się w tym nie zmieniło.
-Ja zamierzam to zmienić-stwierdził powoli.-pochodzimy po nim i...
-nie- zaprzeczyłam-nie ma mowy, przykro mi ale ja nie mam ochoty na twoje eksperymenty.
-Lucy, będziesz bała się tam wchodzić już zawsze?- zapytał.
-Nie wiem nie zastanawiałam się- przyznałam-a teraz zabierz mnie gdzie indziej.
Nic nie robił tylko stukał  w kierownicę.
-Jeśli czekasz aż tam wyjdę to nie masz na co-dodałam z rozdrażnieniem.
Wysiadł z pojazdu, pozostawiając mnie samą.
-Cholera jasna z taką psychoterapią-mruknęłam do siebie i opuściłam samochód.
-------------------------- ----------------------------------------------------------------------------------
 Tak kończy się rozdział IV.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga