Rozdział IV
Doszłam
do pustego korytarza i siadła na krzesełku .W głowie huczały mi błagania
Richarda a przed oczami miałam jego martwe ciało. Zakryłam twarz w dygoczących
dłoniach.
//Muszę
pozbyć się "tego" bo zaraz oszaleję. Wstałam i szarpnęłam za klamkę
od okna. Świeże powietrze dotarło do mnie dopiero po chwili, zdałam sobie
sprawę, że zbyt szybko oddycham. Z regulowałam dyszenie.
-Hej, w
porządku?- usłyszałam z oddali Alex'a. Pokiwałam jeszcze głową i odwracając się
od okna wpadłam na chłopaka.
-W
porządku?- zapytał zaglądając mi w oczy.
-Co? Tak,
okej- odpowiedziałam nie patrząc na niego-wracajmy.
Wyminęłam go
i ruszyłam pierwsza do sali.
-Jak się
czujesz?- zapytał Matt
-Skończ z
tym-odburknęłam kładąc się obok zaskoczonej dziewczyny
-Kiedy
ostatnio spałaś?- zapytał Alex siadając.
-Dzisiaj w
nocy?- skłamałam.
-Nie oszukuj
się Lucy, od dawna nie śpisz-przejrzał mnie Matt.
Przekręciłam
się do niego.
-Co wam do
tego?- warknęłam i podłożyłam ręce pod głowę.
-Martwimy
się o Ciebie-wyjaśnił Alex.
Prychnęłam
-Nie bądź
śmieszny-
-Tak bardzo
chciałabym cofnąć czas i wszystko zmienić-odezwała się Alice.
Nikt jej nie
odpowiedział.
Westchnęłam
ciężko
-Kto pisze
te kartki?- zapytałam odwracając się do niej
Wytrzeszczyła
na mnie oczy ze strachem
Siadłam
-Napisałaś
je sama?- kolejny raz zapytałam.
Dalej
milczała
-Nie
naciskaj na nią-odezwał się Matt
-Żartujesz
sobie?!-odburknęłam-straciliśmy już zbyt dużo czasu na to cholerstwo.
-Zamknij się
Lucy-ryknął Matt- gdyby to był Richard...
-Sam się
zamknij Matt -odwarknęłam-nie masz prawa o nim wspominać.
-Bo nie
byłem jego "fanem"?- zapytał sarkastycznie.
-Matt- upomniała
go Alice.
-Jakoś nie
pamiętam żebym ja była "fanką" Kaitleen.
-To co
innego-zaprzeczył.
-Serio? To
może powiesz mi gdzie zaliczysz pogrywanie sobie ze mną i skopanie mnie na
drugi plan?!
Zamilczał
-Lucy-zaczęła
Alice gdy wstałam
-Wal
się-zakończyłam trzaskając drzwiami.
//Nie mieli
mi prawa wspominać o Richardzie.
Usłyszałam
za sobą moje imię, które ignorowałam
W połowie
korytarza poczułam szarpnięcie do tyłu.
-Wracaj do
nich Alex, to twoi przyjaciele
-Lucy,
ale...
-Alex- przerwałam-wszystko
już skończone.
Nie
zatrzymywał mnie już.
Trochę się
ściemniło ale ciągnęło mnie w stronę cmentarza, był nie daleko.
Droga zajęła
mi kilka minut, przed wejściem kupiłam znicz.
Nie miałam
problemu ze znalezieniem odpowiedniego miejsca.
-Cześć Rich-
mruknęłam pod nosem układając na pustej płycie lampion.
-Myślałam,
że z czasem, mi przejdzie ale, dalej tak jest, to prze zemnie-odwróciłam na
chwilę wzrok od imienia na pomniku-to prze zemnie nie żyjesz-wyznałam znów na
niego zerkając.
-W
porządku?- zapytał mnie chłopak przechodząc koło mnie-cała drżysz.
-Wszystko w
porządku-zapewniłam.
-Ściemnia
się- oznajmił-może odwiozę Cię do domu?
//Robi się
natarczywy
-Nie,
dziękuję-dopowiedziałam i odeszłam w stronę wyjścia.
Zetknęłam na
wyświetlacz telefonu, nikt już się mną nie przejmował.
-Hej-usłyszałam
za sobą i poczułam dotyk na ramieniu.
Szybko się
od niego odsunęłam
-Spokojnie-uniósł
ręce uspokajająco- nie jestem żadnym pedofile czy mordercą, po prostu się
martwię.
Zdjął kurtkę
i chciał nałożyć ją na mnie.
-Powiem to
tylko raz-stwierdziłam cofając się od niego-odwal się.
Wyszłam z
Cmentarza.
Słyszałam,
że napotkany chłopak dalej za mną idzie.
//Sam tego
chciał.
Odwróciłam
się i zaczekałam aż podejdzie.
-Jesteś
przygłuchy?- upewniłam się.
-Nie?- zaprzeczył.
Przyłożyłam
mu znienacka w twarz.
-To
dobrze-dopowiedziała i pozostawiłam go zdezorientowanego na ziemi.
Doszłam
ledwo do mieszkania i zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Madison.
Już
zaczynałam się martwić -wyznała wciągając mnie do środka.
Ściągnęłam
spokojnie kurtkę. Madison przejechała po moich ramionach.
-Cała
dygoczę?- zapytałam zachrypnięta.
Uśmiechnęła
się tylko w geście potwierdzenia zaprowadziła do salonu.
-Zrobię Ci
coś do picia-zaproponowała po usadzeniu mnie w fotelu-jak poszło spotkanie?
-Tak jak
widać-odparłam wbijając spojrzenie w sufit.
Podała mi
szklankę z napoje.
Wypiłam ją
od razu.
Madison bez
przerwy wpatrywała się we mnie. Pociemniało mi przed oczami.
-Chyba, się położę-stwierdziłam
wstając
Zachwiała
się a kobieta od razu mnie przytrzymała
-Co ty mi
dałaś?- zapytałam coraz częściej przymykając oczy.
-Środek
nasenny
-Co!?-wymamrotałam
i przed oczami uderzyła mi ciemność.
Obudziłam
się w jakimś dość ciemnym miejscu. Z oddali słyszałam śpiew ptaków. Dopiero po
chwili dostrzegłam, że ktoś koło mnie stoi i poczułam strach jakiego nigdy
wcześniej nie odczuwałam. Tak dobrze znany mi staruszek wyciągnął w moją stronę
rękę. Cofnęłam się od niego kiwając z niedowierzaniem. Nic nie powiedział tylko
uśmiechnął się i powoli zaczął podchodzić.
-Ty nie
żyjesz-zakomunikowałam wstając-nie żyjesz!- wrzasnęłam i zaczęłam uciekać przez
las.
-Lucy!- wrzasnęła Madison pochylając się nade mną. Zerwałam się tak gwałtownie,
że przewaliłam ją na podłogę razem ze sobą.
-Sorry-wymamrotałam
wstając z niej, szumiało mi w uszach.
Pchnęłam
wstającą Madison na sofę.
-Co Ci
odbiło, żeby mnie usypiać?!-zapytałam przypominając sobie dopiero teraz to co
zrobiła.
-Dałam Ci te
leki, bo wiem, że masz problemy ze snem-odpowiedziała Madison
//No tak
mogłam się tego spodziewać
Dostrzegła
chłopaka poznanego wczoraj
-A ty kim
niby jesteś?!-wrzasnęłam na niego
Wstał
z fotela
-Lucy, to Ethan, jest psychologiem-wyjaśniła.
Wyciągnął
rękę w moi kierunku.
Prychnęłam i
plunęłam mu w twarz.
-Jest tu dla
Alice-dodała szybko po tym
Chłopak
otarł policzek.
Madison
zadzwonił telefon
-Zaraz
wracam-zakomunikowała wychodząc.
-Sory, za to
-Nic nie
szkodzi-szybko zapewnił wyciągając dłoń -Ethan.
-Lucy-odpowiedziałam
lekko poddając swoją rękę- sądzisz, że dasz radę z Alice?
-Sądzę, że
tak-odpowiedział pewny siebie.
//To się
nieźle zdziwisz
-Dzwonił
Luck, wypisali Alice do domu-zakomunikowała Madison z przedpokoju.
Przeszliśmy
do niego
-Lucy? -zapytała
z wyczekiwaniem gdy zauważyła, że się nie ubieram.
-Nie jadę, nie
interesuje mnie już ona
Wymieniła
spojrzenie z Ethan’em
-Lepiej,
będzie jak pojedziesz- zapewniła podając mi moją kurtkę.
Za 20 minut
podjechaliśmy pod jej dom.
-Miejmy
nadzieję, że to coś pomoże-odezwała się Madison w chodząc.
-Mickie
proszę, wstań z podłogi-usłyszeliśmy z salonu.
Dziewczynka
leżała na podłodze w salonie a wokół niej klęczeli zrozpaczeni rodzice, Alice
siedziała na kanapie z jej "przyjaciółmi" zachowując się jak gdyby
podano jej bardzo silny lek uspokajający.
-Cześć
Alice-przywitał się Ethan stając naprzeciw niej z Madison.
Ja zostałam
przy zrozpaczonej dziewczynce.
-Już dobrze
Mickie- zapewniłam klękając koło niej i głaskając ją po głowie.
Kiedy
usłyszała, że to ja podniosła się natychmiast z podłogi i wtuliła we mnie, cała
drżała ze strachu na widok swojej siostry.
Ted mignął
mi z boku.
Dałam mu
znak żeby zabrał Mickie
Kiedy wyszli
wstałam z klęczek i przysłuchałam się rozmowie.
-Chcę Ci
pomóc z tego wyjść okej? -zaproponował.
Alice nie poruszała
się ,nawet nie mrugała.
Podeszłam
bliżej, zerkając to na co i ona. Jej ręce były obandażowane.
-Co ty
zrobiłaś?- zapytałam nie powstrzymując się-Co ty...?-zapytałam i
przypomniałam sobie treść ostatniej kartki.
Kiwnęłam z
niedowierzaniem głową i rozejrzałam się po salonie
//Co się z
nią dziej?!
-Alice,
musisz się zgodzić abym Ci pomógł, tylko razem z tego wyjdziemy-kontynuował
Ethan.
Miałam na
sobie jej wzrok.
-Razem nam
się uda-zapewniła Madison.
-Ja tego nie
piszę- jęknęła-musicie mi uwierzyć.
-Wierzymy-przyznała
od razu Madison-musisz nam tylko zaufać.
-Lucy?- zapytała
błagalnie.
Podeszłam do
niej i objęłam bez słowa.
Rozkleiła
się i zaniosła płaczem.
-Razem, z
tego wyjdziemy-powtórzyłam słowa Ethan’a.
Po jakiś
kilku godzinach rozmowy pomiędzy nią a Ethan’em wyszliśmy na zewnątrz.
-Często zdarzało
mi się pracować z takimi osobami-zaczął opowiadać w samochodzie-ale z takim
przypadkiem jeszcze nie.
-Ethan
odwieź mnie do redakcji, muszę pozałatwiać materiały do wywiadu-poprosiła
Madison.
Nie
odzywałam się od dłuższego czasu.
-W
porządku?- zapytała gdy podjechaliśmy pod redakcję.
Mruknęłam
twierdząco
-Okej, późno
dzisiaj wrócę ale masz dobrego opiekuna na ten czas-zapewniła zerkając na
chłopaka.
Przesiadłam
się na przednie siedzenie i zerknęłam na miejsce gdzie go wczoraj uderzyłam, całe
szczęście, że nie było śladu. Westchnęłam oglądając to co dzieje się przed
przednią szybą.
-Wyjdzie z
tego-zapewnił jak gdyby czytał mi w myślach.
-Mam
nadzieje-odpowiedziałam zerkając na niego-dlaczego nic mi wczoraj nie powiedziałeś?
-A znaliśmy
się?- zapytał żartobliwie.
-Nie, ale
uniknął byś uderzenia
-Słyszałem o
tej akcji z rodzeństwem twoich przyjaciół
Kiwnęłam
głową.
-To było już
dawno-skłamałam nie chcąc zaczynać tematu.
-Okej, no
więc gdzie jedziemy?
-Jedz gdzie kol
wiek mi wszystko jedno-odpowiedziałam-
Odpalił
silnik.
-Skąd
jesteś ?-zapytałam po kilu minutach drogi
-Raczej skąd
Madison mnie wzięła-poprawił mnie z uśmiechając
się-przez pewien okres czasu pracowałem jako psycholog w policji, wiesz
znęcanie się psychiczne albo fizyczne porwania, depresje.
-Co robiłeś
wczoraj na cmentarzu? -zadałam kolejne pytanie. Uśmiech spełzł z jego twarzy na
chwile-odwiedzałem kogoś.
Taka
odpowiedz mi wystarczyła
-W porządku,
jesteśmy na miejscu-zakomunikował.
Rozejrzałam
się, byliśmy pod lasem, dokładnie tym do którego nie zbliżałam się.
-To... nie
jest dobry... pomysł-wydukałam rozglądając się dookoła.
-Madison
wspominała mi, że po tym co Cię spotkało panicznie bałaś się tam wejść.-zaczął
wyłączając silnik.
- Tak to
prawda-przyznałam z irytacją-i nic się w tym nie zmieniło.
-Ja zamierzam
to zmienić-stwierdził powoli.-pochodzimy po nim i...
-nie- zaprzeczyłam-nie
ma mowy, przykro mi ale ja nie mam ochoty na twoje eksperymenty.
-Lucy,
będziesz bała się tam wchodzić już zawsze?- zapytał.
-Nie wiem
nie zastanawiałam się- przyznałam-a teraz zabierz mnie gdzie indziej.
Nic nie
robił tylko stukał w kierownicę.
-Jeśli
czekasz aż tam wyjdę to nie masz na co-dodałam z rozdrażnieniem.
Wysiadł z
pojazdu, pozostawiając mnie samą.
-Cholera jasna
z taką psychoterapią-mruknęłam do siebie i opuściłam samochód.
-------------------------- ----------------------------------------------------------------------------------
Tak
kończy się rozdział IV.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam
do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do
"czytelników bloga"
Masz bardzo ciekawe pomysły na dalsze losy bohaterów. Jest trochę błędów jak np piszesz coś, co mówi Lucy piszesz wyszła, czasami zapominasz dodać m na końcu, ale to taki drobiazg ;)
OdpowiedzUsuńCzasem zostawiasz myślniki. więc kto pisze te kartki? Zaciekawiłaś mnie.
OdpowiedzUsuńkiedymiłośćstajesienienawiscia.blogspot.com zapraszam
Świetne opowiadaniee.;*
OdpowiedzUsuńPodziwiam osoby, które piszą same, i mają pomysł.:D
Dodaję do obserwowanych i liczę na rewanż
http://w-pogonizamarzeniami.blogspot.com/
Bardzo ciekawe. Co prawda jest pare błędów ale twoje opowiadanie na tyle mnie wciągnęło, że będę czytac dalej.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: