Rozdział V
Szliśmy pomiędzy drzewami, coraz bardziej traciłam panowanie nad sobą. Pociły mi się dłonie i brakowało mi powietrza. W końcu oparła się o jedno z drzew.
-Dalej, już nie mogę-jęknęłam
-Chwilowa przerwa-zakomunikował, rozglądając się nerwowo po okolicy.
Prychnęłam.
-Wyluzuj, nikogo tu nie ma-wysapałam
-Słucham?- zapytał udając spokojnego.
Ruszyłam dalej kontynuując
-Nie ma tu nikogo od kiedy okazało się, że mordowali tutaj dzieciaki.
-Co stało się z tymi którzy ich mordowali?- zapytał po chwili ciszy.
-Trafili na dożywocie- wyznałam-to chyba oczywiste?
Stanął i znów się rozejrzał.
-Dlaczego jesteś taki nerwowy?- zapytałam
-Co?- zapytał zdezorientowany, jak gdyby mnie nie słuchał.
Spojrzałam znacząco.
-Obejrzałeś się za siebie już kilkakrotnie-wyjaśniłam wskazując za siebie.
-Zdaje Ci się-dociął i ruszył dalej.
//Może i jednak tylko mi się wydaje?
Doszliśmy do polany.
Ethan spojrzał na zegarek.
-Dość szybko się tu dochodzi-przyznał z uznaniem.
-Masz w planie zwiedzanie całego lasu?- warknęłam pochylając się i regulując oddech.
-Nie-odparł krótko- wracajmy już-poprosił zawracając.
Byłam poirytowana jego ciągłym odwracaniem się i sprawdzaniem godziny.
-Mógłbyś w końcu przestać?
Spojrzał pytająco.
-Ciągle tylko zerkasz na zegarek albo się oglądasz-warknęłam
-Lucy...-zaczął
-Mierzysz sobie kondycję czy jak?!
Zatrzymał mnie.
-Musisz się uspokoić-zaczął sięgając do mnie.
-Trzymaj łapy przy sobie!- krzyknęłam i zaczęłam się szybko cofać
Uniósł ręce.
-Spokojnie-powtarzał zmierzając ku mnie.
Chciałam odbiec ale to wydawało mi się głupie.
-Nic Ci nie zrobię-zapewnił spokojnie.
Stanęłam i rozejrzałam się po otoczeniu, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wpadała w lekką panikę.
-Wracajmy już lepiej do samochodu-mruknęłam.
Przytaknął.
W aucie Ethan wybrał jakiś numer telefonu i przez chwilę przytakiwał podczas rozmowy.
-Alice dostała kolejną wiadomość-wyjaśnił ruszając z piskiem opon
-Przeczytała ją?
-Jeszcze nie.
Byliśmy u niej już po kilku minutach. Alice wpadła w całkowitą histerię i siedziała w kącie oddalonym jak najdalej od leżącej kartki na podłodze .Alex z Matt'em próbowali ją uspokoić. Podniosłam list i oddałam Ethan'owi.
-Idę , im to pokazać, zostań z nimi-poprosił mnie szeptem i zszedł na dół.
Siadłam przy biurku z pochyloną nisko głową.
-Są już wszędzie- wyjąkała przez łzy-otaczają mnie! -wrzasnęła chcąc wstać ale chłopaki ją powstrzymali. Zerknęłam na to ze smutkiem, nie mogłam nic, poza patrzeniem na jej cierpienie. W końcu wstałam i podeszłam do nich.
-Chodź, przyda Ci się świeże powietrze-zakomunikowałam i podciągnęłam ją do góry. Matt wziął sobie Alice na ręce. Dziewczyna sprzeciwiała się ale chłopak nie uległ.
-Już, w porządku-zapewnił Matt tuląc ją.
-Nie zostawimy Cię samą Alice-dodał Alex dołączając do uścisku. Siadłam ponuro wpatrzona w przyjaciół. Matt dostrzegł mój wyraz twarzy.
-Przepraszam, Lucy-wyszeptał puszczając dziewczynę i stając na przeciw mnie-nie powinienem wspominać o Richardzie...-zaczął.
-Odpuść sobie Matt- poprosiłam wstając-na jakiś czas zapomnijmy o tym- spojrzałam na Alice i wystawiłam rękę w jego kierunku.
Prychnął i mnie objął, nie odwzajemniłam od razu uścisku ale w końcu się przemogła. Poczułam coś na wzór radości z odzyskania czegoś ważnego. Alice i Alex dołączyli do nas i tkwiliśmy tak dobre parę minut
-Brakowało mi tego-wyznała Alice kładąc obandażowaną rękę na mojej. Wzdrygnęłam się odczuwając dotyk i lekko prawie nie zauważalnie się uśmiechnęłam.
-Co sądzisz Alice o małej imprezie?- odezwał się Alex.
-Sądzę, ze byłoby wspaniale, no ale wiecie dzisiaj mamy już co robić -odpowiedziała.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Dzisiaj grill-zaczęła, ale nie dokończyła,
-U twoich rodziców-dopowiedział Matt.
//Rodzinne spotkanie po latach.
-To jakiś problem?- zapytałam widząc ich zmartwienie.
-Jesteś z nimi pokłócona-przypomniał mi Alex nie patrząc na mnie.
-No to co?- zapytałam ignorując to-wproszę się bez zaproszenia?
-Lucy, mogę Cię na chwilę poprosić? -zapytał lekko zdenerwowany Ethan wychodząc z domu.
Podeszłam do niego.
-Postaraj się, żeby Alice nie wpadała już w histerię-mówił bardzo szybko. Spojrzałam, czy jesteśmy w zasięgu wzroku Alice.
Wyrwałam mu z ręki kartkę, zaprotestował ale uciszyłam go machnięciem ręki.
"Czy jej czyn mógł dopuścić do połączenia tego czego tak bardzo jej brakowało? Próbowała być taką jaką była przed tym wszystkim .Walczyła z głosami w jej głowie udając przed wszystkimi, że pozbyła się dręczących ją przeżyć"
Spojrzałam jeszcze na podpis Alice i oddałam kartkę.
-odezwę się do Ciebie jak już to rozpracuję-obiecał i ruszył do samochodu.
Mrugnęłam kilka razy
//Walczyła z głosami w jej głowie"?!
Wróciłam do ogrodu.
-Muszę zobaczyć się z Mickie- zakomunikowała Alice wstając
-Micke jest u Ted'a -zatrzymał ją Matt- niech trochę pobędą razem.
-Przeraziłam własną siostrę, muszę ją teraz przeprosić, wytłumaczyć jej...
-Dobra to my po nich pójdziemy- zaproponował Alex, wstając i podchodząc do mnie.
-Zostawmy ich samych-szepnął mi na ucho.
W drodze Alex był milczący.
-Trzymasz się?- zapytałam w końcu
Przytaknął ze smutkiem
-Okej Alex-nie wytrzymałam stając-wyjaśnij mi co tak naprawdę Cię dręczy, Alice...
-To nie o nią chodzi.
-Więc o kogo?
-Cześć-usłyszałam głos którego tak nie cierpiałam i odwróciłam się do Kaitleen.
Ramiona mi opadły.
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam kompletnie zaskoczona.
-Co za miłe powitanie-odpowiedziała.
-Chyba nie oczekiwałaś fajerwerk?- odezwałam się .
-Alex'ie musimy porozmawiać-zakomunikowała ignorując mnie,
-Idę, po Mickie- oznajmiłam pozostawiając ich samych.
Wróciłam z siostrą Alice do niej.
-Wiedzieliście, że Kaitleen wróciła? -zapytałam wchodząc do jej pokoju i natykając się na nich całujących się. Przymknęłam drzwi i mijając zdezorientowaną Mickie zbiegłam po schodach.
-Lucy?- usłyszałam z góry
-Sorry!- odkrzyknęłam i wyszłam z domu.
//Niezłe miałam wejście
Westchnęłam widząc rodziców Alex’a i Matt’a wchodzących do mnie do domu.
//Czas się zabawić.
Weszłam do mieszkania, nie pukając przy tym i przeszłam do ogrodu. Minęłam zaskoczonych rodziców i sięgnęłam po butelkę wina. Ukłoniłam się lekko zebranym i odkorkowałam ją wypijając zawartość do dna.
-Co ty wyprawiasz-zapytała mama.
Wybałuszyła na nią oczy i wyrzuciłam swoją butelkę za siebie.
-Jak to co? Bawię się-odkrzyknęłam sięgając po kolejną butelkę.
-Lucy proszę-odezwała się mama Alex’a patrząc na mnie z lękiem.
-Pani zdrowie-odpowiedziałam wnosząc butelkę do góry.
Nie wiem ile wypiłam, ale nawet nad tym nie myślałam, kołysałam się w takt muzyki lecącej z głośników.
Rodzice Alice i przyjaciele z Kaitleen weszli do ogrodu.
-Cześć-wydarłam się, podchodząc chwiejnym krokiem.
-Czy ty piłaś? -upewnił się Matt.
Wzruszyłam ramionami i dostrzegając Alex’a pocałowałam go.
Poczułam szarpnięcie do tyłu i silny cios na oko. Zatoczyłam się czując, że Kaitleen przewraca mnie na trawę i zaczyna okładać. Mimo promili przewróciłam ją zwinnie i przyłożyła kilka razy z pięści.
Zrobiło się lekkie zamieszanie, wszyscy zaangażowali się do odciągnięcia nas od siebie.
-Tylko tyle? -zapytała prowokująco wychylając się znad ramion któregoś z rodziców przyjaciół. Ona szarpała się tylko.
Kaitleen kochanie-usłyszałam drugi znajomy głos. Strace stanęła między obiema grupkami.
Jej córka zamarła.
Warknęła z gniewem i zaczęłam się szarpać z tatą Alice.
-Wychodzimy, kochanie-zakomunikowała Emily przechwytując córkę-przepraszam- powiedziała z bólem w moją stronę i najzwyczajniej w świecie wyszła. -------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział V.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga"
Wow, szok. Końcówka rozwaliła mnie doszczętnie!
OdpowiedzUsuńDzięki pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo , no . Dodaj szybko następny bo nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńWow, wow. No, nie powiem, jestem zaskoczona. A nawet bardzo. To zaskoczenie jest porównywalne do oberwania patelnią po głowie w najmniej oczekiwanym momencie, dosłownie.
OdpowiedzUsuńPytania, co? jak? gdzie? co? w jaki sposób?
Kaitleen wróciła? I jeszcze przyszła na przyjęcie do rodziców Lucy? A co jej "przyjaciele" wymyślą? znowu przygarną ją i pozwolą zniszczyć to, co z trudem starają się odbudować? Ale to są tylko moje domysły.
Naprawdę jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej.. :)
Pozdrawiam. :D
Kaitleen ? Znowu ona? Ta dziewczyna to ma tupet. Znowu będzie próbowała rozwalić ich przyjaźń, a już wszystko zmierzało ku dobremu. Czekam na kolejne wpisy :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zapowiada się ciekawe. Muszę przeczytac wcześniejsze rozdziały koniecznie. Zapraszam do mnie : bedziepieklobaby.blogspot.com
OdpowiedzUsuń