Rozdział XI
-W końcu się spotykamy Luc-wyraził swoje zadowolenie.
Rozejrzałam się po otoczeniu. Wciąż byłam w lesie. Syknęłam z przeszywającego moją głowę bólu. Przysiadł na pniu drzewa.
-Wiesz dobrze, że to kiedyś musiało nastać.
-Co...?-wysapałam próbując wstać.
-Może Ci pomogę?-zaproponował
//Kto mnie zaatakował?
Wstałam z trudem bez jego pomocy.
-Ty nie żyjesz-wymamrotałam pocierając tył głowy i wpatrując sie w Richarda.
-Faktem jest, że nie żyję...
Zaczął się przybliżać na co natychmiast ja powoli odsuwałam się w tył.
-Proszę Cię, nie mam siły znów Cię ścigać, jestem już stary-dodał z promienistym uśmiechem.
-Istniejesz tylko w mojej podświadomości, ty nie istniejesz!-wrzasnęłam i pobiegłam znów dalej.
Silne spoliczkowanie wyrwało mnie z wizji.
-W końcu, Lucy-skomentował ktoś z oddali.
Plunęłam krwią przed siebie. Promienie światła oblegały moją twarz.Jęknęłam z bólu każdej części ciała.
-Przestań się nad sobą użalać-znów ktoś się odezwał i po raz kolejny zostałam spoliczkowana.
Spojrzałam z trudem na twarz osoby która się nade mną nachylała. Jego Blizna pod okiem wszystko mi wyjaśniła.
-Doszło do nie „uniknionego”-oznajmił pełen obłędu mężczyzna i odszedł.
-Gdzie ja jestem?-zapytałam rozglądając się.
-Tam, gdzie dzieło nie zostało skończone, a będzie miało swoją kontynuację-wyrectował.
Usłyszałam ostry wrzask za ścianą.
-Przepraszam Lucy, ale Alice mnie woła-przeprosił o podszedł.
Poczułam ogromny ból w ramieniu.
Wrzasnęłam a gdy spojrzałam ostatkami sił dostrzegłam wbity mały nóż i stróżki krwi spływające po ręce.
Znów wrzasnęłam i opadłam na kolana.
//Znów ten koszmar: znów On, Ja i las.
Ucisnęłam ramię
-Co Ci się stało?-zapytał z troską Richard nadbiegając.
Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
-Popadłam w obłęd-wyjaśniłam a wszystko rozmyło się jak gdyby nastała mgła.
Przymrużyłam oczy, ktoś trzasnął drzwiami i podszedł do mnie.
Chwilę nade mną stał a potem sięgnął za mój podbródek i mocno podniósł go do góry.
Spojrzałam na twarz Ethan’a ten przygryzł wargę i pozwolił bezwładnie opaść mojej głowie. Znów plunęłam krwią brudząc przy tym zmasakrowaną od nacięć nożem bluzkę.
Usłyszałam od niego prychnięcie.
-Zasłużyłaś na to, po tym jak go zabiłaś-warknął-jak to było Lucy?Jak to było?!-wrzasnął i złapał za tył głowy pociągając ją w jego stronę.
Przymknęłam oczy z bólu.
-Pytam się jak to było?!
Milczałam w końcu puścił a głowa opadła mi na dół.
Odszedł do biurka i sięgnął po coś.
-Zabiłaś go?-zapytał podchodząc i obracając w ręku nóż.
Spięłam się gotowa na cios nożem.
-Do cholery zrobiłaś to?!-zakrzyknął i przyłożył mi nóż do gardła. Zetknęliśmy się spojrzeniami.
-Zrób co musisz-nakazałam i umknęłam spojrzeniem w bok.
Nie czułam już strachu.
//Muszę ponieść karę za to co zrobiłam jemu i Richard’owi
Zaśmiał się krótko i odrzucił nóż z hukiem na bok.
-Sądzisz, że oszalałem?-zapytał i złapał za rączkę noża.
-Zabiłaś go?
Mój brak odpowiedzi skutkował przekręceniem rączki od noża tym samym wiercąc nim w moim ramieniu.
Zdusiłam okrzyk.
-Chcę to wiedzieć!-krzyknął i złapał za resztki mojej koszulki.
Trzasnęły drzwi.
-Widzę Ethanie że nie uzyskałeś jeszcze odpowiedzi na swoje pytanie-skomentował nie zadowolony Daniel ocierając rozciętą wargę i liżąc zakrwawione palce.
Opuściłam głowę, nie mogąc patrzeć na tą scenę.
-Wiesz, że jestem menadżerem Alice?-zapytał zafascynowany-ja napiszę kontynuację tej książki, to ja będę sławny, ale wszystko w swoim czasie Luc.
Poczułam, że Ethan odblokowuje wcześniej zakneblowane dłonie.
Od razu po tym opadłam na podłogę.
Daniel się zaśmiał.
-Nadszedł czas, aby to zakończyć-usłyszałam od mężczyzny, na tle mocnego uderzania w klawisze od maszyny do pisania-przyda mi się twoja krew.
Podszedł i mocno ucisnął moją ranę sprawiając że krew zaczęła płynąć coraz intensywniej.
Poczułam ukucie i omdlałam.
-Lucy…-dosłyszałam z bardzo daleka-proszę uchroń go przed śmiercią-wyszeptał mi głos do ucha.
Słyszałam jak ktoś z boku bełkocze coś nie zrozumiałego. Lekko otworzyłam oczy na niebie rozpościerały się chmury a ja leżałam na kamiennym podłożu.
Przekręciłam głowę w stronę szlochających.
-Lucy-wyjęczała Alice, ale nie poruszyła się.
-Wstań Lucy-poprosił mnie głos roznoszący się gdzieś za mną.
-Daj jej spokój Daniel !-odpowiedziała przyjaciółka i wydała z siebie zduszony okrzyk bólu.
-Zamknij się Alice, nie pogarszaj swojej sytuacji!-wywrzeszczał obłąkanie.
Podniosłam się z trudem na klęczki i odwróciłam w jego stronę. Stał w tym samym miejscu gdzie ostatnio stał Scott Mason i celował we mnie z tego samego pistoletu.
-Zdziwiona? To Ethan mi go załatwił-wyjaśnił machając bronią-z tej oto broni zginął jego ojciec.
-Richard był twoim ojcem?-zapytała przerażona Alice, a potem przeraźliwie zakasłała.
-Przestań gadać-upomniał ją w odpowiedzi-tak był moim ojcem, a teraz go nie ma.. i to wszystko przez ciebie!-wrzasnął i wskazał na mnie.
-Doskonale Ethanie-podsumował Daniel-czas aby kontynuować „jego” dzieło.
-Wypuść ich-poprosiłam patrząc na zakrwawionych przyjaciół-ich to nie dotyczy.
-Och zamknij się, to Richard was wybrał!-wyjaśnił –ja chcę mieć tylko materiał na powieść.
-Kompletnie oszalałeś- wychrypiała Alice.
-Nie! Znajdujemy się dokładnie w tym miejscu gdzie ona zabiła Richarda, gdzie twoja powieść miała koniec, ale nie zakończenie! Zbliż się Lucy.
-ponaglał mnie ruchem pistoletu.
Chwiejnym krokiem ruszyłam w jego stronę.
-Nie rób tego Lucy, proszę Cię-błagał Ted.
-Wszystko będzie dobrze-zapewniłam podchodząc do nich.
Mickie wyraźnie tkwiąc w szoku odsunął się ode mnie.
-Widzisz? Boi się Ciebie-zakpił.
-Boże Alice-wymamrotałam widząc przebite płuco spod rozszarpanej bluzki.
-Nie idz-poprosiłą powstrzymując mnie.-Ja Cię za wszystko przepraszam…
-To już nie istotne-przerwałam jej-wyjdziecie z tego-zapewniłam.
Wstałam i ruszyłam w ich stronę nie zważając na strach.
Daniel podał bez słowa pistolet Ethanowi.
-Ty to zrób Ethanie.
Nie wydawał się przerażony, sprawiał wrażenie zrelaksowanego.
Przyłożył mi broń do serca.
Westchnęłam w sobie
//To będzie kara za zabicie Richarda.
-Ona go nie zabiła!-pisnęła z tyłu Alice.
Odbezpieczył broń. Nasze spojrzenia się spotkały.
-Nie zwlekaj Ethanie, ona zasłużyła na karę-odezwał się mężczyzna.
Wciąż wpatrywaliśmy się w siebie
-No strzelaj do cholery!-zawrzeszczał.
---------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział XI.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".
Ethan? Dlaczego? Czuję się rozpruta! Eh, nie pozostaje mi nic jak czekać na następny.
OdpowiedzUsuńMatko ja sie nie spodziewałam że to będzie akurat Ethan ale jak to ale i tak świetne opowiadanie zakochałam się po prostu w tym opowiadaniu pisz dalej
OdpowiedzUsuńO matko twoje opowiadanie jest genialne. Cudowny rozdział coś tak myślałam, że Ethan jest w to zamieszany ale tego się nie spodziewałam. Zapraszam do siebie http://kara-bra.blogspot.com/ .... :P
OdpowiedzUsuń