piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział X



Rozdział X


To był dziwny dzień-przyjaciele przeszli na stronę Kaitleen, a Richard dalej tłumił swoje emocje pod tabletkami. Przenieśliśmy się do salonu, oczy staruszka coraz mniej wyglądały na obłąkane. Nie rozmawialiśmy ze sobą, ciszę nieustannie przerywało tykanie zegara.
//Czas na zaczęcie rozmowy.
-Lepiej się czujesz?- zapytałam z troską.
-July, była piękną kobietą-wymruczał nie zwracając uwagi na moje pytanie. Popatrzyłam w ścianę. Dalej nie rozumiał, że July od dawna już nie żyje i że powinien spróbować chociaż o niej zapomnieć.
W ciszy przypomniałam sobie o pozostawionej komórce w domu.
//Madison z pewnością się do mnie dodzwoni.
-Jest, mi ciężko- zaczął się żalić  przerywając moje rozmyślania.
Rozległo się walenie drzwi.
Nie zwróciliśmy na nie uwagi, Rich był pogrążony  w marzeniach o swojej nie żyjącej dziewczynie, a ja wiedziałam kto stoi za drzwiami.
-LUCY, CO JA CI MÓWIŁEM-rozległo się za drzwiami.
-Ogarnij się, Alex- odpowiedziałam podchodząc niechętnie do drzwi i otwierając je.
Wyszarpał mnie na zewnątrz.
-MIAŁAŚ SIĘ Z NIM NIE SPOTYKAĆ!!!-wrzasnął tak mocno, że sąsiedzi z całą pewnością usłyszeli to z sąsiedniego domu.
-A TY NIBY KIM JESTEŚ?!-teraz to mi puściły nerwy
-NIE MÓW TAK DO NIEGO -Kaitleen przerwała mi ostro.
-BO CO?! ZADŹGASZ MNIE!? JAK TWOJA Mama- odkrzyknęłam prowokująco.
Nie musiałam długo czekać aż dziewczyna rzuci się a raczej spróbuje rzucić się na mnie.
-Opanuj się Kaitleen! -Alex przytrzymał ją za talię odciągając ode mnie.
-Jak już ją uspokoisz to idź do domu-poradziłam chłopakowi.
-Wszystko dobrze? -Rich wyszedł z domu.
-Zaraz będzie-odpowiedział Alex i niespodziewanie rzucił się w stronę mężczyzny.
Zdążyłam na niego wpaść i odsunąć jak najdalej  od Richarda.
-Odbiło Ci?- zapytałam odpychając go.
Ale to ja się zachwiałam i to dzięki  Kaitleen nie upadłam na ziemię-w chwili rzucenia się na Alex’a moja kula upadła na ziemię.
Chciałam się wyszarpać ale przeszywający ból w nodze nie dawał mi zbytnio na to pozwolić. 
-Zadzwonić po karetkę?- zaproponował natychmiast Richard.
-Nie dzięki-zapewniłam zdenerwowanym głosem i schyliłam się opierając o znienawidzoną    Kaitleen.
-Przepraszam- wymamrotałam tylko i zeszłam sama po schodach na dół. Pozostawiając Richarda samego.
-Co to miało być?!-stanęłam dopiero kiedy upewniłam się że zeszliśmy z pola widzenia  Richard'a.
-Nie złość się robimy to...-zaczęła łagodnym głosem dziewczyna.
-Zamknij się, nie Ciebie pytam-przerwałam jej.
-Lucy, proszę nie mów tak do niej.-poprosił Alex z skruchą na twarzy.
Popatrzyłam na niego potem na nią a potem powiedziałam 
-Trzymajcie się wszyscy ode mnie  z daleka   
Zamurowało ich bo chyba nie tego oczekiwali, nie interesowało mnie to. Odwróciłam się i poszłam zwyczajnie do domu.
Musiałam jeszcze spławić Matt’a a co najgorsze Alice, której najbardziej mi było szkoda.
Zastałam ich w salonie, powtórzyłam to samo, co miałam do powiedzenia poprzednikom i zwyczajnie nie słuchając ich tłumaczeń i próśb weszłam na górę, zamykając na zamek drzwi do pokoju.
Siadłam na parapecie i zaczęłam wpatrywać się na las.
Rozległo się pukanie do drzwi, wstałam dopiero gdy znudziło mnie wysłuchiwanie ciągłego dobijania się i włączyłam muzykę na całą regulator .Miałam już dość tego dnia, chciałam żeby minął jak najszybciej a najbardziej chciałam żeby to był tylko sen. Położyłam się na łóżku i sięgnęłam po komórkę spod poduszek. Nikt do mnie nie dzwonił. Żadnego najmniejszego śladu po nieodebranych połączeniach.
//No i co teraz?
Sprawdziłam nogę i nie wiedząc do końca po co odwinęłam bandaż.
Rana nie była duża, ale bolała. Zawinęłam ją znów i wstałam. Próbując jak najmniej ją nadwyrężać. Ściszyłam muzykę, pukanie dalej nie ustawało, ale nie zwracałam na to uwagi. Zadzwoniłam do Madison, odebrała od razu.
-Właśnie wracam od aresztu, mam z nią  spotkanie po jutrze, jak noga?
-Dobrze- skłamałam-powodzenia z rozmową,
-Chcesz, przegapić takie widowisko?- zapytała sarkastycznie- nie wygłupiaj się zabiorę Cię z sobą.
Jednak nie byłam chętna do pracy z dziennikarką.
-Muszę kończyć-odpowiedziałam pośpiesznie, nie czekając na odpowiedz wyłączając się. Cisnęłam telefon na komodę.
Pozostało mi tylko o tym wszystkim zapomnieć i rozwiązać mając nadzieję ostatni z problemów dzisiejszego dnia
Otworzyłam drzwi i napotkałam spojrzenia wszystkich przyjaciół i Kaitleen.
//Jeśli chcą się tłumaczyć to niech to zrobią, będę się trzymała i tak swojej wersji.
-Macie pół godziny do swoich wyjaśnień, nie więcej-podkreśliłam dając im wejść.
-Nie sądzę, że da się to opisać tak szybko.-odparł Matt
-Więc zacznij-dopowiedziałam mu i siadłam w fotelu z założonymi rękami.
-Pozwól, że ja to zrobię Matt'y- poprosiła Kaitleen
Jej najmniej chciałam słuchać, ale nie chciałam już o tym wspominać.
-Więc, mama dostała ostatnio list z pogróżkami pisany na  ręcznej maszynie. W liście opisane było że jeśli nie poda się za ankieterkę i nie przeprowadzi ankiety w okolicznych domach pożałuje tego moim życiem.
//Materiał w sam raz na scenariusz filmu sensacyjnego.
-Zgłosiła to na policję? -zapytałam
Przygryzła wargę.
-Niee, na początku chciała ale kiedy ją napadli, zmieniła zdanie i postanowiła to zrobić.
-Kto ją napadł?- kolejne moje pytanie.
Siadła na kanapie między Alex’em a Alice.
-Nie wie nie widziała twarzy, kiedy skończyła miała zostawić informacje w swojej skrzynce na listy i wejść do domu.
-Więc-opadłam lekko na fotel-sugerujesz że twoja mama pod wpływem gróźb zrobiła tylko tą ankietę?
-Tak, to sugeruję-odparła cierpko opierając głowę na ramieniu Alex’a.
Wstałam i podeszłam do okna wymijając Matt’a.
-A czego oczekiwała od nas?- dopytałam chociaż domyślałam się odpowiedzi.
-Chciała wam to powiedzieć, abyście potem w razie policji...
Nie słuchałam jej dalej, oparłam się tylko o parapet i zerkałam zza okno.
-Dlaczego akurat my?- odwróciłam się od okna, przerywając jej wyjaśnienia.
Ta znów przygryzła wargę i spojrzała na Alex’a.
//Wszystko jasne chciała od nas alibi a  jako że było nas dużo wybrała właśnie nas, nieźle to obmyśliła.
-Mamy podejrzenie, że mógł to być Richard-powiedział powoli Alex
Przejechałam dłonią po twarzy.
-Z pewnością Alex, staruszek mógłby podpalić samochód.-odparłam z ironią
-Pamiętasz tabletki?- podał swój argument
Spojrzałam w sufit.
-Bierze te tabletki bo, nie może znieść że July nie żyje- wyjaśniłam.
-No, ale Lucy...-Alex chciał poprzeć to kolejnymi argumentami ale ja już nie miałam na to siły.
-Nie, Alex. Wy możecie się w  to bawić, ja nie mam zamiaru. 
//Przynajmniej nie dzisiaj.
-Możemy, przyjść jutro?- zapytała po chwilowej ciszy Alice.
Spojrzałam na nią, dawna Alice zapowiedziałaby, że jutro przyjdzie.
-Jasne-odrzuciłam.
Zeszliśmy wszyscy na dół.
-Dzięki że nas wysłuchałaś- podziękował Matt- mimo wszystko...
-Matt, jutro o tym porozmawiamy, okej?
Kiwnął tylko głową i wyszedł jako pierwszy.
-Trzymaj się-dodała Alice wychodząc
Posłałam jej sztuczny uśmiech.
Zostali jeszcze Alex i Kaitllen.
-Przepraszam, że chciałam wtedy...-zaczęła
-Śpij dobrze Kaitllen- ucięłam 
Brakowało mi jeszcze jej przeprosin.
Z Alex wymieniliśmy tylko spojrzenia, nie było w niej wrogości, ale i nie były do końca miłe
Zamknęłam za nimi drzwi, za tymi których już nie znałam tak dobrze jak wczoraj, wróciłam na górę zamyślona. Dopiero po chwili dosłyszałam melodię telefonu spojrzałam na wyświetlacz na którym widniał napis dzwoniącego "Luck Terry."
 -----------------------------------------------------------------------------------
   Tak kończy się rozdział X.  Dzięki za przeczytanie rozdziału, zapraszam do podzielenia się waszymi  wrażeniami w komentarzach i dołączenia do "czytelnika bloga".   

                 

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział IX

Rozdział IX



Miałam dość zachowania przyjaciół i prób przekonywania mnie do Kaitleen. Byłam wprost pewna, że jej matka zrobiła to za co była oskarżona, musiałam tylko znaleźć dowód na jej winę. Stanęłam na środku chodnika.
//Policja zapewne wszystko już obszukała. Ale czemu by nie spróbować?
Poszłam do miejsca  spalonego wraku samochodu. Skraj lasu i odgłosy śpiewu ptaków zbytnio mnie nie uspokajały.
Zainteresował mnie czarny motor zaparkowany koło wraku i osoby zaglądającej w wewnątrz niego.
Podeszłam bliżej, ale zachowałam bezpieczną  odległość.

//Zapewne kolejna osoba która będzie mnie mordować we śnie
-Lucy, prawda?
Spojrzałam na nią zdziwiona
//Kolejna osoba która mnie zna a ja jej nie.
-Tak-odparłam powoli i zerknęłam na wrak.
-Madison Carter-wystawiła rękę w geście powitalnym, zawahałam się i uścisnęłam lekko dłoń-jestem dziennikarką  gazety prasowej, stąd znam twoje imię.

//Brakowało mi w tym wszystkim dziennikarki
-Interesuję się sprawą podpalenia tego samochodu-wskazała na spalony pojazd.
-Znalazła pani coś? -zapytałam konkretnie.
-Dopiero tu przyjechałam-wskazała na motocykl.
Podrapałam się po głowie i obeszłam wrak dookoła.
-Jestem pewna, że sprawca zostawił w nim coś czego policja nie znalazła-dodała powracając do wypatrywania poszlak.
Poszłam w jej ślady, nic poza jeszcze lekkim zapachem spalenizny
-Jak pani myśli co tu mogło być?
-Nie wiem nie chcę pochopnie tego oceniać, ale jak na walizkę noży to postarał się-oceniła.
-Dziwne, że nie zabrali wraku-mruknęłam do niej.
-Widocznie złomowisko jest już przepełnione, sprawdźmy tylne siedzenia.-zaproponowała Carter wchodząc na tył.
Żałowałam, że nie mogłam wejść do wraku i przeszukać podłogę z związku z moją nogą.
- Wprawdzie mają oskarżoną-powiedziała wyciągając komórkę- i jest ona na pewno w to wmieszana, ale muszę się dowiedzieć, do jakiego stopnia.
//W końcu jakaś osoba, która uważa  ankieterkę za "wmieszaną"
- Ma coś pani? -zapytałam, kiedy znudziło mi się bezczynne stanie.
-Echem - odpowiedziała  wychodząc z wraku.-Co powiesz na to Lucy? -zapytała pokazując mi połyskującą się broszkę. Wyglądała na nową.
-Może być jej-wpatrywałam się w znalezisko
-Dowiedzmy się-zaproponowała chowając przedmiot do kieszeni-mówmy sobie na "ty"- klepnęła mnie w ramię. I ruszyła do swojego motocykla.
-Siadasz? -dopytała mnie.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
-Moja noga-przypomniałam jej chociaż już dawno  widziała  kulę.
Spojrzała na nią przez chwilę i wróciła do mnie.
-Daj mi swój numer telefonu-poprosiła.
Wymieniliśmy się nimi.
-Zadzwonię po wizycie w areszcie-obiecała podążając znów do pojazdu.
Żałowałam, że nie mogłam z nią pojechać wróciłam zdenerwowana do domu, nie chciałam już udawać przed rodzicami, że jestem teraz rozmowna. Weszłam zwyczajnie na górę i walnęłam drzwiami.
//No i co teraz? Nie mogłam liczyć na przyjaciół bo ci wierzyli w niewinność, Madison zajęła się przesłuchaniem ankieterki. Został mi tylko Richard, ale nie chciałam mieszać go w to mieszać.
Sięgnęłam do kieszeni, z której wyjęłam wizytówkę Lucka  Terr'ego.
//Więc Terry, tylko ty mi zostałeś.
Sięgnęłam po komórkę i wybrałam numer.
-Luck Terry po sygnale proszę o pozostawienie wiadomości.
Wyłączyłam się przed sygnałem. Nie mogłam mu się nagrać na sekretarkę, nie tego chciałam. Odłożyłam kulę na łóżko, sama kładąc się na nie.
Zadzwonił mój telefon  z nadzieją, że to Terry odzwania spojrzałam na wyświetlacz. Niestety był to Alex. Cisnęłam telefon w poduszki pozwalając, aby ten dalej dzwonił. Nie miałam ochoty z nimi  rozmawiać.
-Lucy, do Ciebie!- usłyszałam z dołu
 //Ciekawe niby kto?
Złapałam za kulę i przeszłam przez pokój otworzyłam drzwi i z nich dojrzałam Matt’a z Alice wchodzących po schodach.
//Nadciągają negocjatorzy
Wróciłam bez poczekania na nich i siadłam na łóżku.
- Jeśli przyszliście mnie przekonywać do zmiany nastawienia na Kaitleen to nie macie nawet, po co zostawać-oznajmiłam na wstępie.
Matt kiwnął z niecierpliwieniem głową.
-Lucy, najpierw nasz wysłuchaj, a potem osądzaj.
-CO?!-nie wierzyłam w to co usłyszałam- do końca was powaliło?! Ta kobieta jest winna tego pożaru...
-Masz dowody? -weszła mi w słowa Alice
Spojrzałam na nią oniemiałą bo nigdy dotąd tego nie robiła.
-Wyczytałaś to z jej myśli, że jej uwierzyłaś?!-wrzasnęłam do niej.
-Spróbuj się opanować okej?!-Matt odezwał się mocniejszym tonem głosu.
-Sam się opanuj kobieta łazi po domach i pyta o ubezpieczenia  a potem nagle płonie samochód.-wstałam i zmierzyliśmy się twarzami.-zbieg  okoliczności?- zapytałam podchwytliwie.
-wszystko dobrze? -mama weszła do pokoju 
-Tak mamo jak najlepszym, Matt z Alice właśnie wychodzili.
-Nie nie wyjdziemy dopóki nie pozwolisz nam tego wyjaśnić.
Prychnęłam z pogardą
-Nie doczekanie.-rzuciłam i wyszłam z pokoju.
Skoro oni nie mogli wyjść ja wyszłam, przed domem Alex z Kaitleen naśmiewali się  z jak się domyślałam żartu Alex’a. Minęłam ich bez słowa i ruszyłam w stronę  tego kto jedyny pozostał mi w tym wszystkim-Richarda.
Zapukałam do jego domu, mając nadzieje, że go nie obudziłam. 
Nikt nie otwierał. Nacisnęłam klamkę. Właściciel domu musiał być w środku, bo światło paliło się w przedpokoju.
-Richard?- zapytałam rozglądając się po mieszkaniu.
Coś zleciało na górze.
Weszłam tam i usłyszałam szum wody z łazienki,
Zapukałam.
-Richard?- dopowiedziałam znów pukając.
W końcu próbowałam tam wejść, ale drzwi były zamknięte.
Do głowy przychodziły mi najgorszy ze scenariuszy. Przyłożyłam w drzwi, otwierając je i zastając Richarda stojącego przed lustrem z obłędem w oczach.
-Richard?- powoli  zbliżyłam się do niego. Spojrzałam powoli w miejsce gdzie stało pudełeczko lekami. Nie było go tam.
Gdybym go dotknęła zacząłby mnie gonić, a ja nie uciekłabym z kulą za daleko. Czas na terapię psychiczną.
-Słuchaj, Richard July nie chciałaby abyś winił się za to co ją spotkało. Chciałaby żebyś był szczęśliwy.-wyciągnęłam uspokajająca swoje dłonie .-Nie chciałaby żebyś cierpiał, weź leki i wszystko będzie dobrze.
-Masz rację-dalej patrzył w swoje lustrzane odbicie i wyciągnął rękę w stronę pigułki rozsypanych wokół zlewu.-masz rację.
 ---------------------------------------------------------------------------------
   Tak kończy się rozdział IX.  Dzięki za przeczytanie rozdziału, zapraszam do podzielenia się waszymi  wrażeniami w komentarzach i dołączenia do "czytelnika bloga"

Rozdział VIII

Rozdział VIII


Chciałam zadzwonić do sierżanta ale zanim to miało nastąpić musiałam spotkać się z Richardem. Głupio było przyznać się do popełnionego błędu, ale staruszkowi należały się przeprosiny. Więc udałam się do niego, nie do końca wiedząc jaką reakcją mnie przywita.
-Lucy, słyszałam o tym co Cię spotkało-powitał mnie zmartwiony wstając z  bujanego fotelu na tarasie.
-To nic-ucięłam ten temat-przyszłam przeprosić za moje wczorajsze zachowanie, niesłusznie Cię osądziłam.
-Lu, już dawno o tym zapomniałem-przybrał pogodny głos.
-Usiądź
-Szczerze, chętnie ale nie mam za bardzo czasu, muszę odwiedzić przyjaciół.-odparłam szczerze.
Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i zeszłam z tarasu.
-Domyślasz się co mogło być w samochodzie? -zapytał tajemniczo. Odwróciłam się do niego powoli.
-A ty?- zapytałam
Wskazał  na fotel. Chwilę się wahałam, ale wróciłam.
-Wiem jedno Lucy,  w samochodzie było coś czego sprawca chciał się pozbyć.
//To wiedziałam już od dawna. Tracę tylko czas.
-Chodź, ze mną Lu, chcę Ci coś pokazać-dodał.
Poszłam, więc z nadzieją, że ma to związek z powodem, dla którego tu zostałam.
-To July- wyjaśnił podając obramowane zdjęcie z komody.
Ubrana w czerwoną suknię, młoda kobieta o burzy brązowych włosów na głowie, siedziała z zamyślonym spojrzeniem.
-Była, piękna-powiedział
-Tak-zgodziłam się z nim.
-Szkoda, że to skończyło się w taki a nie inny sposób. Siadł ciężko w fotelu. Odstawiłam zdjęcie.
-Przykro mi-odpowiedziałam tylko i siadłam na kanapie.
-Cza...Czasem zastanawiam się jak by to było gdyby wtedy przeżyła.
Byłam bezradna nie miałam argumentów do pocieszenia go. W porę ktoś zdzwonił do drzwi. Richard powoli poszedł otworzyć
//Więc kim były pozostałe kobiety na zdjęciach?
-July, moje dziecko jak miło, że mnie odwiedziłaś.
//Pora ruszyć i pozałatwiać resztę rzeczy.
Przywitałam się z July i jej mężem.
-Muszę, już iść, przyjaciele na mnie czekają-grzecznie przeprosiłam i zaczęłam wstawać
-Nie uciekaj tak szybko-poprosił domownik.
-Wpadnę innym razem-obiecałam, sięgając po kulę.
-Nie no, nie rób przykrości staremu i zostań choć przez chwilę.
Do drzwi rozległo się walenie.
-Daruj sobie te uprzejmości-ostry głos Alex’a przywitał Richarda popychając go przy tym i wchodząc do salonu. Chłopak spojrzał przez chwilę z otępieniem na kulę trzymaną w moim ręku a potem na mnie.
//No to się zacznie
-Lucy! Wychodzimy!- oświadczył łapiąc mnie za rękaw i ciągnąc szybko do wyjścia. Rzuciłam krótkie "cześć" i opuściłam dom.
-Miałaś do niego nie przychodzić- oznajmił sucho z wyrzutem.
-Chciałam go przeprosić, należało...-nie dokończyłam bo Alex mi przerwał.
-Każdy pretekst jest dobry, dowiedziałaś się chociaż czegoś?
Stanęłam i wyrwałam mu się.
- To ma być jakieś przesłuchanie czy jak?! Już jedno dzisiaj miałam...
-Miałaś się z nim nie spotykać...-znów mi przerwał
-Miałam, ale to zrobiłam-teraz to ja mu przerwałam-zrobiłam to co uważałam za słuszne - przytkałam mu dłonią usta bo znów chciał mi przerwać-miałam zamiar spotkać się z wami po wizycie u niego ale po twoim stylu rozmowy: Zostawię tą przyjemność na później.
Ruszyłam w stronę domu.
-Zdenerwowałem się po prostu, gdy nie było Cię w domu przypomniałem sobie o tych jego lekach i no...wiesz bałem się o Ciebie...-Alex próbował dalej się tłumaczyć ale ignorowałam go.
//Czas na zadzwonienie do Terr’ego.
-Lucy, słuchaj Kaitleen jest w opłakanym stanie , wsparcie nas wszystkich dopiero sprawi że może jej będzie lepiej.-Przyjaciel spróbował wzbudzić u mnie współczucie gdy doszliśmy do jego domu
Parsknęłam śmiechem. Wyprzedził mnie i zatarasował drogę
-Od kiedy jesteście znów razem?- spojrzałam z kpiną na niego
Alex mrugnął  kilkakrotnie nie rozumiejąc.
-CO ONA TU ROBI? -przywitała mnie Kaitleen, która wyszła z dom Alex’a.
-Ciebie też dobrze widzieć-odpowiedziałam dziewczynie.
Dopiero teraz dojrzała kulę. Westchnęłam krótko i wyminęłam zaskoczoną parę. Weszłam do domu, tam zanim cokolwiek zdążyłam zrobić wpadłam w objęcia Alice.
-Alice dusisz mnie-upomniałam się kiedy przesadnie długo tkwiłam w objęciach.
-A tak, przepraszam- zareagowała dopiero po chwili.
-Cieszę, się że nic poważnego Ci się nie stało.
//Jedna z pierwszych osób które tak sądzi
Dojrzałam Matt’a stojącego dalej,
-Cześć Matt- rzuciłam do chłopaka
-Pogadamy?- zapytał stanowczo
//Raczej "Powrzeszczymy"?
-Dobrze-zgodziłam się.
Przeszliśmy do salonu.
-Możesz wyjść? -zażądał Matt od Kaitleen która razem z Alex’em właśnie weszli.
-Mówiliście, że należę do waszej paczki.-odparła smutno
-Co?- nie mogłam się powstrzymać
-Kaitleen proszę wyjdź -Alice poprosiła ją  a ta posłusznie jak pies wyszła zamykając za sobą drzwi.
-Co to było?!-zapytałam wskazując za Kaitleen
-Nic, ważnego-stwierdził zniechęcony Matt.
Nastało kłopotliwa cisza.
-Więc, o czym będziemy rozmawiali? O tym jak zaufaliście mi dając wpuścić tą ankieterkę? Czy może chcieliście ogłosić mi oficjalnie, że Kaitleen należy do naszej paczki? -zadawałam pytania za każdym razem kiedy Matt chciał się odezwać.
-Dlaczego z tobą tak ciężko się dogadywać? -zapytał, siadając ciężko w fotelu.
-Nie jest ciężko, po prostu nie wiesz jak odpowiedzieć na pytania- sprostowałam. Siadłam na krześle pozwalając żeby kula spadła na podłogę. Wpatrywałam się na twarze przyjaciół.
Kaitleen słuchała się posłusznie Alice, Alex wrócił do swojej byłej nie rozgryzłam jeszcze Matt’a.
-Nie mam zamiaru kogokolwiek obwiniać- zaczął cicho Matt przerywając ciszę- chciałem porozmawiać o tej ankieterce, sprawy się trochę pokomplikowały od kiedy Kaitleen jest jej córką
//Do czego on dąży?
-To nie zmienia faktu, że jest winna-stwierdziłam oczywiste   
-Lucy wiem, że zabrzmię dziwnie, ale uważamy że matka Kaitleen tego nie zrobiła.
//Nadeszła chwila kłótni
-Słucham?!-rozglądałam się po ich twarzach  prosząc w duchu abym tylko się przesłyszała.
-Kaitleen nam wszystko opowiedziała, Lucy nie denerwuj się dobrze? -poprosił Alex.
Powiedział to zbyt późno.
-Więc po co?! po co wtedy u nas była?!Co?!
-Lu...-zaczęła Alice
-Oooo nie, mam was dosyć-stwierdziłam stanowczo i sięgnęłam po kulę.
-Lucy, nie wygłupiaj się usiądź pogadamy na spokojnie i ci to wszystko wyjaśnimy-poprosił Matt
-Czekaj, pomogę Ci wstać-zatroskany Alex podbiegł.
Złapałam kulę bez niczyjej pomocy i ruszyłam do wyjścia nie zwracając uwagi na ich prośby i dziewczynę Alex’a stojącą tuż za drzwiami do salonu.
-Twoja Matka to zrobiła, przysięgam Ci dowiodę tego!- rzuciłam jej na pożegnanie i ruszyłam w stronę lasu.  
 
 -----------------------------------------------------------------------------------
   Tak kończy się rozdział VIII.  Dzięki za przeczytanie rozdziału, zapraszam do podzielenia się waszymi  wrażeniami w komentarzach i dołączenia do "czytelnika bloga"