piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział X



Rozdział X


To był dziwny dzień-przyjaciele przeszli na stronę Kaitleen, a Richard dalej tłumił swoje emocje pod tabletkami. Przenieśliśmy się do salonu, oczy staruszka coraz mniej wyglądały na obłąkane. Nie rozmawialiśmy ze sobą, ciszę nieustannie przerywało tykanie zegara.
//Czas na zaczęcie rozmowy.
-Lepiej się czujesz?- zapytałam z troską.
-July, była piękną kobietą-wymruczał nie zwracając uwagi na moje pytanie. Popatrzyłam w ścianę. Dalej nie rozumiał, że July od dawna już nie żyje i że powinien spróbować chociaż o niej zapomnieć.
W ciszy przypomniałam sobie o pozostawionej komórce w domu.
//Madison z pewnością się do mnie dodzwoni.
-Jest, mi ciężko- zaczął się żalić  przerywając moje rozmyślania.
Rozległo się walenie drzwi.
Nie zwróciliśmy na nie uwagi, Rich był pogrążony  w marzeniach o swojej nie żyjącej dziewczynie, a ja wiedziałam kto stoi za drzwiami.
-LUCY, CO JA CI MÓWIŁEM-rozległo się za drzwiami.
-Ogarnij się, Alex- odpowiedziałam podchodząc niechętnie do drzwi i otwierając je.
Wyszarpał mnie na zewnątrz.
-MIAŁAŚ SIĘ Z NIM NIE SPOTYKAĆ!!!-wrzasnął tak mocno, że sąsiedzi z całą pewnością usłyszeli to z sąsiedniego domu.
-A TY NIBY KIM JESTEŚ?!-teraz to mi puściły nerwy
-NIE MÓW TAK DO NIEGO -Kaitleen przerwała mi ostro.
-BO CO?! ZADŹGASZ MNIE!? JAK TWOJA Mama- odkrzyknęłam prowokująco.
Nie musiałam długo czekać aż dziewczyna rzuci się a raczej spróbuje rzucić się na mnie.
-Opanuj się Kaitleen! -Alex przytrzymał ją za talię odciągając ode mnie.
-Jak już ją uspokoisz to idź do domu-poradziłam chłopakowi.
-Wszystko dobrze? -Rich wyszedł z domu.
-Zaraz będzie-odpowiedział Alex i niespodziewanie rzucił się w stronę mężczyzny.
Zdążyłam na niego wpaść i odsunąć jak najdalej  od Richarda.
-Odbiło Ci?- zapytałam odpychając go.
Ale to ja się zachwiałam i to dzięki  Kaitleen nie upadłam na ziemię-w chwili rzucenia się na Alex’a moja kula upadła na ziemię.
Chciałam się wyszarpać ale przeszywający ból w nodze nie dawał mi zbytnio na to pozwolić. 
-Zadzwonić po karetkę?- zaproponował natychmiast Richard.
-Nie dzięki-zapewniłam zdenerwowanym głosem i schyliłam się opierając o znienawidzoną    Kaitleen.
-Przepraszam- wymamrotałam tylko i zeszłam sama po schodach na dół. Pozostawiając Richarda samego.
-Co to miało być?!-stanęłam dopiero kiedy upewniłam się że zeszliśmy z pola widzenia  Richard'a.
-Nie złość się robimy to...-zaczęła łagodnym głosem dziewczyna.
-Zamknij się, nie Ciebie pytam-przerwałam jej.
-Lucy, proszę nie mów tak do niej.-poprosił Alex z skruchą na twarzy.
Popatrzyłam na niego potem na nią a potem powiedziałam 
-Trzymajcie się wszyscy ode mnie  z daleka   
Zamurowało ich bo chyba nie tego oczekiwali, nie interesowało mnie to. Odwróciłam się i poszłam zwyczajnie do domu.
Musiałam jeszcze spławić Matt’a a co najgorsze Alice, której najbardziej mi było szkoda.
Zastałam ich w salonie, powtórzyłam to samo, co miałam do powiedzenia poprzednikom i zwyczajnie nie słuchając ich tłumaczeń i próśb weszłam na górę, zamykając na zamek drzwi do pokoju.
Siadłam na parapecie i zaczęłam wpatrywać się na las.
Rozległo się pukanie do drzwi, wstałam dopiero gdy znudziło mnie wysłuchiwanie ciągłego dobijania się i włączyłam muzykę na całą regulator .Miałam już dość tego dnia, chciałam żeby minął jak najszybciej a najbardziej chciałam żeby to był tylko sen. Położyłam się na łóżku i sięgnęłam po komórkę spod poduszek. Nikt do mnie nie dzwonił. Żadnego najmniejszego śladu po nieodebranych połączeniach.
//No i co teraz?
Sprawdziłam nogę i nie wiedząc do końca po co odwinęłam bandaż.
Rana nie była duża, ale bolała. Zawinęłam ją znów i wstałam. Próbując jak najmniej ją nadwyrężać. Ściszyłam muzykę, pukanie dalej nie ustawało, ale nie zwracałam na to uwagi. Zadzwoniłam do Madison, odebrała od razu.
-Właśnie wracam od aresztu, mam z nią  spotkanie po jutrze, jak noga?
-Dobrze- skłamałam-powodzenia z rozmową,
-Chcesz, przegapić takie widowisko?- zapytała sarkastycznie- nie wygłupiaj się zabiorę Cię z sobą.
Jednak nie byłam chętna do pracy z dziennikarką.
-Muszę kończyć-odpowiedziałam pośpiesznie, nie czekając na odpowiedz wyłączając się. Cisnęłam telefon na komodę.
Pozostało mi tylko o tym wszystkim zapomnieć i rozwiązać mając nadzieję ostatni z problemów dzisiejszego dnia
Otworzyłam drzwi i napotkałam spojrzenia wszystkich przyjaciół i Kaitleen.
//Jeśli chcą się tłumaczyć to niech to zrobią, będę się trzymała i tak swojej wersji.
-Macie pół godziny do swoich wyjaśnień, nie więcej-podkreśliłam dając im wejść.
-Nie sądzę, że da się to opisać tak szybko.-odparł Matt
-Więc zacznij-dopowiedziałam mu i siadłam w fotelu z założonymi rękami.
-Pozwól, że ja to zrobię Matt'y- poprosiła Kaitleen
Jej najmniej chciałam słuchać, ale nie chciałam już o tym wspominać.
-Więc, mama dostała ostatnio list z pogróżkami pisany na  ręcznej maszynie. W liście opisane było że jeśli nie poda się za ankieterkę i nie przeprowadzi ankiety w okolicznych domach pożałuje tego moim życiem.
//Materiał w sam raz na scenariusz filmu sensacyjnego.
-Zgłosiła to na policję? -zapytałam
Przygryzła wargę.
-Niee, na początku chciała ale kiedy ją napadli, zmieniła zdanie i postanowiła to zrobić.
-Kto ją napadł?- kolejne moje pytanie.
Siadła na kanapie między Alex’em a Alice.
-Nie wie nie widziała twarzy, kiedy skończyła miała zostawić informacje w swojej skrzynce na listy i wejść do domu.
-Więc-opadłam lekko na fotel-sugerujesz że twoja mama pod wpływem gróźb zrobiła tylko tą ankietę?
-Tak, to sugeruję-odparła cierpko opierając głowę na ramieniu Alex’a.
Wstałam i podeszłam do okna wymijając Matt’a.
-A czego oczekiwała od nas?- dopytałam chociaż domyślałam się odpowiedzi.
-Chciała wam to powiedzieć, abyście potem w razie policji...
Nie słuchałam jej dalej, oparłam się tylko o parapet i zerkałam zza okno.
-Dlaczego akurat my?- odwróciłam się od okna, przerywając jej wyjaśnienia.
Ta znów przygryzła wargę i spojrzała na Alex’a.
//Wszystko jasne chciała od nas alibi a  jako że było nas dużo wybrała właśnie nas, nieźle to obmyśliła.
-Mamy podejrzenie, że mógł to być Richard-powiedział powoli Alex
Przejechałam dłonią po twarzy.
-Z pewnością Alex, staruszek mógłby podpalić samochód.-odparłam z ironią
-Pamiętasz tabletki?- podał swój argument
Spojrzałam w sufit.
-Bierze te tabletki bo, nie może znieść że July nie żyje- wyjaśniłam.
-No, ale Lucy...-Alex chciał poprzeć to kolejnymi argumentami ale ja już nie miałam na to siły.
-Nie, Alex. Wy możecie się w  to bawić, ja nie mam zamiaru. 
//Przynajmniej nie dzisiaj.
-Możemy, przyjść jutro?- zapytała po chwilowej ciszy Alice.
Spojrzałam na nią, dawna Alice zapowiedziałaby, że jutro przyjdzie.
-Jasne-odrzuciłam.
Zeszliśmy wszyscy na dół.
-Dzięki że nas wysłuchałaś- podziękował Matt- mimo wszystko...
-Matt, jutro o tym porozmawiamy, okej?
Kiwnął tylko głową i wyszedł jako pierwszy.
-Trzymaj się-dodała Alice wychodząc
Posłałam jej sztuczny uśmiech.
Zostali jeszcze Alex i Kaitllen.
-Przepraszam, że chciałam wtedy...-zaczęła
-Śpij dobrze Kaitllen- ucięłam 
Brakowało mi jeszcze jej przeprosin.
Z Alex wymieniliśmy tylko spojrzenia, nie było w niej wrogości, ale i nie były do końca miłe
Zamknęłam za nimi drzwi, za tymi których już nie znałam tak dobrze jak wczoraj, wróciłam na górę zamyślona. Dopiero po chwili dosłyszałam melodię telefonu spojrzałam na wyświetlacz na którym widniał napis dzwoniącego "Luck Terry."
 -----------------------------------------------------------------------------------
   Tak kończy się rozdział X.  Dzięki za przeczytanie rozdziału, zapraszam do podzielenia się waszymi  wrażeniami w komentarzach i dołączenia do "czytelnika bloga".   

                 

4 komentarze:

  1. Ciekawie piszesz. Podoba mi się :) Zapraszam także do swojego bloga z opowiadaniem; http://secretinthelist.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. U, Luck Terry. Jestem ciekawa, co powie. I jakoś też nie wierzę, że Richard mógłby to wszystko zrobić. On też był w pewnym sensie ofiarą niewyjaśnionej sprawy. :D
    Pozdrawiam, Reia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie, że fajny. Ale później sobie poczytam :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział ;d Piszesz tak tajemniczo, chciałabym już się dowiedzieć o co chodzi tak naprawdę ;)

    OdpowiedzUsuń