sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział IX

Rozdział IX



Miałam dość zachowania przyjaciół i prób przekonywania mnie do Kaitleen. Byłam wprost pewna, że jej matka zrobiła to za co była oskarżona, musiałam tylko znaleźć dowód na jej winę. Stanęłam na środku chodnika.
//Policja zapewne wszystko już obszukała. Ale czemu by nie spróbować?
Poszłam do miejsca  spalonego wraku samochodu. Skraj lasu i odgłosy śpiewu ptaków zbytnio mnie nie uspokajały.
Zainteresował mnie czarny motor zaparkowany koło wraku i osoby zaglądającej w wewnątrz niego.
Podeszłam bliżej, ale zachowałam bezpieczną  odległość.

//Zapewne kolejna osoba która będzie mnie mordować we śnie
-Lucy, prawda?
Spojrzałam na nią zdziwiona
//Kolejna osoba która mnie zna a ja jej nie.
-Tak-odparłam powoli i zerknęłam na wrak.
-Madison Carter-wystawiła rękę w geście powitalnym, zawahałam się i uścisnęłam lekko dłoń-jestem dziennikarką  gazety prasowej, stąd znam twoje imię.

//Brakowało mi w tym wszystkim dziennikarki
-Interesuję się sprawą podpalenia tego samochodu-wskazała na spalony pojazd.
-Znalazła pani coś? -zapytałam konkretnie.
-Dopiero tu przyjechałam-wskazała na motocykl.
Podrapałam się po głowie i obeszłam wrak dookoła.
-Jestem pewna, że sprawca zostawił w nim coś czego policja nie znalazła-dodała powracając do wypatrywania poszlak.
Poszłam w jej ślady, nic poza jeszcze lekkim zapachem spalenizny
-Jak pani myśli co tu mogło być?
-Nie wiem nie chcę pochopnie tego oceniać, ale jak na walizkę noży to postarał się-oceniła.
-Dziwne, że nie zabrali wraku-mruknęłam do niej.
-Widocznie złomowisko jest już przepełnione, sprawdźmy tylne siedzenia.-zaproponowała Carter wchodząc na tył.
Żałowałam, że nie mogłam wejść do wraku i przeszukać podłogę z związku z moją nogą.
- Wprawdzie mają oskarżoną-powiedziała wyciągając komórkę- i jest ona na pewno w to wmieszana, ale muszę się dowiedzieć, do jakiego stopnia.
//W końcu jakaś osoba, która uważa  ankieterkę za "wmieszaną"
- Ma coś pani? -zapytałam, kiedy znudziło mi się bezczynne stanie.
-Echem - odpowiedziała  wychodząc z wraku.-Co powiesz na to Lucy? -zapytała pokazując mi połyskującą się broszkę. Wyglądała na nową.
-Może być jej-wpatrywałam się w znalezisko
-Dowiedzmy się-zaproponowała chowając przedmiot do kieszeni-mówmy sobie na "ty"- klepnęła mnie w ramię. I ruszyła do swojego motocykla.
-Siadasz? -dopytała mnie.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
-Moja noga-przypomniałam jej chociaż już dawno  widziała  kulę.
Spojrzała na nią przez chwilę i wróciła do mnie.
-Daj mi swój numer telefonu-poprosiła.
Wymieniliśmy się nimi.
-Zadzwonię po wizycie w areszcie-obiecała podążając znów do pojazdu.
Żałowałam, że nie mogłam z nią pojechać wróciłam zdenerwowana do domu, nie chciałam już udawać przed rodzicami, że jestem teraz rozmowna. Weszłam zwyczajnie na górę i walnęłam drzwiami.
//No i co teraz? Nie mogłam liczyć na przyjaciół bo ci wierzyli w niewinność, Madison zajęła się przesłuchaniem ankieterki. Został mi tylko Richard, ale nie chciałam mieszać go w to mieszać.
Sięgnęłam do kieszeni, z której wyjęłam wizytówkę Lucka  Terr'ego.
//Więc Terry, tylko ty mi zostałeś.
Sięgnęłam po komórkę i wybrałam numer.
-Luck Terry po sygnale proszę o pozostawienie wiadomości.
Wyłączyłam się przed sygnałem. Nie mogłam mu się nagrać na sekretarkę, nie tego chciałam. Odłożyłam kulę na łóżko, sama kładąc się na nie.
Zadzwonił mój telefon  z nadzieją, że to Terry odzwania spojrzałam na wyświetlacz. Niestety był to Alex. Cisnęłam telefon w poduszki pozwalając, aby ten dalej dzwonił. Nie miałam ochoty z nimi  rozmawiać.
-Lucy, do Ciebie!- usłyszałam z dołu
 //Ciekawe niby kto?
Złapałam za kulę i przeszłam przez pokój otworzyłam drzwi i z nich dojrzałam Matt’a z Alice wchodzących po schodach.
//Nadciągają negocjatorzy
Wróciłam bez poczekania na nich i siadłam na łóżku.
- Jeśli przyszliście mnie przekonywać do zmiany nastawienia na Kaitleen to nie macie nawet, po co zostawać-oznajmiłam na wstępie.
Matt kiwnął z niecierpliwieniem głową.
-Lucy, najpierw nasz wysłuchaj, a potem osądzaj.
-CO?!-nie wierzyłam w to co usłyszałam- do końca was powaliło?! Ta kobieta jest winna tego pożaru...
-Masz dowody? -weszła mi w słowa Alice
Spojrzałam na nią oniemiałą bo nigdy dotąd tego nie robiła.
-Wyczytałaś to z jej myśli, że jej uwierzyłaś?!-wrzasnęłam do niej.
-Spróbuj się opanować okej?!-Matt odezwał się mocniejszym tonem głosu.
-Sam się opanuj kobieta łazi po domach i pyta o ubezpieczenia  a potem nagle płonie samochód.-wstałam i zmierzyliśmy się twarzami.-zbieg  okoliczności?- zapytałam podchwytliwie.
-wszystko dobrze? -mama weszła do pokoju 
-Tak mamo jak najlepszym, Matt z Alice właśnie wychodzili.
-Nie nie wyjdziemy dopóki nie pozwolisz nam tego wyjaśnić.
Prychnęłam z pogardą
-Nie doczekanie.-rzuciłam i wyszłam z pokoju.
Skoro oni nie mogli wyjść ja wyszłam, przed domem Alex z Kaitleen naśmiewali się  z jak się domyślałam żartu Alex’a. Minęłam ich bez słowa i ruszyłam w stronę  tego kto jedyny pozostał mi w tym wszystkim-Richarda.
Zapukałam do jego domu, mając nadzieje, że go nie obudziłam. 
Nikt nie otwierał. Nacisnęłam klamkę. Właściciel domu musiał być w środku, bo światło paliło się w przedpokoju.
-Richard?- zapytałam rozglądając się po mieszkaniu.
Coś zleciało na górze.
Weszłam tam i usłyszałam szum wody z łazienki,
Zapukałam.
-Richard?- dopowiedziałam znów pukając.
W końcu próbowałam tam wejść, ale drzwi były zamknięte.
Do głowy przychodziły mi najgorszy ze scenariuszy. Przyłożyłam w drzwi, otwierając je i zastając Richarda stojącego przed lustrem z obłędem w oczach.
-Richard?- powoli  zbliżyłam się do niego. Spojrzałam powoli w miejsce gdzie stało pudełeczko lekami. Nie było go tam.
Gdybym go dotknęła zacząłby mnie gonić, a ja nie uciekłabym z kulą za daleko. Czas na terapię psychiczną.
-Słuchaj, Richard July nie chciałaby abyś winił się za to co ją spotkało. Chciałaby żebyś był szczęśliwy.-wyciągnęłam uspokajająca swoje dłonie .-Nie chciałaby żebyś cierpiał, weź leki i wszystko będzie dobrze.
-Masz rację-dalej patrzył w swoje lustrzane odbicie i wyciągnął rękę w stronę pigułki rozsypanych wokół zlewu.-masz rację.
 ---------------------------------------------------------------------------------
   Tak kończy się rozdział IX.  Dzięki za przeczytanie rozdziału, zapraszam do podzielenia się waszymi  wrażeniami w komentarzach i dołączenia do "czytelnika bloga"

3 komentarze:

  1. bardzo fajny blog. fajnie go prowiadzisz :) te twoje posty i to tlo sa rewalacyjne :) zapraszam do mnie http://kolorovy-honey.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny ;d Dużo się dzieje, jednak wciąż pozostaje ta tajemnica. Jestem ciekawa czy Lucy pogodzi się ze swoimi przyjaciółmi :) Pozdrawiam.

    http://misterio-de-la-vida.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne ♥ Czekam na więcej ;>
    http://www.lifefaschionandelse.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń