Rozdział XI
Odrzucił broń na bok.
-Ethan’ie, co ty wyrabiasz?!-wrzasnął Daniel a potem
rzucił się na niego przy okazji przewalając mnie.
-Miałeś ją zabić-krzyknął i przyłożył parę razy z
pięści w jego twarz. Okręciłam się i dobyłam broni.
„Uchroń go” brzęczało mi w uszach.
Daniel właśnie zajęty był duszenie chłopaka.
Podeszłam do nich.
-Zostaw go!-nakazałam celując w niego.
Ten zaśmiał się puścił i tak już nie przytomnego
Ethan’a i wstał.
-Nie wystrzelisz brakuje Ci odwagi-warknął i rzucił
się na mnie. Pociągnęłam za spust a martwe ciało przewaliło mnie na
ziemię.Dosłyszałam jedynie jeszcze odgłosy syren.
-Dziękuję Ci, dziękuję, że go uratowałaś-usłyszałam.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po lesie
-W porządku-uspokoił mnie Richard siedzący z July.
Oboje patrzyli na mnie z uznaniem.
-Jestem teraz w końcu razem-wyraził swoje zadowolenie
staruszek biorąc staruszkę za rękę.
-Co…co teraz?-zapytałam, wstając z trudem.
-Lucy, musisz zaopiekować się Ethan’em, powiedz mu, że
nie przez Ciebie tu jestem.
-Kiedy..ja…
-Nie jesteś niczemu winna-zapewnił. Wszystko
zawirowało a mnie oślepiło światło.
Rozejrzałam się po otoczeniu.
-Lucy-usłyszałam z ulgą z boku. Koło mojego łóżka
przesiadywała młoda kobieta i mężczyzna.-już myślałam, że…
-Kim państwo są?-zapytałam rozkojarzona podnosząc się.
-Lepiej, żebyś leżała-odezwał się mężczyzna i
powstrzymał mnie od wstania.
-Skąd,w y mnie znacie?-zapytałam i syknęłam z uczucia
pieczenia.
-Lucy, posłuchaj mnie jesteś w szpitalu masz szok
pourazowy i cierpisz na chwilową amnezję-oznajmił mężczyzna.
-Co?-zapytałam nie do końca rozumiejąc.
-Wyjdziesz z tego…
Podciągnęłam koszulkę i dostrzegłam małe blizny na
brzuchu.
-Co ja…?-zapytałam i omdlałam.
Przez tydzień nie odezwałam się do nikogo.
//Nikomu nie mogę ufać. Kim był więc Ethan?
W końcu przemogłam się i wyszłam na korytarz.
Z sąsiedniej Sali słychać było jak zwykle głośne
rozmowy.
Siadłam na parapecie przy oknie.
„Zaopiekuj się nim” analizowałam to zdanie które nie
dawało mi spokoju.
-Hej-usłyszałam ale nie zareagowałam myśląc że na
pewno nie był to ktoś kogo „pamiętałam”
Podszedł do mnie chłopak.
-Alex-przedstawił się i wystawił rękę na powitanie.
-Znamy się?-zapytałam niezbyt pewnie
//Albo lepiej mogłam pytać czy się „pamiętamy”
-Tak, Lucy-odpowiedział i obdarzył mnie kolejnym
uśmiechem-znamy się od dzieciństwa.
-Chyba mnie z kimś pomyliłeś-skomentowałam że to ktoś
kto musiał znaleźć się w szpitalu po schizofrenii. Wstałam i nie podając mu
ręki ominęłam go.
-W taki razie skąd znam twoje imię-odezwał się idąc za
mną.
-Nie wiem, wracaj lepiej do swojej Sali.
Ten w odpowiedzi zaśmiał się.
//Nie ma jak natknąć się na świra.
Zamierzałam wrócić do łóżka ale ten powstrzymał mnie.
-Czekaj-powstrzymał mnie łapiąc za nadgarstek-ja wiem
że to wygląda jak gdybym był jakimś świrem i Cię napastował ale wszystko Ci
wyjaśnię.
-Puścisz?-zapytałam wciąż wpatrzona w jego gest.
-Sorry-odpowiedział natychmiast zabierając rękę-daj mi
trzydzieści minut a wszystko Ci opowiem.
Spojrzałam na niego niezbyt miło.
-Obiecuję,że nie będę o nic wypytywał-przysiągł.
-Okej- zgodziłam się chodź nie wiedziałam co ma
na myśli mówiąc że „wszystko mi powie”
Alex rozejrzał się po Sali.
-Ciasno tu masz, nie myślałaś nad zmianą Sali?
//Miałam nad czym myśleć.
-Nie –odparłam- przynajmniej nie jest tu tak głośno
jak za ścianą.
-Co prawda, to prawda.
Ułożyłam się na łóżku i wpatrzona w niego
zaryzykowałam.
-Więc jeśli ja będę pytać, odpowiesz mi?
-Tak, jasne-zgodził się i położył pewnie koło mnie.
Speszona odsunęłam się jak najdalej mogłam.
-Byliśmy przyjaciółmi?-zapytałam nie zbyt przekonana.
-Jane najlepszymi, nadal nimi jesteśmy-dodał
rozluźniony wciąż się uśmiechając.
//Chyba przykleił sobie ten uśmiech.
Usiadłam nie mogąc znieść jego bliskości.
-Dlaczego jestem w szoku?-zapytałam nie patrząc na niego.
-To dłuższa historia-zapowiedział-lepiej żebyś się
położyła.
Spojrzałam na niego trochę speszona.
Zdążył już rozłożyć się na prawie całej powierzchni
materaca.
Opowiedział mi dokładnie o Ethan'ie, Danielu i
porwaniu
-…Teraz Luc najważniejsze jest to, żeby wróciła Ci
pamięć-zakończył.
Dalej siedziałam zamyślona w tym co właśnie się
dowiedziałam.
//Zabiłam człowieka?
Chciałam się rozpłakać ale wiedziałam, że muszę
przenieść to na potem.
-A co z tą Alice?
-Właśnie leży za ścianą-puknął w mur-miała operację
bo… Daniel przebił jej płuco.
-Ona też cierpi na amnezję?
-Nie-odparł ostrożnie.
Westchnęłam, musiałam być kompletnie nie odporna
psychicznie.
-A co z twoim bratem i jej siostrą?
-Dzieciaki z tego wyjdą, gorzej z było z wami.
Pokiwałam głową i opuściłam wzrok
Alex uniósł się na łokciach.
-Chcesz się…przytulić?-zaproponował troskliwie i
usiadł.
//To chyba nie było w moim stylu.
-Nie ale dzięki-odmówiłam.
-A ja…mogę?-zapytał trochę zmieszany tą sytuacją.
-No… dobra-zgodziłam się, w końcu dużo wysiłku
poświęcił na to żeby mi to wszystko opowiedzieć. Powoli zaczął się przybliżać,
jak gdyby bał się że zaraz wpadnę w histerię.
Wystawiłam ręce i poczułam miłe uczucie gdy tkwiłam
już w jego objęciach.
-Chyba nie jest tak źle co?-zapytał.
-Nie-przyznałam-straciłam tylko pamięć.
-Odzyskasz ją-zapewnił- ja straciłem za to jedną z
najważniejszych dla mnie osób.
-Przykro mi-odsunęłam się tylko na chwilę żeby
zobaczyć jego smutną minę.
-Żałuję Lucy że nie powiedziałem jej o tym co do niej
czułem-wyznał i poczułam, że wtulił się do mnie jeszcze mocniej jak gdyby
chciał żebym schowała go przed okrucieństwami jakie go spotkały.
Poklepałam go po plecach .
-Na pewno nie chciałaby żebyś się
zadręczał-spróbowałam go pocieszyć .
-Sorry,że wam przerywam-odezwał się dziewczęcy głos w
okolicy drzwi.
-Kaitleen?-zapytał odrywając się ode mnie i wstając-co
ty tutaj robisz?
//Fakt pierwszy Alex miał dziewczynę, fakt drugi nie
wywołała we mnie pozytywnych emocji
-Byłam akurat w okolicy
// W okolicy szpitala?
-Słyszałam, że straciłaś pamięć- zwróciła się do mnie
udając przejęcie
//Alex? Twoja dziewczyna to zwykła idiotka.
-No to Alex, odprowadzisz mnie?-zapytała
zniecierpliwiona.
-Nie, znasz drogę do wyjścia-warknął zatrzasnął jej
drzwiami przed nosem.
//A więc to była jego była dziewczyna
-Jeśli chcesz to idź-zaczęłam
-Nie!-krzyknął ze złością.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Jak to ona…-odezwął się chłopak i otworzył.
Do Sali weszła dziewczyna z chłopakiem.
-Lucy?-zapytała i rzuciła się na moją szyję tym samym
skacząc na moje łóżko.
//Znów nie zręczny uścisk.
-Lucy to Alice-wyjaśnił Alex widząc moje zmieszanie.
-Miło Cię poznać-ucieszyłam się.
-Proszę, nie rób sobie żartów.
Chłopak podszedł i zdobył się na lekki uśmiech.
-Matt tak?-zapytałam domyślając się.
Kiwnął głową i idąc w ślady Alice uściskał mnie mocno
i pocałował w policzek.
-Tak bardzo się za tobą stęskniłem-szepnął mi do ucha.
//Jak ja mogłam tęsknić, skoro go nie znałam?
Alex chyba domyślił się tego i siadł koło mnie myśląc,
że doda mi to otuchy.
-Hej, dobra pogadamy potem, teraz zabieramy Cię z tej
klitki-zakomunikował Matt i zarzucił sobie moją torbę.
-Nie, nie...-zaczęłam protestować.
-Wolisz samotność?-zapytał.
Ich sala była o wiele większa i lepiej wyposażona.
Grupka dwóch par rodziców patrzyli na mnie zdumieni.
Dwie kobiety ze załzawionymi oczami rzuciła się na
mnie do uścisku.
-Ja przepraszam, nie powinnam był tak tu wchodzić
i-zaczęłam się tłumaczyć.
-Nie Lucy nie o to nam chodzi-wyszeptała pierwsza.
-Po raz kolejny ocaliłaś ich- wydukała druga.
//Tak, a teraz wasza "bohaterka" straciła
pamięć.
-Przepraszam ja się... muszę przejść-poprosiłam i
prawie nie wybiegłam z sali.
Skręciła w ślepy zaułek i przysiadając przy oknie
bezgłośnie się rozpłakałam.
-Hej-usłyszałam szepnięcie Richard'a.
Zakryłam twarz.
-No dalej Lucy, razem damy radę-zapewnił podchodzący
do mnie Alex. Zabrał moje dłonie, zbliżył twarz i pocałował w usta.
-Oszalałeś?!-wykrzyczałam
gdy w końcu odsunął się-znamy się dopiero od ponad godziny.
-Znamy się
od dzieciństwa, już Ci to mówiłem-poprawił mnie z irytacją.
W korytarzu
mignął mi policjant.
-Ej
ty!-zawołałam go i doścignęłam.
-Gdzie on
jest?-zapytałam.
-Kto?
-Ethan.
Przez chwilę
wpatrywał się we mnie poważnie.
-Lucy, to
nie jest odpowiedni moment…
-Zamknij się
-nakazałam -gdzie on jest?
Milczał, jak
gdyby nie dosłyszał mojego pytania.
-Jestem
wrakiem człowieka, chyba należy mi się odpowiedz-upomniałam się znów.
-Chodź –
mruknął niezbyt zadowolony.
Przeszliśmy
przez długi korytarz aż do jego końca gdzie siedziało dwóch umundurowanych.
Weszliśmy do
dusznej, jeszcze bardziej ciasnej Sali od mojej
//A jednak
takie istniały.
Ethan leżał
na łóżku z przymkniętymi oczami.
-Może
zostawmy ich samych Madison-zwrócił się do kobiety siedzącej przy chłopaku.
-Okej, tylko
go obudzę-odpowiedziała i potrząsnęła śpiącym lekko.
Ten spojrzał
na nią zaspany.
-Kojarzysz
mnie?-zapytałam stając przy łóżku. On przejechał po twarzy ręką i podparł się z
trudem na łokciach.
-Jasne, ze
tak Lucy.
-To
dobrze-odpowiedziałam ze złością przysiadając na krześle-opowiesz mi teraz
wszystko to co miało miejsce w tym cholernym lesie ze szczegółami- nakzałam.
On parsknął
śmiechem.
Miałam
ochotę się na niego rzucić ale wtedy z pewnością nie dowiedziałabym się już
niczego.
-Kto zabił
Daniel’a?-zapytałam rzeczowo.
-Już zdążyli
Ci o tym opowiedzieć?-odpowiedział z ironią-nie powiem szybcy są…
-Co
wydarzyło się w lesie?-kolejny raz upomniałam się.
-Nic-odparł
krótko-trzymasz się? Słyszałem, że podobno popadłaś w amnezję-dodał z pogardą.
-Dość tego
chrzanienia-stwierdziłam i rzuciłam się z pięściami na słabego Ethan’a.
Zdążyłam jedynie przyłożyć mu w prawy policzek bo resztę mojego „ataku”
powstrzymała mnie Madison.
Szarpiąc się
z nią dobiłyśmy do połowy korytarza.
-Uspokój
się!-nakzała mi kobieta.
Ale mi było
daleko od uspokojenia, ludzie wpatrywali się we mnie jak w obłąkaną.
-Hej!
Zabierzcie ją z stąd- zwróciła się do kogoś.
Matt i Alex
złapali mnie z dwóch stron i zaczęli prowadzić do Sali Alice.
Kopnęłam w
ramę od wolnego łóżka i zwaliłam z hukiem szklany ozdobny wazon z szafki
nocnej.Po tym wszystkim pochyliłam się i zaczęłam regulować dyszenie.
-Lepiej
Ci?-zapytał Alex.
Pokręciłam
przecząco, było mi coraz gorzej.
Przysiadłam
na łóżku.
-Zabiłam
go?-zapytałam.
-Nie wiem Lucy,
straciłam przytomność-odezwała się cicho Alice.
-To kto wie
do cholery?!-zawrzeszczałam.
-Wyluzuj-nakazał
Matt.
-Jestem
wyluzowana!
Zapadła
cisza.
-Próbuję po
prostu dowiedzieć się czego kol wiek-dodałam z zaciśniętymi zębami.
-Rozumiem
Cię…-zaczął Matt.
-Nie-zaprzeczyłam-
niczego nie rozumiecie, to nie wy straciliście bezpowrotnie pamięć.
Wstałam z
materaca.
-Tacę tylko
mój cenny czas na bezsensowną rozmowę z wami.
Matt
szykował się już do skomentowania.
-Nie kłóćmy
się znów-poprosił Alex.
Wszyscy troje
na niego popatrzyliśmy
-Znów?-powtórzyłam
i zaśmiałam się krótko-czyli to wszystko co robicie to z litości do mnie?
-Daj nam to
wyjaśnić..-wyszeptała Alice.
Prychnęłam
-A z skąd
będę miała pewność że to nie kolejne wasze kłamstwo?
Pukanie w framugę
drzwi przerwało nasz początek awantury.
-Twoi
rodzice są na dole.
-Mam
rodziców?-zapytałam-jakoś nie śpieszyło im się żeby mnie
odwiedzić-skomentowałam na głos/
-To trochę
skomplikowane-wyjaśnił Alex.
//”Skomplikowane”
tak można określić moje życie.
-Chcę ich
zobaczyć.
Przeszliśmy
na dół
-Zaczekaj
tu-poprosiła i wyszła przez szklane drzwi.
Oparłam się
o ścianę a przed oczami przewijały mi się fala przedziwnych zdarzeń.
Twarz
Ethan’a pochylająca się nade mną, pistolet leżący na ziemi i obrzydliwy rechot.
//Czy
naprawdę popadłam w obłęd?
Potrząsnęłam
głową chcąc odsunąć od siebie tą myśl.
//Słysząc
głos zmarłego i widząc obrazy zbytnio nie było normalne.
-Lucy,
kochanie-usłyszałam głos wyrywając mnie z rozmyślenia.
Przede mną
stali zupełnie obcy mi ludzie. Kobieta podeszła powoli i dłonią lekko
przejechała mi po policzku.
Wpatrywałam
się chwilę w jej załzawione oczy.
-Niech
Państwo wracają do domu,tracicie tylko czas-wyjaśniłam krótko i ruszyłam na
górę.
-Stój-
nakazała kobieta dopadając mnie-jesteśmy twoimi rodzicami!-szarpnęła mną
mocno.
-Niech mnie
Pani puści-poprosiłam cicho.
Mężczyzna
podszedł i odciągnął swoją żonę na bok.
-Wasza córka
nie żyje!-zakomunikowałam-Lucy nie żyje!
--------------------------------------------------------------
Tak kończy się Rozdział XII.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".
Tak kończy się Rozdział XII.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".
Niedawno trafiłam na twojego bloga więc raczej wcześniej nie komentowałam :P Hmmmm..... rozdział oczywiście mi się podobał. Trochę nie rozumiem zachowania Lucy ale to raczej przez moje roztargnienie i chorobę psychiczną xD.... Nie wiem co jeszcze napisać jakoś ciężko mi idzie dzielenie się wrażeniami także ten tego, żeby nie przedłużać...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :P
Bardzo fajny blog i opowiadanie...
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego http://i-love-dog-bf.blogspot.com/