Rozdział XIV
-Po cholerę
Ci to Lucy?!Nie rozumiesz?! To ja zabiłem tego idiotę.
-Och zamknij
się-odpowiedziałam Ethan'owi z którym przesiadywałam dobre kilkanaście godzin
w dość Ciemnym zimnym pomieszczeniu jak
gdybym tkwiła już w wiezieniu.
Zawiasy w
drzwiach szczęknęły boleśnie a przez nie przeszedł Scott Mason zakuty w kajdany
razem z dwójką policjantów.
-Ty
sukinsynu!-wrzasnął Ethan i rzucił się na niego.
Nie
zareagowałam tylko zaczęłam się obłąkanie śmiać.
-Lucy
wychodzisz-usłyszałam od Luck’a który podciągnął mnie do góry.
//Muszę tu
pozostać, muszę uratować z tego bagna Ethan’a.
Spoliczkowałam
policjanta i odczekałam aż rzuci się na
mnie.
-Odbiło Ci
do reszty?- wy warczał.
-Zabiłeś mi
go! Odebrałeś go mi!-bełkotał z zaciśniętymi zębami próbując przepchać od
siebie mundurowych.
Zaniosłam
się kolejnym udawanym śmiechem i osunęłabym się na podłogę gdyby nie Luck.
-Dosyć tego
do cholery!-wrzasnął i wyszarpał mnie na zewnątrz.
-Nic nie
rozumiesz! Muszę tam wrócić! Muszę…
-Nic nie
musisz! Ta sprawa jest skończona, rozumiesz?! Tego już nie ma! To koniec!
Zapadła
cisza w której myślałam o co nocnych koszmarach jakie będą mnie nękały.
-Chcę
porozmawiać z tą Strace.
-Lucy..
-To ostatnie
o co Cię proszę-obiecałam.
Ciężko
westchnął i ruszył samotnie w głąb korytarza.
//Przepraszam
Richard.
Ruszyłam
powoli za Luck’iem.
-Masz pięć
minut Luc-oznajmił wprowadzając mnie do pomieszczenia gdzie siedziała Kaitleen.
-Gdzie jest
twoja matka?…
-Ty…-
zaczęła Kaitleen ale jej przerwałam
-Przekaż jej
jeśli komu kol wiek stanie się krzywda,
przysięgam jej że znajdę ją i nie wyjdzie z tego cało-wymówiłam z gniewem i
wstałam tak impulsywnie że krzesło upadło z hukiem.-mam nadzieję że się
dogadaliśmy.
Miałam
wychodzić gdy poczułam szarpnięcie do tyłu.
Osunęłam się
na podłogę i zamiast się bronić nie wiele myśląc zaczęłam okładać Kaitleen
pięściami.
-Nie nawiedzę
Cię ! Zabrałaś mi dziadka!
-Co!?-zawrzeszczałam
i zrzuciłam ją z siebie.
-Nie
rozumiesz?!-ryknęła -Richard był moim dziadkiem.
Wytrzeszczyłam
oczy i odsunęłam się niej jak najdalej.
-Dosyć Lucy
wychodzimy-zakomunikował Luck stojąc w drzwiach.
-A teraz nie
wiem nawet gdzie jest jego ciało! Nie wiem gdzie jest moja matka…
-Zamknij
się-nakazałam wstając powoli-Richard miał przecież swój pogrzeb.
-Tak
miał-odpowiedziała i otrzepała się z kurzu który osiadł na jej płaszczu- miał
tylko swoją pustą trumnę.
-Wychodzimy!-
ogłosił Luck i wskazał na drzwi.
//Więc
Kaitleen była wnuczką Richarda…
-Lucy,
przepraszam ale będziesz musiała sama wrócić do domu, Madison nie może się
wyrwać….
Nie
słuchałam go dalej, tkwiłam w szoku i zostałam z niego wyciągnięta dopiero gdy
na dworze usłyszałam za sobą „Stój!”
Obejrzałam
się za siebie, a gdy dojrzałam dziewczynę zaczęłam uciekać.
-Stój!-znów
dosłyszałam ale nie dogoniła mnie/
//Kierunek?
Sama nie
wiedziałam teraz gdy tkwiłam w amnezji i
nie pamiętałam do końca niczego, nie mogłam znaleźć sobie spokojnego miejsca.
-Chyba
kompletnie Ci odbiło Lucy-wymamrotałam do siebie gdy zdałam sobie sprawę że
kieruję się w stronę lasu.
Stanęłam na
skraju i zadarłam głowę obserwując połączone niebo z liśćmi drzew.
-Niech mnie
ktoś zabije-poprosiłam i obejrzałam się za siebie.
Nikogo, tak
jak gdybym została tylko ja i ten ciemny nawet teraz w dzień las.
-Co ja
robię?-zapytałam siebie samą i powoli ostrożnie weszłam na jego skraj.
Czego tak
naprawdę szukałam? Nie wiedziałam ,ale wiedziałam, że właśnie teraz potrzebowałam
samotności, samotności właśnie w tym lesie.
-Zaczyna Ci
do końca odwalać Lucy-zakomunikowałam samej sobie na głos i ruszyłam prosto
przed siebie, gdzieś musiała znajdować się chata którą widziałam w
retrospekcji, chyba że sobie ją uroiłam?
Masę
przemyśleń tysiące pytań miliony problemów których nie potrafiłam do końca zrozumieć.
-Cóż za
mężny z Ciebie chłopczyk-usłyszałam gdzieś w oddali ten głos który mogłabym
rozpoznać z nawet najdalszego odcinka lasu.
//Mason?!
Dobiłam do
drzewa i zamarłam słychać było jak kilka drzew dalej ktoś intensywnie okłada w
ciało.
//Ale
przecież Mason siedzi w areszcie.
Wyjrzałam i
dojrzałam dwie postacie ubrane jednakowo długie czarne płaszcze tyle że bez
masek.
Nie wiem co
było najgorsze?
Że w
jednym z nich stała Strace czy to że
kilka minut temu widziałam Masona w areszcie a teraz w czarnej szacie
uderzającego w brzuch Alex’a.
Znów
schowałam się za drzewem i wzięłam głęboki oddech.
Poczułam
nagłą falę agresji.
-Ty z
nim!?-usłyszałam Kaitleen.
//Co tu się
do cholery dzieje?
Wyjrzałam
znów.
-Wiedziałam!-zakrzyknęła,
wiedziałam że jesteś z nim-wskazała palcem na Mason’a- kochanie wszystko Ci
wytłumaczę.
-O niee
mamo, to ja Ci wszystko wytłumaczę-odpowiedziała z gniewem i rzuciła się na
nią.
Scott stał
tylko przyglądając się jak matka z córką
walczą na ziemi
Podbiegłam
do niego i z impetem wylądowaliśmy na korzeniach drzew.
-Ale ty
jesteś głupia-stwierdził i przywalił mi z łatwością w twarz.-na serio? Sądziłaś
że powstrzymasz mnie od dalszego mordu?
Zasyczałam
gdy złapał za włosy i boleśnie podniósł do góry.
-Richard był
głupcem, ale ty…-przerwało mu wrzask bólu.
Odwrócił się
a ja ujrzałam jak to Strace kuli się z
bólu.
-Najdroższa!-wrzasnął
i rzucił mnie jak przedmiotem na bok.
Spojrzałam
co z Alex’em.
Ledwo widząc
coś przez krew spływającą z czoła uśmiechał się w moją stronę.
-Ty mała
gówniaro!-zawrzeszczał Mason i sięgnął za broń którą dojrzałam z tyłu jego
paska.
Zerwałam się
i chwyciłam za pistolet nim wycelował nią w Keitleen.
Kręciliśmy
się chwilę aż zdołał mnie przewalić na ziemię i wycelować we mnie.
-Zrób
to!-nakazałam od razu przynajmniej oszczędzisz mi reszty twojego chorego planu
Zaśmiał się
obłąkanie.
-Nie jest
chory-zaprzeczył kucając przy mnie-jest idealny.
Pociągnął
mnie znów za włosy i przykładając broń oznajmił
-A teraz moi
drodzy pożegnajcie się z nią-i nacisnął spust.
Przymknęłam
oczy i zadrżałam ale nic jednak się nie stało.
-Ty cholerna
nieudacznico-zawrzeszczał i podszedł szybko do słaniającej się dalej z
cierpienia kobiety-miałaś go naładować!
Spojrzałam
na Alex’a któremu bezwładnie opadła głowa.
Wstałam i
podeszłam do chłopaka.
-Weź go-poprosił
cicho.
Nachyliłam
się i dojrzałam wbity w brzuch przyjaciela nóż.
Powoli
złapałam za rączkę noża a Alex kilka razy jęknął z bólu nim w całości go
wyjęłam.
-Nic nie
potrafisz rozbić jak należy!
Kaitleen
próbowała rzucić się na niego ale on z łatwością pchnął ją na ziemię.
-Jesteś tak
beznadziejna jak był Richard-zaczął kopać Strace.
Podbiegłam i
wsadziłam mu nóż w sam środek serca
-Masz za
swoje, sukinsynu-wymamrotałam.
Ten spojrzał
na miejsce jak gdyby chciał sprawdzić co jest źródłem nagłego bólu i osunął się
na ziemię.
Zaczęłam
dyszeć, nie mogąc złapać tchu.
Pistolet,
Ja, Daniel duszący Ethan’a i strzał.
Wszystko wróciło
tak nagle.
Podeszłam do
nieprzytomnej kobiety.
-Kaitleen?Kaitleen
chodź pomóż mi-powtarzałam i jednym pociągnięciem wyjęłam ostrze.
Spojrzałam
jak dziewczyna patrzy na mnie ze strachem.
-Ty… ty go
zabiłaś
-tak, a jeśli
się nie ruszysz to ona też zginie-uświadomiłam jej poważnie-i zdjęłam kurtkę.
Kaitleen
wstała z miejsca ale zachowując bezpieczną odległość przysiadła koło swojej nie
przytomnej mamy.
-Czy ona…
-Kaitleen-przerwałam
jej i podałam komórkę-spróbuj połączyć
się z Policją.
Odwróciłam
się na chwilę żeby spojrzeć na nie przytomnego przywiązanego do drzewa
przyjaciela.
//Do cholery
nie wyrobię się z dwoma osobami
Szybko
zrobiłam ucięłam kawałek materiału zakrwawionym nożem i przyłożyłam w ranę
Strace.
-Trzymaj to –poprosiłam
łapiąc ją za rękę i instruując jak ma to robić.
Dobiegłam
następnie do drzewa i nożem przecięłam gruby sznurek
-Już okej
Alex-zapewniłam łapiąc w porę nieprzytomnego-wyjdziesz z tego-odpowiedziałam z
wysiłkiem kładąc go.
-Co…z … Matt’em?-wybełkotał.
-Co?
-Matt, dom, Bomb-odpowiedział
a moje serce na chwilę stanęło
-Kaitleen!
Zostań tu!-nakazałam i bez zbędnych komentarzy zerwałam się do biegu.
//Żeby tylko
zdążyć w cholernym czasie, żeby się wyrobić!
Dobiłam do
drzwi i zbiegłam do pomieszczenia z łóżkiem na górze domu.
Matt leżał
tam pół przytomny.
//Najpierw
sprawdzę ile mi zostało.
„Witaj Lucy!”
usłyszałam głos Scoot’a z telewizora gdy miałam już opuścić pokój „zapewne
teraz próbujesz szukać bomby” Zaśmiał się obłąkanie. „radzę więc się pośpieszyć
ty, twój Matty i cała ta rudera wylecą w powietrze za… Trzy, dwa”
Wytrzeszczyłam oczy na cyferki które przelatywały w sekundowym tempie i padłam
skuliłam się gdy dobiło do 0 nic jednak się nie stało oprócz kolejnej salwy
śmiechu od Mason’a „Wiedziałem że Cię to przestraszy, słodka Lucy” dobiłam do
Matt’a i zaczęłam szarpać się z więzami.
-Cholera-warknełam.
Matt
otoczony był drutem kolczastym.
Rozejrzałam
się w poszukiwaniu jakiś narzędzi ale jedyne co miałam do dyspozycji to
zardzewiały nóż.
-Zaczekaj
tu!-nakazałam mu chociaż i tak wiedziałam że nie słyszy.
Zbiegłam na
dół i przeszłam do regału w salonie.
-No
dalej-ponaglałam siebie wyrzucając każdy nie potrzebny.
-Ratunku!!!-usłyszałam.
Zamarłam
przez chwilę
//Słyszałam
to ?
Rozrzucałam
znów wszystkie nie przydatne rzeczy.
„Hej Lucy!!!”
podskoczyłam i okręciłam się w stronę
głosu.
W
telewizorze stał obłąkany Mason.
„No więc
pewnie jak słyszałaś…”
Odwróciłam
się i wyjęłam wszystkie szuflady. Trzasnęłam nimi mocno.
„A więc Lucy
zostało Ci Pięć minut, radze pożegnać się z Matt’ym.”
-Do cholery
jasnej!-przeskoczyłam szuflady i dobyłam do drzwi w których słychać było
pukanie.
Nikogo tam
nie było ale zbiegłam do ciasnego pomieszczenia i dojrzałam sekator.
Zaśmiałam
się i podniosłam go
„Cztery
minuty dwadzieścia pięć sekund”
Błyskawicznie
dostałam się na górę i zaczęłam przecinać drut.
„Trzy minuty
i 45 sekund”
-No już
Matt!Wstawaj!-nakazałam gdy pozbyłam się blokady.
-Ty!-zakrzyknął
i rzucił się na mnie, dusząc
-Matt to ja,
Luc-wysapałam widząc kątem oka pełne trzy minuty.
Odsunął ode
mnie ręce a ja pociągnęłam go za sobą.
„Dwie minuty
trzydzieści sekund”
-Chcesz mnie
torturować, tak?-zapytał smętnie-
-Nie chcę
spróbować Cię uratować z tego-odpowiedziała nie za bardzo przyjaźnie i
pociągnęłam go w stronę drzwi
wyjściowych.
-Nie wierzę
Ci!-krzyknął.
-Chyba nie
masz wyjścia za dwie minuty wszystko wyleci w…
Matt rzucił
się na mnie i zaczął całować.
„Jedna
minuta”
Pociągnęłam
go i wybiegając za drzwi podmuch powietrza uderzył w nas a to było ostatnie co
zdołałam zapamiętać.
--------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się Rozdział XIV, dzięki za przeczytanie i zapraszam do komentowania oraz dołączania do "czytelników bloga" Pytanie do was: Czy ma powstać następna część "Shadow Wood"? a może pragniecie coś zupełnie nowego? Swoje zdanie i propozycje zamieszczajcie w komentarzach ;)
Nie będę się rozdrabniać bo rozdział jest cudowny. Ja chcę dalej !!! Jeśli to nie problem to prosiłabym o kontynuacje Shadow Wood :D .
OdpowiedzUsuńWyjdzie z tego mini trylogia :D bo to już będzie trzecia część (jeśli będziesz pisać tą kontynuacje). Pozdrawiam i weny, dużo weny.
[kara-bra]
napiszę krótko jest moc! w Twoich opowiadaniach pozdrawiam
OdpowiedzUsuń