sobota, 25 maja 2013

Rozdział XIII





Rozdział XIII



Jej obłąkany rechot sprawił że przeszły mnie ciarki.
-To ty to zrobiłaś to ty! -powtarzała celując we mnie palcem.
-Alice..-zaczęłam odczuwając coraz większy niepokój o dziewczynę
-To ty go zabiłaś ty ty, ty! -nie dawała się przekrzyczeć.
-Alice, to dla twojego dobra! -wrzasnęłam ledwo przebijając się przez jej bełkot i spoliczkowałam ją mocno.
Opadła na poduszki zamrugała kilka razy i wstała.
-Już dobrze, wszystko jest Okej-zapewnił Alex. Obejmując ją.
-Lucy… gdzie jest Matt? -zapytała Alice rozglądając się obco po salonie przyjaciela.
-Pamiętasz coś co kol wiek?
-Wiem że wchodziłam z Matt’em do lasu…
-spotkałaś tam kogoś? -przerwałam jej
Chwilę się zastawiała.
-Nie Lucy, możesz mi powiedzieć gdzie jest Matt?
-Jest u siebie  w domu, Alice.
-Możesz po niego pójść, chcę zobaczyć czy nic mu się nie stało?
-Alice Matt’owi nic nie jest prześpij się, jutro zobaczysz się z nim-poprosił Alex.- idź na górę my zaraz przyjdziemy.
//Liczba mnoga.
Alice posłała mi słaby uśmiech i ruszyła lekko chwiejnym korkiem do korytarza.
-Musimy pogadać-zakomunikował gdy skrzypienie schodów ucichło.
-O czym chcesz porozmawiać? -zapytałam przysiadając na kanapie.
-O tym wszystkim-odpowiedział wpatrzony we mnie- o tym lesie o tym że straciłaś pamięć o…
-Nie ma o czym rozmawiać Alex, to wszystko jest już skończone- odpowiedziałam-a teraz… -wstałam- przepraszam Cię ale muszę sprawdzić czy nie złamałeś Matt’owi nosa.
-Nigdzie nie idziesz! -zaprzeczył  gdy przeszłam do przedpokoju.
Prychnęłam.
-Lucy, Lucy zaczekaj Lucy-powtarzał błagalnie i złapał mnie za nadgarstek.
-Co?! Czego ty ode mnie chcesz?!-wrzeszczałam i zaczęłam walić w jego ramiona które chciały mnie objąć
-Hej, już dobrze-zaczął spokojnie i stanowczo
-Co ty?!... puszczaj …nie! -zaczęłam się z nim szarpać, nie zwracając uwagi na to że po moich policzkach spływa już potok łez.
W końcu zastygłam nie mając więcej siły.
-Ja się tobą zaopiekuję… -wymruczał-tylko daj sobie pomóc.
-Nie Alex-odpowiedziałam dalej tkwiąc w uścisku-nie wiem kim byłam przed wypadkiem, ale miałam chyba swoje powody żeby ratować Alice bez was-powoli odsunęłam się od niego żeby zobaczyć jego wyraz twarzy-co kol wiek się stanie jestem już zdana tylko na siebie-dodałam patrząc na to jak przygryza dolną wargę.-nie dzwoń do mnie więcej ani się nie kontaktuj-poprosiłam i wyszłam na zewnątrz.
-STÓJ-usłyszałam za sobą Alex’a
-Wracaj do Alice-nakazałam nie odwracając się do niego-mi już nie pomożesz.
Nie dbałam już o to czy to krople deszczu czy łzy leciały mi szybko po policzkach, pragnęłam tylko dowiedzieć się co z Matt’em i zaszyć się w jakimś kącie zapominając o tym cholernie dziwnym życiu jakie prowadziłam.
Co było najgorsze? To że nie wiedziałam nawet gdzie mieszka Matt a raczej nie pamiętałam.
Stanęłam przy jednej z furtek i przez chwilę wpatrywałam się w okna oświetlonego przyjaźnie domu.
-Hej kochanie, Matt jest na górze-odezwała się prawdopodobnie jego mama wychodząc z ogrodu.
Kiwnęłam głową i powoli weszłam przez drzwi wejściowe.
-Matt? -usłyszałam za sobą-masz gościa.
Weszłam po schodach i zapukałam lekko do drzwi.
-Matt? To ja-zakomunikowałam- otwórz proszę.
Cisza.
Pociągnęłam za klamkę i uchyliłam drzwi pokój oświetlony był tylko jednym słabym światłem wyświetlacza od telefonu.
-Cześć-odezwałam się wchodząc do pokoju i zamykając drzwi.
Nie poruszył się tylko spoglądał na ekran telefonu.
-Matt? -zapytałam  siadając na brzegu łóżka. Spojrzałam na podbite oko i rozciętą wargę z której uciekło już sporo krwi.-musisz to opatrzyć -nakazałam-Matt? -znów wymówiłam jego imię i potrząsnęłam nim lekko. Wydawał się jak gdyby był w szoku.-Popatrz na mnie.
Przekręcił głowę i ze zmrużonymi oczami spojrzał na mnie.
-Co się stało? -zapytałam.
Nie odpowiedział.
Wyrwałam mu z ręki telefon i spojrzałam na artykuł prasowej internetowej gazety.
„Scott Mason na wolności”
Przeszła mnie fala dreszczy, tylko dlaczego bałam się nieznajomego zbira?
-Nie bój się-odezwał się Matt prosząco- on Cię nie skrzywdzi.
-Dlaczego miałby?
Matt tylko pokiwał tylko  przecząco głową i przysiadł koło mnie.
-Nie pozwolę aby znów to zrobił-obiecał i objął mnie.
-Najpierw może zajmijmy się twoim okiem i wargą a potem o tym pogadamy? -zapytałam siląc się aby mój głos nie załamywał się i nie dał poznać że na prawdę się bałam od paru
Przeszłam z nim do łazienki wciąż trzymając silnie obudowę od komórki.
-Kim on jest? -zapytałam gdy Matt wyciągał z szafki apteczkę.
-Nic nie pamiętasz?
-Nie-zaprzeczyłam przekrzywiając głowę z zaciekawieniem.
Podał mi walizeczkę z której wyciągnęłam wacik i wodę utlenioną.
-Lucy, ten sukinsyn właśnie chciał Cię zabić jakieś cztery miesiące temu-wyznał gdy ocieram mu ranę.
-Co? -zapytałam ramiona mi opadły.
-Lucy, nie masz się czym martwić on…
Znów miałam te swoje retrospekcję.
Teraz doskonałe i wyraźne.
Maska, dom w lesie, Richard, On Scott Mason celujący do swojego wspólnika, maska leżąca w trawie na polanie i jego obłąkane spojrzenie.
-Ej Lucy- lekkie potrząśniecie obudziło mnie  z tępego spojrzenia w ścianę. Zerwałam się tak gwałtownie że Matt aż podskoczył.-Lucy stój ,gdzie ty chcesz iść -zapytał spokojnie w porę powstrzymując mnie przed wyjściem z łazienki.
-Puść mnie! -nakazałam szarpiąc się.
-Uspokój się, -prosił łagodnie.
-Jak mam się uspokoić skoro właśnie na wolności jest mój morderca?!-wrzeszczałam jak gdybym wpadła w trans i zaczęłam walić pustymi dłońmi w jego ciało
Przywalił mnie lekko na drzwiczki od prysznica i zaczął dyszeć z wysiłku.
-Przeszło? -wysapał opierając obie ręce po obydwu stronach tak aby w razie czego nie pozwolić mi znów wpaść w histerię.
Od kiwnęłam przecząco głową i opuściłam głowę.
Łzy cisnęły mi się do oczu, drżałam na całym ciele wciąż mając przed oczami martwe ciało Richarda
//A teraz?
Teraz będzie ścigał mnie mężczyzna pragnący mojej śmierci.
Bez słowa złapał mnie za rękę i wyszedł z łazienki.
-Prześpisz się dzisiaj u mnie -zarządził a jego słowa były jak gdyby odbijały się od niewidzialnej próżni i dopiero potem trafiały do mojego ucha.
-…Lucy? -zamrugałam kilka razy przed sobą miałam jego twarz.
//Blisko, zbyt blisko…
Odsunęłam się na krok i dojrzałam zapaloną nocą lampkę
Uśmiechnął się przepraszająco, przeszedł do swojego łóżka razem ze mną i sięgnął do ściągania swojej koszulki położyłam się i wpatrzona w sufit wciąż zastanawiałam się ile Mason’owi zajmie odszukanie mnie.
-Chodź tu-usłyszałam z boku spojrzałam jak patrzy na mnie poważnie.
//To nie w moim stylu. To tylko kwestia czasu aż mnie znajdzie, znajdzie i zabije. To dla tego Alex mówił o „zaopiekowaniem się mną” wszyscy teraz bali się kolejnych morderstw. Poczułam miłe ciepło, spojrzałam jak Matt podsuwa się jak najbliżej mnie i kładzie głowę zaraz obok mojej. Sięgnął po kołdrę i dokładnie mnie nią opatulił potem objął tak że moja głowa znalazła się na jego obojczyku.
-Cała drżysz -mruknął troskliwie.
-Dziwisz się? -zapytałam podnosząc lekko głowę-gdzieś tam jest człowiek który chce mnie dopaść…
-Lucy -przerwał mi i jeszcze mocniej objął.-nikt Cię nie dopadnie, obiecuję Ci to.
Nie wierzyłam mu, nie sądziłam że „uchroni mnie” przed Mason’em ale przecież nic nie dało by zaprzeczanie.
-Zgaś światło-poprosiłam.
Przekręcił się i wyłączył jedyne źródło światła.
Zapadł mrok który wcale mnie nie uspokoił.
-Jesteś bezpieczna-zapewnił znów powracając do tego samego ułożenia.
-Nie zasnę Matt-stwierdziłam oczywiste.
W odpowiedzi mruknął porozumiewawczo i przyłożył twarz do moich włosów.
-Dlaczego on wyszedł?
-Ktoś wpłacił za niego kaucję.
-Kto?
-Nie wiem-odpowiedział po chwili.
//Na pewno nie osoba która dobrze mi życzy.
-Co z Alice-zapytał przejęty.
-Jest… dobrze, pytała o Ciebie-zapewniłam będąc myślami zupełnie gdzie indziej.
//To tłumaczy dla czego Madison i Luck ostatnio tak harowali…
-Matt?- zapytałam po krótkiej ciszy.
-Tak?
-Jak wyglądała nasza przyjaźń przed tym wszystkim?
Wypuścił powietrze ustami.
-No…
-Opowiedz mi o wszystkim szczerze.
Minęło kilka dobrych godzin gdy skończył.
-Więc Kaitleen dalej jest z Alex’em?
-Nie, próbuje go omotać ale jej się nie udaje.-odpowiedział sennie.
Zrozumiałam wtedy że Matt potrzebuje snu.
-Dobra idźmy w końcu spać-poprosiłam i odsunęłam się od niego.
Mruknął sennie i opatulił mnie raz jeszcze ciepłą kołdrą.
Ułożyłam się plecami do niego i wpatrywałam za okno po którym spływały krople deszczu.
Z lekkim zdziwieniem poczułam jak chłopak owija mnie szczelnie ramieniem.
//Nie zasnę, nie zasnę…
-Wstawaj! Czas nie gra na naszą korzyść-warknął Richard oblewając mi czymś głowę.
Otworzyłam powoli oczy i czujnie obserwowałam starca.
-Ruszaj się nie mamy całego dnia!
-Chyba snu- poprawiłam go tym samym nie czułym głosem.
Bez słowa szliśmy przez leśną drogę.
-Czego tak naprawdę chcesz?
-Zamknij się- rozkazał mi głos z tyłu.
Szybko odwróciłam się i oberwałam czymś ciężkim w głowę.
Osunęłam się na kolana i warknęłam z bólu czując jak gdyby ktoś rozbił mi coś szklanego w głowie.
-Wstawaj!-nakazał Richard przywalając mi butem w głowę.
Wspięłam się na łokciach i spojrzałam na paskudną gębę rozbawionego Daniel’a.
-Co Cię tak śmieszy do cholery?-sapnęłam i podniosłam się z błota na które upadłam.
-Nic, po prostu zabawnie wyglądałaś-odpowiedział i ruszył z Richardem w zupełnie przeciwnym kierunku w którym wcześniej szliśmy.
Pokiwałam głową na boki ciesząc się że na tych przedziwnych spotkaniach ze zmarłymi nie odczuwam zbyt długo bólu. Jeśli nawet Richard wsadzał mi sztylet na „pożegnanie” zawsze budziłam się tylko z krzykiem, to chyba było jedynym plusem.
-Idziesz Księżniczko!- warknął z oddali .
//No to zaczynamy od nowa.
Pobiegłam w ich stronę.
--------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się Rozdział XIII.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".

1 komentarz:

  1. Nie jestem najlepsza w komentowaniu ale robię to żebyś wiedziała, że jestem prze szczęśliwa i wg, że kontynuujesz to opowiadanie (książkę jak wolisz xD). Uważam, że to jedno z najlepszych jakie czytam :D.... No tak jak już pisałam to komentować nie umiem więc już kończę. Pozdrowienia i weny, bardzo dużo weny.
    http://kara-bra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń