Rozdział XIII
Jej obłąkany rechot sprawił że
przeszły mnie ciarki.
-To ty to
zrobiłaś to ty! -powtarzała celując we mnie palcem.
-Alice..-zaczęłam
odczuwając coraz większy niepokój o dziewczynę
-To ty go
zabiłaś ty ty, ty! -nie dawała się przekrzyczeć.
-Alice, to dla
twojego dobra! -wrzasnęłam ledwo przebijając się przez jej bełkot i
spoliczkowałam ją mocno.
Opadła na
poduszki zamrugała kilka razy i wstała.
-Już dobrze,
wszystko jest Okej-zapewnił Alex. Obejmując ją.
-Lucy… gdzie
jest Matt? -zapytała Alice rozglądając się obco po salonie przyjaciela.
-Pamiętasz
coś co kol wiek?
-Wiem że
wchodziłam z Matt’em do lasu…
-spotkałaś
tam kogoś? -przerwałam jej
Chwilę się
zastawiała.
-Nie Lucy,
możesz mi powiedzieć gdzie jest Matt?
-Jest u
siebie w domu, Alice.
-Możesz po
niego pójść, chcę zobaczyć czy nic mu się nie stało?
-Alice
Matt’owi nic nie jest prześpij się, jutro zobaczysz się z nim-poprosił Alex.-
idź na górę my zaraz przyjdziemy.
//Liczba
mnoga.
Alice
posłała mi słaby uśmiech i ruszyła lekko chwiejnym korkiem do korytarza.
-Musimy
pogadać-zakomunikował gdy skrzypienie schodów ucichło.
-O czym
chcesz porozmawiać? -zapytałam przysiadając na kanapie.
-O tym
wszystkim-odpowiedział wpatrzony we mnie- o tym lesie o tym że straciłaś pamięć
o…
-Nie ma o
czym rozmawiać Alex, to wszystko jest już skończone- odpowiedziałam-a teraz…
-wstałam- przepraszam Cię ale muszę sprawdzić czy nie złamałeś Matt’owi nosa.
-Nigdzie nie
idziesz! -zaprzeczył gdy przeszłam do przedpokoju.
Prychnęłam.
-Lucy, Lucy
zaczekaj Lucy-powtarzał błagalnie i złapał mnie za nadgarstek.
-Co?! Czego
ty ode mnie chcesz?!-wrzeszczałam i zaczęłam walić w jego ramiona które chciały
mnie objąć
-Hej, już
dobrze-zaczął spokojnie i stanowczo
-Co ty?!...
puszczaj …nie! -zaczęłam się z nim szarpać, nie zwracając uwagi na to że po
moich policzkach spływa już potok łez.
W końcu
zastygłam nie mając więcej siły.
-Ja się tobą
zaopiekuję… -wymruczał-tylko daj sobie pomóc.
-Nie
Alex-odpowiedziałam dalej tkwiąc w uścisku-nie wiem kim byłam przed wypadkiem, ale
miałam chyba swoje powody żeby ratować Alice bez was-powoli odsunęłam się od
niego żeby zobaczyć jego wyraz twarzy-co kol wiek się stanie jestem już zdana
tylko na siebie-dodałam patrząc na to jak przygryza dolną wargę.-nie dzwoń do
mnie więcej ani się nie kontaktuj-poprosiłam i wyszłam na zewnątrz.
-STÓJ-usłyszałam
za sobą Alex’a
-Wracaj do
Alice-nakazałam nie odwracając się do niego-mi już nie pomożesz.
Nie dbałam
już o to czy to krople deszczu czy łzy leciały mi szybko po policzkach,
pragnęłam tylko dowiedzieć się co z Matt’em i zaszyć się w jakimś kącie
zapominając o tym cholernie dziwnym życiu jakie prowadziłam.
Co było
najgorsze? To że nie wiedziałam nawet gdzie mieszka Matt a raczej nie
pamiętałam.
Stanęłam
przy jednej z furtek i przez chwilę wpatrywałam się w okna oświetlonego
przyjaźnie domu.
-Hej
kochanie, Matt jest na górze-odezwała się prawdopodobnie jego mama wychodząc z
ogrodu.
Kiwnęłam
głową i powoli weszłam przez drzwi wejściowe.
-Matt?
-usłyszałam za sobą-masz gościa.
Weszłam po
schodach i zapukałam lekko do drzwi.
-Matt? To
ja-zakomunikowałam- otwórz proszę.
Cisza.
Pociągnęłam
za klamkę i uchyliłam drzwi pokój oświetlony był tylko jednym słabym światłem
wyświetlacza od telefonu.
-Cześć-odezwałam
się wchodząc do pokoju i zamykając drzwi.
Nie poruszył
się tylko spoglądał na ekran telefonu.
-Matt?
-zapytałam siadając na brzegu łóżka. Spojrzałam na podbite oko i rozciętą
wargę z której uciekło już sporo krwi.-musisz to opatrzyć -nakazałam-Matt?
-znów wymówiłam jego imię i potrząsnęłam nim lekko. Wydawał się jak gdyby był w
szoku.-Popatrz na mnie.
Przekręcił
głowę i ze zmrużonymi oczami spojrzał na mnie.
-Co się
stało? -zapytałam.
Nie
odpowiedział.
Wyrwałam mu
z ręki telefon i spojrzałam na artykuł prasowej internetowej gazety.
„Scott Mason
na wolności”
Przeszła
mnie fala dreszczy, tylko dlaczego bałam się nieznajomego zbira?
-Nie bój
się-odezwał się Matt prosząco- on Cię nie skrzywdzi.
-Dlaczego
miałby?
Matt tylko
pokiwał tylko przecząco głową i przysiadł koło mnie.
-Nie pozwolę
aby znów to zrobił-obiecał i objął mnie.
-Najpierw
może zajmijmy się twoim okiem i wargą a potem o tym pogadamy? -zapytałam siląc
się aby mój głos nie załamywał się i nie dał poznać że na prawdę się bałam od
paru
Przeszłam z nim
do łazienki wciąż trzymając silnie obudowę od komórki.
-Kim on
jest? -zapytałam gdy Matt wyciągał z szafki apteczkę.
-Nic nie
pamiętasz?
-Nie-zaprzeczyłam
przekrzywiając głowę z zaciekawieniem.
Podał mi
walizeczkę z której wyciągnęłam wacik i wodę utlenioną.
-Lucy, ten
sukinsyn właśnie chciał Cię zabić jakieś cztery miesiące temu-wyznał gdy
ocieram mu ranę.
-Co?
-zapytałam ramiona mi opadły.
-Lucy, nie
masz się czym martwić on…
Znów miałam
te swoje retrospekcję.
Teraz
doskonałe i wyraźne.
Maska, dom w
lesie, Richard, On Scott Mason celujący do swojego wspólnika, maska leżąca w
trawie na polanie i jego obłąkane spojrzenie.
-Ej Lucy-
lekkie potrząśniecie obudziło mnie z tępego spojrzenia w ścianę. Zerwałam
się tak gwałtownie że Matt aż podskoczył.-Lucy stój ,gdzie ty chcesz iść
-zapytał spokojnie w porę powstrzymując mnie przed wyjściem z łazienki.
-Puść mnie!
-nakazałam szarpiąc się.
-Uspokój
się, -prosił łagodnie.
-Jak mam się
uspokoić skoro właśnie na wolności jest mój morderca?!-wrzeszczałam jak gdybym
wpadła w trans i zaczęłam walić pustymi dłońmi w jego ciało
Przywalił
mnie lekko na drzwiczki od prysznica i zaczął dyszeć z wysiłku.
-Przeszło?
-wysapał opierając obie ręce po obydwu stronach tak aby w razie czego nie
pozwolić mi znów wpaść w histerię.
Od kiwnęłam
przecząco głową i opuściłam głowę.
Łzy cisnęły
mi się do oczu, drżałam na całym ciele wciąż mając przed oczami martwe ciało
Richarda
//A teraz?
Teraz będzie
ścigał mnie mężczyzna pragnący mojej śmierci.
Bez słowa
złapał mnie za rękę i wyszedł z łazienki.
-Prześpisz
się dzisiaj u mnie -zarządził a jego słowa były jak gdyby odbijały się od
niewidzialnej próżni i dopiero potem trafiały do mojego ucha.
-…Lucy?
-zamrugałam kilka razy przed sobą miałam jego twarz.
//Blisko,
zbyt blisko…
Odsunęłam
się na krok i dojrzałam zapaloną nocą lampkę
Uśmiechnął
się przepraszająco, przeszedł do swojego łóżka razem ze mną i sięgnął do
ściągania swojej koszulki położyłam się i wpatrzona w sufit wciąż zastanawiałam
się ile Mason’owi zajmie odszukanie mnie.
-Chodź tu-usłyszałam
z boku spojrzałam jak patrzy na mnie poważnie.
//To nie w
moim stylu. To tylko kwestia czasu aż mnie znajdzie, znajdzie i zabije. To dla
tego Alex mówił o „zaopiekowaniem się mną” wszyscy teraz bali się kolejnych
morderstw. Poczułam miłe ciepło, spojrzałam jak Matt podsuwa się jak najbliżej
mnie i kładzie głowę zaraz obok mojej. Sięgnął po kołdrę i dokładnie mnie nią
opatulił potem objął tak że moja głowa znalazła się na jego obojczyku.
-Cała drżysz
-mruknął troskliwie.
-Dziwisz
się? -zapytałam podnosząc lekko głowę-gdzieś tam jest człowiek który chce mnie
dopaść…
-Lucy
-przerwał mi i jeszcze mocniej objął.-nikt Cię nie dopadnie, obiecuję Ci to.
Nie
wierzyłam mu, nie sądziłam że „uchroni mnie” przed Mason’em ale przecież nic
nie dało by zaprzeczanie.
-Zgaś
światło-poprosiłam.
Przekręcił
się i wyłączył jedyne źródło światła.
Zapadł mrok
który wcale mnie nie uspokoił.
-Jesteś
bezpieczna-zapewnił znów powracając do tego samego ułożenia.
-Nie zasnę
Matt-stwierdziłam oczywiste.
W odpowiedzi
mruknął porozumiewawczo i przyłożył twarz do moich włosów.
-Dlaczego on
wyszedł?
-Ktoś
wpłacił za niego kaucję.
-Kto?
-Nie
wiem-odpowiedział po chwili.
//Na pewno
nie osoba która dobrze mi życzy.
-Co z Alice-zapytał
przejęty.
-Jest…
dobrze, pytała o Ciebie-zapewniłam będąc myślami zupełnie gdzie indziej.
//To
tłumaczy dla czego Madison i Luck ostatnio tak harowali…
-Matt?-
zapytałam po krótkiej ciszy.
-Tak?
-Jak
wyglądała nasza przyjaźń przed tym wszystkim?
Wypuścił
powietrze ustami.
-No…
-Opowiedz mi
o wszystkim szczerze.
Minęło kilka
dobrych godzin gdy skończył.
-Więc
Kaitleen dalej jest z Alex’em?
-Nie,
próbuje go omotać ale jej się nie udaje.-odpowiedział sennie.
Zrozumiałam
wtedy że Matt potrzebuje snu.
-Dobra idźmy
w końcu spać-poprosiłam i odsunęłam się od niego.
Mruknął
sennie i opatulił mnie raz jeszcze ciepłą kołdrą.
Ułożyłam się
plecami do niego i wpatrywałam za okno po którym spływały krople deszczu.
Z lekkim
zdziwieniem poczułam jak chłopak owija mnie szczelnie ramieniem.
//Nie zasnę,
nie zasnę…
-Wstawaj!
Czas nie gra na naszą korzyść-warknął Richard oblewając mi czymś głowę.
Otworzyłam
powoli oczy i czujnie obserwowałam starca.
-Ruszaj się
nie mamy całego dnia!
-Chyba snu-
poprawiłam go tym samym nie czułym głosem.
Bez słowa
szliśmy przez leśną drogę.
-Czego tak
naprawdę chcesz?
-Zamknij
się- rozkazał mi głos z tyłu.
Szybko
odwróciłam się i oberwałam czymś ciężkim w głowę.
Osunęłam się
na kolana i warknęłam z bólu czując jak gdyby ktoś rozbił mi coś szklanego w
głowie.
-Wstawaj!-nakazał
Richard przywalając mi butem w głowę.
Wspięłam się
na łokciach i spojrzałam na paskudną gębę rozbawionego Daniel’a.
-Co Cię tak
śmieszy do cholery?-sapnęłam i podniosłam się z błota na które upadłam.
-Nic, po
prostu zabawnie wyglądałaś-odpowiedział i ruszył z Richardem w zupełnie
przeciwnym kierunku w którym wcześniej szliśmy.
Pokiwałam
głową na boki ciesząc się że na tych przedziwnych spotkaniach ze zmarłymi nie odczuwam
zbyt długo bólu. Jeśli nawet Richard wsadzał mi sztylet na „pożegnanie” zawsze
budziłam się tylko z krzykiem, to chyba było jedynym plusem.
-Idziesz
Księżniczko!- warknął z oddali .
//No to
zaczynamy od nowa.
Pobiegłam w
ich stronę.
--------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się Rozdział XIII.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".
Tak kończy się Rozdział XIII.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga".
Nie jestem najlepsza w komentowaniu ale robię to żebyś wiedziała, że jestem prze szczęśliwa i wg, że kontynuujesz to opowiadanie (książkę jak wolisz xD). Uważam, że to jedno z najlepszych jakie czytam :D.... No tak jak już pisałam to komentować nie umiem więc już kończę. Pozdrowienia i weny, bardzo dużo weny.
OdpowiedzUsuńhttp://kara-bra.blogspot.com/