sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział II









Rozdział II:



Grill organizowany był co tydzień, przez którąś rodzinę. Nasi rodzice znali się już za czasów szkolnych, więc  utrzymywali ze sobą stały kontakt. Teraz przed domem Alice słychać było głośną muzykę dochodzącą od strony ogrodu.
-Lucy, Lucy!- podbiegła Mickie, kiedy byliśmy przy furtce do ogrodu.
-Cześć Mickie, co się stało? -spytałam
-Alex nie przyszedł-odparła trochę przejęta.
Lekko mnie to zdziwiło
-A Matt? -miałam nadzieję, że chociaż on jest
-Matt jest, ale Alex...-
-Przepraszam, Mickie muszę z nim pogadać-przerwałam jej
-Są z Alice na górze u niej w pokoju-odpowiedziała tylko
-Dzięki Mickie- rzuciłam do niej szybko i poszłam
//Gdzie wcięło Alex’a.?
Wchodziłam na górę po schodach, pewnie nie odwołał Kaitleen.
Weszłam do pokoju bez pukania tak jak zwykle i zastałam tam Matt i Alice tulących się do siebie
Odchrząknęłam.
-Sorry, że wam przerwałam, ale Alex się nie zjawił- oznajmiłam.
Odsunęli się od siebie, speszeni moją obecnością.
Westchnęłam.
-Pójdę zobaczyć co go zatrzymało.-
-Lucy… -Mat próbował mi to wyjaśnić,
-Zostań z Matt’em Alice-dodałam już w korytarzu
Wyruszyłam do domu Alex’a.
Wiedziałam co „zatrzymało Alex’a” ale nie chciałam  przeszkadzać w „czymkolwiek” Matt’owi i Alice.
Miałam rację już z ulicy przez okno było widać, że jest z nim Kaitleen. Stanęłam przed domem nie widząc czy zapukać czy odejść.
Miałam zamiar zostawić ich, ale coś mnie naszło i zapukałam mocno do drzwi.
Żadnej reakcji, podeszłam więc do okna. Bezczelnie mi nie otwierał tylko z nią rozmawiał. Walnęłam w okno, ale to nie dało żadnego rezultatu.
-Co za palant-mruknęłam do siebie i zrezygnowana zeszłam z werandy. Wróciłam do domu Alice. Po moich przyjaciołach, nigdzie nie było śladu. Postanowiłam wrócić do domu.
-Mamo, czy mogłabym pójść do domu.?
-Jasne, dobrze się czujesz?- spytała z troską
-Tak-kolejne kłamstwo- wszystko jest w porządku.
Wzięłam kluczyki, wyszłam z ogrodu. Przeszłam przez ulice na pół oświetlonym tarasie siedziała jakaś postać.
Było słychać ciche szlochanie.
Przymrużyłam oczy, i podeszłam bliżej. Nie uwierzyłam w to co widziałam.
-Alex.?-stałam nad nim
-Co.?-spytał
-Co się stało.?-kucnęłam przy nim.
-Kaitleen ze mną zerwała-oparł się o ścianę.
-Przykro mi Al.-chciałam go pocieszyć, ale nie wiedziałam jak.
-Oj tam-zakołysał się-było minęło
-Piłeś.?-spytałam bo poczułam od niego woń alkoholu.
-Ociupinkę-pokazał palcami.
Wyjęłam kluczyki z kieszeni.
-Dobra, choć-pomogłam mu stanąć na nogi.
-Gdzie idziemy?- spytał
-Do mnie, muszę Cię ocucić.-mruknęłam coś niezrozumiałego.
Oparłam go o ścianę, nie na długo bo osunął się na podłogę.
Z trudem przeszłam z nim do salonu i rzuciłam go na kanapie.
-Pójdę po kawę.
Złapał mnie za rękę.
-Ja nie lubię kawy 
-Będziesz musiał polubić-udałam się do kuchni i zrobiłam mocną kawę, którą następnie postawiłam na stole w salonie.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Nie  ruszaj się, zaraz wracam-chociaż dobrze wiedziałam że, nie przeszedł by ani kroku w prostej linii.
W drzwiach napotkałam Matt’a i Alice.
//Jeszcze tu ich brakowało,
stwierdziłam i otworzyłam drzwi. 
-Możemy wejść.?-spytał Matt.
-Wiecie to nie jest najlepszy moment...
Przerwało mi dźwięk stłuczonego kubka i jęki.
-Jeszcze tego brakowało- powtórzyłam
-Wejdźcie, Alex, jeśli zbiłeś kubek taty...
Jak na życzenie strzępki kubka leżały na dywanie, a rozlany napój parzył chłopakowi ręce i zalęgnął na to dzięki Bogu czarnym dywanie, na którym nie było widać za bardzo śladu.
-Czy on jest...-zaczął chłopak
-Tak Matt, jest pijany
-Stary gdzieś się tak urządził?
-Później pogadacie-schyliłam się zbierając resztki kubka-teraz mamy poważniejszą sprawę, Zerknęłam na Alice, która w milczeniu przyglądała się we mnie. 
-Może usiądziesz?
Bez słowa posłusznie usiadła, było  z nią jeszcze gorzej-teraz wpatrywała się w dal bez mrugnięcia.
-Dobrze, że chociaż rodzice są na tym grillu- stwierdziłam wzdychając. Alex upił się z powodu zerwania z Kaitleen, Alice dziwnie się zachowywała, a Matt? Matt, jak to Matt, milczał, pogrążony w  myślach. Ponad wszystko najgorsze było to, że wciąż nieustannie myślałam i analizowałam mój sen, a przed oczami miałam czarną postać sprawiającą, że włosy jeżyły mi się na karku. Kim on był? Co zrobiłam w lesie? Dlaczego mnie zabił i co miał na myśli mówiąc to dla twojego dobra"?
-...Lucy?- dopiero wołanie mnie przez  Matt’a wyciągnęło mnie z rozmyśleń.
-Mówiłem do Ciebie przez ostatnie 10 minut-stwierdził z zaskoczeniem.
-Sorry Matt-mój problem musiał poczekać
-Idziemy, się zabawić?- Alex zaczął się kołysać w takt niewidzialnej muzyki
-Ty już się chyba zabawiłeś-skwitowałam z sarkazmem.
Zrobił minę typu : „o co chodzi"
Uderzyłam się lekko w czoło
-Jak się czujesz Alice.?-spytałam, bo dalsza rozmowa z chłopakiem nie miała sensu. Dalej patrzyła się  martwy punkt" przed siebie, wyszeptała:
-Bywało lepiej, kim był ten człowiek z lasu.?
Nie wiem, kim był, nie wiem, co tam robiłam- odpowiedziałam niechętnie.
-Myślisz, że... to się wydarzy.?-zapytała intrygująco.
-Co?- zaczęłam tracić panowanie nad sobą-co ma się zdarzyć?!
Myślisz, że to był jakiś "proroczy sen"?!
-Uspokój...- zaczął Matt
-Nie! To wy się ogarnijcie-zerwałam się z kanapy-jak mam być spokojna skoro we śnie goni mnie jakiś psychopata z nożem, dźga mnie nim i mówi, że to dla mojego dobra.?! Nastała głucha cisza, jedynie co było słychać to tykanie zegara z  sypialni rodziców.
-Ale Ci odbiło Luc.-skomentował Alex- kompletnie sobie nie radzisz ze sobą.
-Powiedział chłopak, który się upił po zerwaniu z dziewczyną-od parsknęłam ze złością.
-To nie jest jego wina...-Alice obudziła się z tępego spojrzenia
-Jesteś jego adwokatem czy jak.?! Wyczytałaś to z jego myśli czy sama na to wpadłaś-byłam już zła na wszystkich.
-Zejdź z niej, okej? -Matt podwyższył głos.
-Jej potrzebny jest psycholog, to nie jest już problem z dzieciństwa typu, jaką zabawkę kupię.? Owszem potrzebuje naszego wsparcia Matt, ale sami sobie z tym nie damy rady.
 Wpatrywała się we mnie przez chwilę i wydał polecenie:
-Wychodzimy.
Chwila zdziwienia i drobne poczucie winy, które udało mi się ukryć. Przyjaciele posłusznie wstali.
Matt pomógł Alex’owi
-Jasne, wynoście się, tylko potem nie mówcie, że nie miałam racji.
-BO JEJ NIE MASZ!- nieprzyjemnie zbliżył twarz do mojej i wyrzucił z siebie każdy wyraz.
-Przestańcie-Alice na darmo próbowała złagodzić sprawę.
Przeszłam do przedpokoju i szeroko nieświadomie otworzyłam drzwi. Spojrzałam przez chwilę przez nie i odskoczyłam do tyłu, sparaliżowana strachem. W drzwiach stała czarna postać, identyczna do tej ze snu.
-Jasna cholera-wymamrotałam ze strachu, wpadając przy okazji na nogi przyjaciół. Postać przez chwilę stała, a później blask światła  po przekroczeniu progu oświetlił jej twarz. Elegancka kobieta w średnim wieku.
-Dobry wieczór, chciałabym przeprowadzić ankietę na temat ubezpieczenia samochodów w państwa okolicy.
-Czy nie jest za późno na taką rozmowę.?-Matt puścił Alex’a, który oparł się na Alice, a ta szepnęła mi, że już dobrze. Matt wyszedł przede mnie, szybko spławił kobietę, tłumacząc się, że nie mamy o nich pojęcia. Ja w tym czasie wstałam z zimnej posadzki Kobieta słodko nas pożegnała i wyszła zamykając za sobą drzwi.
-Co to było.?-zapytałam wpatrując się w ślad za nią.
-Nie wiem, podawała się za ankieterkę, ale czego chciała naprawdę.?-Matt też tam zerkał.
-A co jeśli ma powiązanie z tym gościem z lasu, a co jeśli chciała zobaczyć czy jestem sama.?
-Lucy, daj spokój-przeszliśmy znów do salonu gdzie siadłam chowając twarz w dłoniach.
-Alice czuje, że szykuje się coś złego.
-Nic się nie stanie.
- Niepotrzebnie się na was zdenerwowałam.
-Ja też nie byłem lepszy-przyznał Matt
-Okej, zróbmy coś, Alex jakiś pomysł? Alex?- spojrzałam na niego. Chłopak spał na kanapie jak zabity.
-Obejrzymy lepiej telewizję-zaproponowałam siadając ostrożnie na kanapie.
Znów ciemny, cholernie nie przyjemny las, i ja idąca przez niego.
-Mickie!- nawoływałam od czasu do czasu.
-Szukasz Mickie.?-zapytałam samą siebie idąc z moim drugim ja. Znajoma polana ukazała się przed nami
-Mickie. tu jesteś wszyscy Cię szukamy-rzeczywiście dziewczyna stała nieopodal podeszliśmy do niej bliżej coś przewróciło mi się w żołądku, perfidny śmiech słychać było gdzieś z oddali, siostra Alice była... zasztyletowana za nią stała znajoma twarz ankieterki z nożem trzymanym na szyi i tak już nieżyjącej dziewczyny.
-Nie- wydarłam się i rzuciłam w jej stronę. Znaczący świst przecinającego nożem ciała który, wbił się w moje serce i to cholerne " To dla twojego Dobra "Straciłam przytomność a może i  życie... 
-----------------------------------------------------------------------------------
Tym, kończę swój II rozdział, wielkie dzięki za przeczytanie go. Zachęcam do podzielenia się waszymi wrażeniami  w komentarzach i dołączenia do "czytelnika bloga" 

3 komentarze:

  1. Megaa Opowieść. Strasznie mnie wciąga te twoje opowiadania. Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały <33 ...
    Zapraszam na mój blog http://sania663241366.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe. Podoba mi się. Mroczne i tajemnicze sny, które zaczynają się po trochu wyjaśniać, oraz koleżanka czytająca myśli innych i kto wie, co jeszcze. Jak na razie widzę, że to początek czegoś poważniejszego. ;D

    Pozdrawiam, Reia, http://anioly-nie-gryza.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne ;p oczywiście bloga obserwuje :) Uwielbiam takie tajemnicze historie ;d Czytam je z miłą chęcią :)

    OdpowiedzUsuń