sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział IV



Rozdział IV
-Kochanie Alice do Ciebie!- mama weszła do pokoju, za nią stała przyjaciółka. Słuchałam wtedy muzyki przez słuchawki.
-No to ja was zostawiam.
-Dzięki mamo-zdjęłam słuchawki
Alice siadła na łóżku, a ja wpatrywałam się w odtwarzacz MP3.
-Wiesz ile razy do Ciebie dzwoniłam.?
-Po twoim  ironicznym tonie głosu  wnioskuje, że wiele.
-Zbyt wiele żeby nie można było odebrać.?
-Przepraszam Alice ale musiałam się przez chwilę odprężyć.
-Po prostu następnym razem odbierz ode mnie telefon, no dobra wstajemy Luc, Alex czeka.
-O, kompletnie o nim zapomniałam- przekręciłam się na brzuch i wsadziłam głowę w poduszki.
-O nie. Luc, nie ma leżenia, wstajemy. Nie reagowałam na jej prośby, ale w końcu Alice udało się podnieść mnie z łóżka.
-Jesteśmy teraz mu potrzebni
-Taa- obiłam się o framugę drzwi i niechętnie ruszyłam z Alice do Alex’a.
-Dobrze że jesteście, z Alex’em jest coraz gorzej-przywitał się Matt i wpuścił nas do środka-rano miał kaca po wczorajszym teraz ma ogromnego doła
-Mat, nie mam doła!- zachrypiały głos przyjaciela dało się słyszeć z salonu.
-Daj, spokój Alex, nie pierwsza nie ostatnia dziewczyna-stwierdziłam wchodząc do niego. Muszę przyznać, że jego widok i otoczenie wstrząsnęło mną.
Wszędzie dokoła kanapy, na której leżał porozrzucane były sterty porozrywane zdjęć z jego byłą dziewczyną, nim samym, jak i  ich obojgiem. On sam z podkrążonymi oczami i brakiem jego codziennego uśmiechu leżał na sofie. Gdyby nie Alice i Matt jeszcze długo  stała bym w osłupieniu. Matt schylił się i zaczął zbierać porozrzucane strzępki z podłogi, Alice siadła w fotelu, ja zajęłam skrawek kanapy.
-Alex… -zaczęła Alice
-Daj spokój, wiem, że chcesz teraz zapewnić  mnie o tym, że to nie moja wina, że ze mną zerwała- odpowiedział przewracając się na plecy
-Dlaczego w ogóle, do tego  doszło.?-zapytałam ostrożnie.
-Wiesz…- chciał się wygadać, ale coś walnęło w szybę za oknem.
-Tylko mi nie mówcie, że znowu pada-poprosił Matt, siadając w fotelu naprzeciw Alice i nas.
-Więc.?-spytałam znów
-Więc, wczoraj spotkałem się z nią, na początku było dobrze, ale później to się zmieniło, zrobiła się nerwowa…
Ktoś zapukał do drzwi wejściowych.
-Jeśli to ona, to jej nie wpuszczaj-oświadczył do Matt’a Alex. Matt wstał niechętnie z fotela i poszedł sprawdzić kto dobijał się do drzwi.
-Tak, naprawdę ona nie podała powodu zerwania-Al kontynuował patrząc się w sufit.
Ktoś chyba robi sobie z nas żarty-Matt trzasnął drzwi i wrócił do nas-
-Kto to był.?-zapytała spokojnie Alice
-Nie wiem, gdy otworzyłem nikogo tam nie było.
Wyraźnie usłyszeliśmy ponowne pukanie i stukanie w szybę.
-Co tu się dzieje do cholery.?-rzuciłam wstając z kanapy i podchodząc do okna.
Oprócz mroku dało się słychać deszcz, przyłożyłam dłonie do szyby i wytężyłam wzrok.
-Widzisz coś.?-zapytał Alex, wstając z kanapy.
-Nie, co powiecie na trochę świeżego powietrza.?
-Lucy na zewnątrz mamy ulewę-wyjaśnił Matt, tak  jakby tego nie wiedziała
-No cóż ja idę, Nie wiem jak wy…- sięgnęłam po moją kurtkę. Przez chwile wpatrywali się nawzajem w siebie a później sięgnęli po swoje. Wyszliśmy na zewnątrz rozglądając się w strugach deszczu. Nikogo jednak tu nie było lub po prostu zdążył już uciec.
Ruszyliśmy w  stronę domu Richarda.
-Słuchajcie muszę wam o czymś powiedzieć-zwolniłam chód. Popatrzyli na mnie wyczekująco-Spotkałam dzisiaj wracając do domu bardzo dziwnego staruszka-opowiedziałam im o moim rozmówcy.
-Mówiąc, że „jego drzwi są otwarte o każdej porze dla Ciebie” nie brzmi najlepiej-pierwszy po moim opowiadaniu wymamrotał Alex. Dawniej, śmiał by się z tego teraz, było mu do tego daleko.
-Brakuje mi tylko, odpowiedzi na to gdzie ona mieszka-uprzedziłam ich
-Czy to coś zmieni.?-zapytała Alice.
-Gdzie tak w ogóle on mieszka, Luc.?-zapytał Matt.
Stanęłam
-Tutaj-wskazałam na dom
Cieszyłam się, że przyjaciele są przy mnie, przy ostatniej rozmowie z Richardem nie czułam się z zbyt komfortowo.
-Lucy, moje dziecko.!-Richard przywitał mnie na werandzie wstając  z bujanego fotela i obejmując mnie-jak cieszę się, że Cię widzę. Spojrzał na moich przyjaciół.
-To Alice, Matt i Alex moi przyjaciele. Czy mogą być przy naszej rozmowie.?
-Naturalnie twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi.
-To miło z pana strony- Alex podszedł bliżej i objął mnie tak samo jak Richard, który speszony odszedł i otworzył drzwi wejściowe.
-Zapraszam.
-Dzięki Al.-wywinęłam się z objęć i weszłam pierwsza do środka. W przedpokoju przez chwilę oglądałam obraz przedstawiający ciemny las na pierwszym planie znajdowała się ciemna postać, której twarzy nie można było jak kol wiek rozpoznać. Mimo tego przeszedł mnie dreszcz niepokoju.
-Lucy, idziesz.?-zapytał Matt
-Tak, tak już-spojrzałam na obraz po raz ostatni i poszłam do salonu.
-Herbaty.?-zaproponował
-Szczerze ma pan coś mocniejszego.?-zapytał Alex siadając przy stole.
-Jasne, że tak-wyjął dwie szklanki na whisky i poszedł do kuchni.
-Zwariowałeś Al.?-zapytała Alice
-Od razu zwariowałem po prostu muszę się wyluzować-odpowiedział siadając Koło mnie
-Oto twój drink młodzieńcze-Richard podał szklankę trunku Alex’owi. Przez „przypadek” machnęłam ręką co spowodowało oblanie spodni przyjaciela
-Przepraszam, jaka ze mnie nie fajtłapa …-przebrałam słodki głosik.
Poszkodowany Alex spojrzał na mnie zdziwiony.
-Możemy skorzystać z łazienki.?-zapytałam pod pretekstem spodni.
-Naturalnie, jest na górze drugie drzwi po prawo. Klepnęłam go po ramieniu, na znak, aby poszedł za mną.
Szybko odnalazłam łazienki.
-Co Ci odbiło.?!-spytał Alex łapiąc za ręcznik
-Słuchaj Al, lepiej  żebyśmy mieli Cię dzisiaj trzeźwego.
Rozejrzałam się po łazience, moją uwagę przykuło małe białe pudełeczko stojącej na Szafce. Podeszłam bliżej, kształt przypominał saszetkę z lekami.
-… Czy ty w ogóle mnie słuchasz.?!-zapytał Alex. Nie odpowiedziałam mu tylko zamknęłam drzwi na zamek.
-Tylko mi nie mów, że coś znalazłaś.
Sięgnęłam po lek.
-Super, jestem porzucony przez dziewczynę, ignorowany prze przyjaciółkę a do tego mam mokre spodnie.
-Alex, później będziesz się żalił -zaczęłam czytać etykietę.
-To pewnie na łysienie- wskazał na lek.
-Na początku też tak uważałam ale napis lek psychotropowy nie za bardzo tu pasuje-potrząsnęłam nimi.
Alex wstał z poręczy wanny i popatrzył na etykietę.
-Może to na schizofrenię.?-powiedziałam zrezygnowanie, chcąc je odłożyć, ale Alex mnie powstrzymał,
-Wyszukamy  jego nazwę-wyjął swojego smartphone’a, ale złapałam go za rękę.
-On może sprawdzić co było sprawdzane u niego w domu.
-Okej zapamiętam nazwę-schował go z powrotem.
-Dobra chodźmy-odłożyłam na miejsce znalezisko i zeszliśmy na dół.
-Wszystko w porządku.?-zapytał Richard
-Tak, mógłbyś mi powiedzieć gdzie mieszkała July.?
-Czy to istotne, Lucy?, July już od dawna nie żyje, nie warto tego rozpamiętywać
-Mówiłeś, że jeżeli tu przyjdę, uzyskam odpowiedz…
Richard drgnął nerwowo i ruszył szybko w stronę schodów.
-Zaraz tu wrócę-krzyknął z góry.
-Co da Ci to, że będziesz wiedziała gdzie ona mieszkała.?-zapytała Alice. Wstałam i podeszłam do komody ze zdjęciami
-July, została zabita w lesie- sięgnęłam po komórkę.
-Tylko mi nie mów, że ma to powiązanie z twoim snem-Alex siadł ciężko na krześle. Zrobiłam zdjęcie paru kobiet, które były przedstawione w ramce
-  Która z nich to ona.?-zadałam Richardowi pytanie, gdy ten zjawił się w salonie. Podszedł do regału.
-Wszystkie darzyłem ogromnym uczuciem-wpatrywał się w ich twarze. Wyczekiwałam z myślą, że mi odpowie. Ale cierpliwość skończyła mi się po tym jak odszedł od regału.
Dałam sygnał przyjaciołom.
-Lucy wrócisz tu, prawda.?-nagle wyskoczył do przedpokoju.
Bez słowa, otworzyłam drzwi i wyszłam przez nie. Na dworze panowała ulewa, ale nie ona mi przeszkadzała, przeszkadzał mi brak odpowiedzi na moje pytania. Alex szedł smętnie Koło mnie, Alice i Matt włóczyli się z drugiej strony.
-Buty Richarda były mokre-oznajmiłam jestem prawie pewna, że to on dobijał się do domu…
-Lucy!- wrzasnął Alex zastępując mi drogę.-zapomnij o tym gościu i o tych snach, nie są jakieś prorocze!- wrzasnął i ruszył sam do przodu.
-Idźcie dogonię was-powiedziałam do Matt’a i Alice-po prostu idźcie-wpatrywałam się w strugi deszczu. Jak chciałam tak zrobili. Byłam zmęczona, niewyspana a co najgorsze rozdrażniona brakiem odpowiedzi. Sama nie wiedziałam, po co mi wiedzieć gdzie ona mieszkała. Odetchnęłam głęboko
//zapominam w tej chwili o July, Richardzie i koszmarach. Przyjaciele liczą na moją pomoc w rozwiązywania ich problemów  a ja o swoim, jeśli w ogóle istniał odrzucam w niepamięć.
Ostatnie odetchnięcie i ruszyłam za przyjaciółmi mając nadzieje pozostawienia swoich problemów za sobą…
----------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się IV Rozdział. Dzięki za przeczytanie rozdziału, zapraszam do podzielenia się waszymi  wrażeniami w komentarzach i dołączenia do "czytelnika bloga" 

2 komentarze:

  1. Super ;d Bardzo mi się podoba twój styl pisania ;d robisz literówki, ale kto ich nie robi ;d Pozdrawiam ;d

    OdpowiedzUsuń