sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział III





Rozdział III



Spadłam z mojego łóżka uderzając głową o jego kant. Musiałam sprawdzić czy z Mickie wszystko dobrze. Pospieszne zeszłam na dół i upewniłam się czy rodzice jeszcze spali. Wyszłam z domu i wpadłam na wielką ulewę zachodzącą na dworze. Było jeszcze ciemno, przebiegłam ulicę i obeszłam dom dookoła. Wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Alice z nadzieją, że jej nie obudzę.
-Co się stało Lucy?- spytała na wstępie
-Alice otwórz balkon, -nie zwracałam uwagi na pytanie.
Posłusznie to zrobiła. Wspięłam się z trudem po drabince zamieszczonej w ogrodzie na wiosenne kwiaty.
-Lucy, twoje ręce będą  obdarte- rzuciła na powitanie, ale w tym momencie to było najmniej istotne. Weszłam z  nią do pokoju
-Alice, miałam sen związany z Mickie.- dokładnie opowiedziałam jej to co się przyśniło. Nie wydała się zmartwiona-ten sen był niepokojący-zakończyłam
-Ale nie realny-siadła Koło mnie na fotelu.- Mickie nic nie jest nikt jej nie porwał-próbowała mnie uspokoić.
-Dobra Alice, pójdę do domu, zobaczymy się później.
-Czekaj Lucy, jeśli chcesz tu poczekać to… 
-Nie Alice nie potrzebuję tego.
Wyszłam tą samą drogą, deszcz nieustannie padał a widoczność wydawała się jeszcze gorsza.
Wróciłam do swojego domu, rodzice już nie spali, w kuchni było słychać włączone radio i czuć było zapach śniadania.
-Można wiedzieć, gdzie byłaś.?-mama z rozbawieniem krzątała się po kuchni.
-Przewietrzyłam się-odwzajemniłam uśmiech i siadła koło taty przy stole
W radiu  właśnie zaczęto podawać wiadomości:
„Dzisiaj w nocy strażacy zmagali się z pożarem samochodu zaparkowanego przy pobliskim lesie, policja odnalazła w samochodzie dużą ilość noży przechowywanych w metalowej walizce. Nie wiadomo, kto był właścicielem samochodu ani kto był sprawcą tego podpalenia. Policja rozpoczęła już śledztwo”
-Widzieliśmy ten pożar, gdy wracaliśmy z grilla.
Wiedziałam trzy rzeczy:
Pożar ma związek z ankieterką i tajemniczą postacią ze snu, śniadanie, które właśnie przygotowała mama nie będzie mi smakowało i że, dzisiaj jeszcze nie raz doznam zdziwienia. Od momentu usłyszenia w radiu o poszukiwanej kobiecie ankieterko-podpalaczce, nie mogła znaleźć sobie miejsca, chodziłam z konta w kont aż w końcu wyszłam z domu. Deszcz przestał już w końcu padać Przy bramie natknęłam się na sąsiadkę pracującą w ogródku.
-Dzień dobry- przywitałam  sąsiadkę
-Nie taki dobry, moje dziecko- odparła staruszka.
-Słyszała już pani o podpaleniu? -zapytałam
-Całe miasto o tym huczy-odpowiedziała
-Myśli pani, że w tym samochodzie było coś więcej niż tylko walizka.?
-Gdyby była tam tylko walizka policja  nie nalegała tak na poszukiwania tej kobiety.
Było w tym dużo racji. Po co fatygowali się aż tak po podejrzaną o podpalenie samochodu z walizką pełną noży.?
-Jak się pani miewa.?-zapytała Alice która doszła właśnie do nas-
-Na pewno lepiej niż moje kwiatuszki-sąsiadka wskazała rośliny w ogrodzie.
-Są piękne-Alice zaczęła je dokładnie oglądać, a ja dostałam SMS-a od Alex’a:
„Dzisiaj rodzice ewakuują się z domu na romantyczną kolację, martwię się o mnie i chcą  zostawić mnie z kimś. Zadzwonili, więc do Matt’a i poprosili żeby był moim opiekunem, może wy też zaangażujecie się w rolę niań i wpadniesz razem z Alice do mnie.? Wasz mały Alex.”
-Alice masz jakieś plany na ten wieczór.?-spytałam doczytując Sms-a
-Nie, a powinnam.?-Alice zwróciła się do mnie
-Teraz już tak, idziemy wieczorem do Alex’a.?-zaproponowałam
-Powinniśmy, były się nim zainteresować, ma podłamane serce-Alice szczerze przejęła się teraz losem przyjaciela
-Nie mieliśmy zbytnio, kiedy do niego zajrzeć-stwierdziłam oczywiste.
-Odpisz, mu, że się u niego zjawimy
Przytaknęłam i umówiłam się z nim na wieczór, pożegnałyśmy sąsiadkę i poszłyśmy na spacer. Omówiłam z Alice mój sen i wymieniliśmy poglądy dotyczące ankieterki-podpalaczki
-Jak się czujesz Alice, co z twoja głową.?-zmieniłam temat gdy doszło do mojego snu.
-Lepiej, wczoraj było o wiele gorzej.
-Dalej słyszysz te głosy.?-spytałam
Stanęliśmy nagle
-Alice, widzisz to.?
Przed nami po drugiej stronie przemknęła, identyczna postać do tej kobiety z domu wczoraj. Kobieta, zniknęła zza, uliczką bez zastanowienia, pobiegliśmy, za nią, wpadając prawie pod koła rozpędzonego samochodu, skręcając w alejkę, po kobiecie nie było śladu.
-Ja pobiegnę w tamtą stronę, ty w tamtą, jeśli ją znajdziesz dzwoń na policję-objaśniłam w biegu. Okrążyłam całą ulicę wzdłuż kilkakrotnie, po kobiecie nie było śladu. Kiedy się poddałam, wyciągnęłam telefon z nadzieją, że chociaż Alice udało się ją znaleźć
-Alice masz coś.?-
-Nigdzie jej nie ma
-Nie mogła wyparować-odpowiedziałam
-Spotkamy się u Ciebie.?- spytała zrezygnowana
-Dobrze, trzymaj się Alice-zawróciłam w stronę domu.
Co, poszukiwana podejrzana mogła robić w dzielnicy koło miejsca zdarzenia.? Zgubiła coś czy może poszukiwała czegoś.? Ilekroć zadawałam sobie te pytanie nie znalazłam żadnych odpowiedzi.
-Jesteś do niej taka podobna!- starszy pan zaczepił mnie na ulicy.
-Słucham.?
-Nie kojarzysz jej prawda.?
-Przykro mi, ale nie-wyminęłam dziwnego nieznajomego
-Jesteś do niej taka podobna-powtórzył
To było pewne, dziadek cierpiał na schizofrenie.
-Wie pan, śpieszę się do domu, więc nie mam czasu na rozmowę.
-July, nigdy jej nie widziałaś, prawda.?-zapytał smutno
-Nie, nie widziałam, życzę panu miłego dnia
Ruszyłam szybkim krokiem.
-Pamiętam jej piękną niebieską sukienkę, i jej błękitne niebieskie oczy, wiesz chciałem się nawet z nią ożenić, ale nie zdążyłem
Przystanęłam, przeklinając w duchu na siebie, za moją ciekawskość.
-Nie zdążył pan.?-odwróciłam się do starca. Podszedł do pobliskiej ławki i usiadł na niej, klepiąc miejsce koło siebie.
-Ten dzień ja i July spędziliśmy na spacerze po lesie-wskazał głową na wychylające się drzewa z daleka.-był on jednym z naszych ulubionych i magicznych miejsc. Ten dzień miał być moją odpowiedzią na najważniejsze pytanie jakie chciałem jej zadać.
-Chciał się pan jej oświadczyć-dopowiedziałam z uśmiechem
-Tak postanowiłem zabrać ją na drugi spacer aż do polany, tam przystanąłem z nią. Nie masz pojęcia jak wtedy się bałem, że powie nie, ale zaryzykowałem, klęknąłem i wyjąłem pierścionek .Bałem się, że ją speszę, ale ona była zachwycona…
-Zgodził się.?-spytałam
-Po części tak, obawiała się jednak reakcji ze strony ojca, pokłóciliśmy się -zaczął szybciej mówić-ona uciekła, szukałem jej, wołałem błagałem nic to nie dawało…
-Znalazł ją pan.?-dopytałam
Opowiedział załamany
-Policja po czterech dniach odnalazła… jej ciało w jednej z leśnych chat w środku lasu…- dziadek rozpłakał się na dobre- położyłam mu rękę na ramieniu, odczekałam aż dojdzie do siebie.
Znaleźli ją zasztyletowaną, jej ciało było zmasakrowane.
-Czy ujęli winnego.?
-Nie, do tej chwili nie wiem, kto mógł się dopuścić tak strasznego czynu.
-Podejrzewał Pan kogoś.?
-Nie miałem do tego podstaw, ale na początku pomyślałem o jej ojcu.
-Nie myślę, żeby własny ojciec zabił swoją córkę-wtrąciłam
-Wtedy, -kontynuował wpatrując się nieobecnym wzrokiem przed siebie i nie odnosząc się jak kol wiek do mojego stwierdzenia-poszedłem do niego do domu, wszcząłem awanturę, jej rodzice obwiniali mnie za jej śmierć
-Co dalej działo się z panem.?
Postanowiłem wyjechać z miasta nie wiem, co stało się dalej z jej rodziną.
-Gdzie mieszkała July.?
-Dziadziusiu!- piskliwy dziecięcy głosik przerwał naszą rozmowę. Co się po chwili okazało ktoś z rodziny odwiedził staruszka. Brakowało mi tylko odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie
-July, skarbie poznaj moją uroczą młodszą damę.-przedstawił mnie mój rozmówca
Grzecznie przedstawiłam się zarówno kobiecie jak i jej (po moim zrozumieniu) mężowi jak i samemu staruszkowi.
-Zaraz do was dołączę, idźcie zrobić herbatę.
-Więc Pana córka nazywa się July.?-zapytałam z niedowierzaniem.
-Tak nazywałem ją tak, ze względu na moją młodzieńczą miłość
-Gdzie mieszkała July.?-ponowiłam pytanie.
-Lucy- wzdrygnęłam się na przybranie tajemniczego głosu, zaczęłam żałować, że poznał moje imię -odwiedź mnie, tutaj właśnie mieszkam-wskazał na piętrowy dom z ogrodem, przybliżył swoją twarz na bardzo blisko mojej -o każdej porze moje drzwi stoją otwarte i czekają na Ciebie, wtedy dowiesz się tego, o co teraz mnie pytasz.
Brzmiało jakby był jakimś pedofilem ale swoje uwagi zachowałam dla siebie. Podziękowałam najmilej jak umiałam tylko udać i szybko skierowałam się w stronę domu.
-Lucy!- usłyszałam za sobą od niego-uniosłam oczy ku niebu-mów mi Richard.
-Jasne!- odkrzyknęłam nie chcąc na niego spojrzeć .Nie żebym się go bała, ale mówiąc, że „drzwi o każdej porze są otwarte dla mnie” nie pasowało do starca. Kiedy wróciłam do domu od razu poszłam wziąć prysznic i zmyć z siebie oddech Richarda z mojej twarzy.

 ----------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się trzeci rozdział Shadow Wood, Dzięki za przeczytanie rozdziału, zapraszam do podzielenia się waszymi  wrażeniami w komentarzach i dołączenia do "czytelnika bloga" 

6 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawie piszesz :P
    Podoba mi się twój blog
    Bede wpada + obserwuję
    Licze na rewanz :P
    http://loveit626.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo bym chciała przeczytać twoje opowiadanie,ale gdy dłużej wpatruje się w monitor,to potem bolą mnie oczy .
    Pozdrawiam i zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny :3 Bede wchodzic i komentowac ;3 Zreszta, zaobserwuje :3 Odwdzieczysz sie tym samym? :3 Ja dopiero zaczynam ;* believe-in-yourself-you-are-amazing.blogspot.com Zapraszam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ;d Teraz doszedł jeszcze ten staruszek. Ciekawe jaką odegra rolę w opowiadaniu. Tysiące myśli przychodzą mi do głowy ;p Lecę czytać dalej ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne;D czekam na dalsze rozdziały ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne, świetne, świetne. Chodź bardziej mi pasuje w SMS od Alexa: "[...]Mata i poprosili żeby był moją opiekunką" :D

    OdpowiedzUsuń