piątek, 22 lutego 2013

Rozdział III



Rozdział III

Po dwudziestu minutach szliśmy szpitalnym korytarzem.
-Hej Luc, trzymaj-szepnął Luck dając mi kartkę.
Podziękowałam bezgłośnie, bo weszliśmy już do sali.
-Cześć chłopaki-przywitała się Madison-zostawicie nas z Alice samych?
Matt razem z Alex'em odeszli od jej łóżka.
-Cześć Lucy-przywitał się Matt podchodząc i całując mnie w policzek. Alex chciał zrobić to samo ale ja zdążyłam wyjść. Przeszliśmy do wolnych krzesełek na korytarzu.
-Było naturalnie? -dopytał szczerząc się do mnie.
-Daruj sobie-warknęłam
-Dlaczego on mógł a ja nie? -zapytał zawiedziony Alex.
Razem z Matt'em spojrzeliśmy na niego
-No co?- zapytał siadając.
-Nieważne-odpowiedziałam wyjmując kartkę z kieszeni-przeczytajcie to.
Chwilę im to zajęło
-To jakaś kpina-ocenił Matt podając Alex'owi kartkę-po co miałaby to pisać a potem to zrobić?
-Nie sądzę, że ona to napisała-stwierdził Alex oddając kartkę-martwię się o nią-pokiwał głową.
-To nie wszystko-dodałam ją chowając-lekami jakie wzięła Alice są psychotropy.
-Jesteś pewna-dopytał poważnie Matt.
-Tak, jestem tego pewna
Siedzieliśmy ponuro wpatrzeni w podłogę.
-Co teraz?- odezwał się Alex-nasza przyjaźń się rozpadła a Alice dostaje-spojrzał na moją kieszeń-to.
Nie odpowiedzieliśmy mu.
-Jutro ją podobno wypisują-wspomniał mi Matt.
-Chyba nie ma co z tym zwlekać-stwierdziłam wstając-porozmawiajmy teraz. Wróciliśmy do sali.
-Świętnie się składa właśnie wychodziliśmy- podsumowała Madison-wrócimy po Ciebie-zwróciła się do mnie.
-Okej-pożegnałam się z nimi i zostaliśmy sami.
-Czytaliście już tą kartkę-stwierdziła  wpatrzona w nas Alice.
-Tak,Alice- odpowiedział Matt siadając przy niej i biorąc ją za rękę-wiemy już o wszystkim i zamierzamy Cię wspierać.
Nie wiedziałam ile Madison udało się wyciągnąć z Alice.
-Alice to było tym problemem?- zapytałam wyjmując kartkę.
Wybałuszyła na mnie oczy.
-Po prostu mi odpowiedz-poprosiłam chowając papier w kieszeń.
-Tak -odpowiedziała po chwili ciszy-ostatnio...ostatnio często miewam wrażenie, że nie pamiętam tego co robiłam sprzed paru godzin.
-Może to ze względu na zmęczenie?- przypuścił Alex.
Spojrzała na niego później na Matta a potem na mnie.
-Sądzicie, że popadłam w obłęd-stwierdziła- myślicie, że jestem chora?!-wrzasnęła
-Nie Alice, nie myślimy tak-próbował ją uspokoić Matt ale było już za późno, Alice pchnęła Matt’a z agresją i zaczęła krzyczeć.
-Alice, spokojnie-powtarzał Alex, wstając z krzesła i powstrzymując ją od zejścia z łóżka.
Dziewczyna w odpowiedzi silnie go spoliczkowała.
-Nie dotykaj mnie!- dodała.
Zerwałam się i zaczęła się z nią szarpać.
-Co tu się dzieje?!-wrzasnęła pani Elder wchodząc z mężem  i dwiema pielęgniarkami.
-Napastują mnie!
//Źle usłyszałam?
Wykrzyknęła to jeszcze raz.
//Jednak dobrze.
-Co?!-zapytałam ze wstrętem puszczając ją i odsuwając się jak najdalej.
Spojrzałam na chłopaków: Alex trzymał się za policzek, a Matt siedział pod ścianą.
-Alice kochanie, to są twoi przyjaciele nie mogli by tego zrobić-zapewniła kobieta wchodząc.
-Poprawka pani Elder, byli przyjaciele-odezwał się Matt, próbując wstać.
Razem z Alex'em go podnieśliśmy, wyszarpał się lekko i dodał z bólem.
-Zapomnij o naszej przyjaźni Alice! to już koniec!
i najzwyczajniej w świecie wyszedł z sali.
Spojrzeliśmy jednocześnie na siebie z Alex'em
-Lu-zaczęła błagalnie mama Alice.
-Przykro mi Pani Elder- odpowiedziałam i ruszyłam za Matt’em
-Al? -zapytała drżącym głosem Alice
Nic jej nie odpowiedział doszedł do mnie chwycił za rękę i wyszedł wspólnie ze mną z pomieszczenia.
W połowie korytarza słychać było jeszcze przeraźliwy płacz dziewczyny.
Znaleźliśmy Matt’a przed budynkiem.
-Jak ona mogła to powiedzieć? -zapytał gdy siedliśmy na schodach.
-Nie wiem Matt- odparł szczerze Alex.
-Wracajmy do domu-poprosił wstając ze schodów
Prychnęłam.
-Wyprowadziłam się od rodziców-wyznałam i opowiedziałam im o "pomyśle" rodziców.
-Dlaczego nie mówiłaś wcześniej? -zapytał z wyrzutem Matt.
-Bo niczego by to nie zmieniło
-Zapomnijcie o tej kartce i o każdy z nas-odparł ponuro Matt schodząc po schodach na dół
-Idź za nim-poprosiłam Alex’a-i przypilnuj żeby nie zrobił czegoś głupiego, odezwę się później.
Chłopak kiwnął głową i pobiegł za Matt’em.
Pozostałam sama, pozbawiona pomysłu na "co dalej robić" Wyjęłam biały karton i kilka razy go przeczytałam dalej, nie widząc w nim sensu.
-Cześć-usłyszałam nad sobą znajome głosy.
-ominęło nas coś?- dopytał z zainteresowaniem policjant siadając koło mnie.
Opowiedziałam im o zachowaniu Alice.
-wracajmy już do domu- poprosiłam-mam już w głowie za dużo wrażeń jak na normalny dzień .
//To nie jest normalny dzień
-Właściwie z miłą chęcią Luc-zgodziła się Madison-ale przed chwilą odebraliśmy telefon od pani Elder
-I?- zapytałam z rozdrażnieniem.
-Odkryła przy Alice kolejną kartkę.
Złapałam się za głowę.
-Ja chyba zaraz oszaleję!- jęknęłam
-Okej Lucy, damy Ci klucze od domu...-zaproponował Luck.
Wstałam
-Nie, chodźmy obejrzeć napis, "pokłóć się z byłymi przyjaciółmi"- rzuciłam z udawanym entuzjazmem i weszłam kolejny raz do budynku.
Weszliśmy do sali, a ja od razu przysiadłam na jedynym wolnym krześle unikając uścisku z  panią Elder.
Miałam już dość tego koszmarnego dnia i nie miałam zamiaru tego nie okazywać. Alice dławiła się łzami a pan Elder stał przy oknie z zaciętą miną.
-Gdzie jest ta kartka?- zapytała Madison ze spokojem do zrozpaczonej otulonej przez nią pani Elder. Kobieta odeszła od niej i spojrzała błagalnie na córkę.
//O tak, zabawa w chowanego, tego mi było trzeba.
Alice milczała.
Wstałam zniecierpliwiona i podeszłam do nocnej szafki.
-8,9,10...szukam-oznajmiłam zaczynając zabawę i otworzyłam pierwszą wąską szufladę.
Usłyszałam protest ze strony mamy Alice.
-Niech Pani sobie to daruje-odpowiedziałam nie odwracając się do niej-jejku Alice cokolwiek Ci dali na uspokojenie to działa-przyznałam zerkając na nią.
-To już nie było na miejscu!- znów odezwała się Pani Elder.
Odwróciłam się.
-Nie, ale napastowanie pani córki już tak-odparłam chłodno.
-Nic mi nie dali-odpowiedziała mi Alice.
//Więc, niezła samokontrola.
-Luck chodź-poprosiłam.
Podszedł do mnie.
-Złap się z tamtej strony-wskazałam i razem przesunęliśmy mebel.
-Bingo!- dopowiedziałam wyjmując papier i dając go policjantowi.
Razem z Madison wyszli z sali na przeczytanie go, a mi w kieszeni za wibrował telefon. Kilkanaście nieodebranych połączeń które ignorowałam.
-Przepraszam, czy mogłaby pani z łaski swojej poprosić moją mamę, żeby ciągle do mnie nie dzwoniła? To bardzo dziwne uczucie mieć ciągłe wibracje w kieszeni- palnęłam z uśmiechem chowając telefon.
-Pokłóciłaś się?- zapytał pan Elder mimo tego, że atmosfera była napięta.
-taak- odpowiedziałam uśmiechając się do niego-niech Pan sobie wyobrazi, że dzisiaj o mało co nie wylądowałam w szpitalu dla psychicznie chorych-mama Alice miała się odezwać-nie mówię to  jako żart pani Elder -zapewniłam poważnie.
-Na czym się skończyło?- spytał jej mąż z zainteresowaniem
-Na wyprowadzce-oznajmiłam zwyczajnie 
Dziennikarka i Luck wrócili do sali.
-Obawiamy się Państwo Elder, że musimy porozmawiać na osobności.
Oparłam głowę na oparciu krzesła.
-Lucy...popilnujesz Alice-upewniła się Madison.
//Zabawa w nianię?
-Jasne-zapewniłam przysuwając sobie krzesło bliżej łóżka.
Gdy wszyscy wyszli zrobiłam sobie dość niewygodną leżankę z dwóch krzeseł.
-Na łóżku jest jeszcze sporo miejsca-zaproponowała
-Nie dzięki
-Nie jest Ci wygodnie
-Nie musi, wolę nie mieć już dzisiaj przygód.
Napłynęły jej nowe łzy do oczu.
-Naprawdę, jest mi wygodnie-skłamałam
-Myślisz, że to już koniec?
-Niby czego?
-Dobrze wiesz o co mi chodzi.
-Nie przewiduję przyszłości w porównaniu do autora tych kartek- odpowiedziałam sarkazmem.
Zapanowała cisza która nie przeszkadzała mi. Przypomniałam sobie sytuację kiedy Alice wspomniała że "słyszy" myśli.
//Od tego zaczęły się jej "problemy"?
-Co ja mam robić Lucy?- wychlipała nagle i oddała się w całkowitą histerię.
A ja? Wahałam się czy nie zacząć jej pocieszać a co za tym idzie narazić się na kolejny "odlot" z jej strony.
-Alice skup się na chwilę-poprosiłam, nie zmieniając miejsca-jakiś świr każe Ci coś zrobić a ty to posłusznie wykonujesz?- oparła się o krzesło głową wpatrując w nią-odpuść sobie i zignoruj następne wiadomości.
-Gdyby to było takie łatwe...
-Dlaczego miałoby nie być łatwe?
-Bo nie pamiętam tego co zrobiłam wczoraj-wyszeptała i pełna rozpaczy rzuciła się na mnie.
Próbowałam się wyszarpać z objęć ale Alice trzymała zbyt mocno.
-Brakuje mi waszej przyjaźni- szepnęła
Zastygłam i powoli odwzajemniłam uścisk.
Jej rodzice wrócili do sali.
-Lucy...-usłyszałam wzruszoną panią Elder.
Wyszłam z uścisku i bez pożegnania opuściłam salę.
Miałam racje co do kartki?- zapytałam na korytarzu
-Mniej więcej-odpowiedział Luck.
Prychnęłam i odebrałam papier.
"A gdy była już sama, porzucona przez przyjaciół, wykorzystując chwile nie uwagi pozostało jej tylko targnąć się na jej życie "Podpis "Alice"
Oddałam kartkę w samochodzie i napisałam treść przeczytanego listu do chłopaków.
-Nawet jeśli nie jesteśmy już przyjaciółmi będziemy musieli ich udawać-stwierdziłam ponuro.
-Ostrzegliśmy jej rodziców, żeby na nią uważali odezwała się Madison.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam chcąc zmienić temat
-Do domu-odpowiedział mi Luck- prześpisz się a potem pomyślimy co dalej.
-Nie ma mowy o spaniu-odparłam kładąc głowę na zagłówku.
//Szpital, histeria, kartki, rodzice, dziwny "cyborg" podający się za mojego przyjaciela i rozłąka przyjaciół wspaniały przepis na urozmaicenie dnia.
W mieszkaniu od razu przeszłam do salonu.
-Naprawdę będzie lepiej jak się prześpisz-nalegał Luck.
-Wyśpię się jak będzie po wszystkim-zapewniłam siadając w fotelu-co z tym dalej robimy?- zapytałam wyjmując kartkę i kładąc ją na stół.
Policjant chciał odpowiedzieć ale znów za wibrował mi telefon
-Madison, możesz odebrać-poprosiłam podając jej telefon
Dziennikarka sięgnęła po komórkę i wyszła z salonu. Oparłam się i podparłam głowę na dłoniach.
-Może jednak...-zaczął.
-Nie-zaprzeczyłam krótko.
-Napijesz się-zapytał wchodząc do kuchni.
-Nie dzięki, nie chcę zostać uśpiona.
Wyjrzał z kuchni i odpowiedział.
-Pytam serio
-Szklankę wody-odpowiedziałam od niechcenia.
Madison wróciła do pokoju.
-I już-dodała oddając mi telefon-masz spokój mniej więcej do jutra.
-Dzięki, tyle na pewno mi wystarczy-podziękowałam dostrzegając przychodzącego SMS-a
"Co dalej?"-ten był od Alex'a
"W takim wypadku spotkamy się przed szpitalem za półgodziny"- zarządził Sms od Matt.
Prychnęłam i schowałam telefon.
Wypiłam duszkiem podaną mi wodę
-Szkoda, że nie chciałam niczego mocniejszego-powiedziałam z pożałowaniem wstając-muszę iśc na spotkanie-dodałam niechętnie.
-Za ile je masz?- dopytał Luck.
-Za półgodziny
-Podrzucę Cię i tak miałem jechać na komendę-zaproponował.
Opadłam na kanapę zamiast iść po kurtkę i oznajmić, że wolę się przejść, zamknęłam oczy.
//Co się będę śpieszyć
Nim w ogóle pomyślałam o zaśnięciu znów ktoś do mnie zadzwonił.
Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam
-Ha...Halo?
-Lucy?- upewnił się Matt
-Niee, pomyłka-odpowiedziałam i się rozłączyłam
Wstałam i poszłam po kurtkę.
-Przejdę się- zakomunikowałam
-Nie, nie już idę-uparł się Luck.
Byłam na miejscu punktualnie.
-Dzwoniłem-upomniał się Matt
-Tak? niczego nie odebrałam -skłamałam-więc pozostaje nam tam iść i z nią siedzieć? -zapytałam smętnie.
-Na to wygląda-poparł Matt z niechęcią ruszając jako pierwszy.
Westchnęłam i poszłam za nim z Alex'em.
-Policzek mnie jeszcze szczypie-wyjaśnił gdy zaczął go dotykać.
-Nie dziwię się, tak mocno dostałeś-mruknął Matt.
-No dobra- powiedziałam- gotowi?- upewniłam się przed salą.
Weszliśmy ze sztucznymi uśmiechami.
-Cześć Alice-odezwał się pierwszy Matt omijając zdezorientowanych rodziców i nachylając się nad nią.
-Co wy tu robicie?- zapytała unikając pocałowania w policzek.
-Odwiedzamy Cię-odpowiedział siadając przy niej na łóżku.
Przerwałam powstałą ciszę.
-Alex, przejdziemy się po kawę?- zaproponowałam zerkając na rodziców
-Jak to znosisz-zapytałam go przy automacie.
-Nie najgorzej, a ty?- odpowiedział pytaniem opierając się o maszynę która się zacięła.
-Co z nią?- mruknęłam i walnęłam w nią.
Zawarczała i zaczęła wydawać napoje.
-Całkiem nieźle-odpowiedziałam zerkając na niego-no może pomijając kilka problemów.
 Pokiwał głową sądząc, że wiem o czym mówię.
Wróciliśmy do sali.
-Może, zostawmy ich samych-stwierdził pan Elder
//Pozostawieni sami sobie.
Wyszli i znów zapanowała cisza, wzięłam jeden z kubków i siadłam na parapecie przy oknie.
-Zamierzacie mnie pilnować?- zakpiła.
-Tak-odezwałam się -przeszkadza Ci to w czymś?
Miała się odezwać ale wyprzedził ją Matt.
-Nie wdawajmy się już w następne kłótnie.
Odwróciłam się i wyjrzałam zza okna.
//Przepiękny widok na śmietnik.
-Jak się czujesz Lucy?- usłyszałam Alice.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Po tym pogrzebie-dodała
Prychnęłam
-Naprawdę? Nie macie innych tematów do rozmowy?- warknęłam i powróciłam do podziwiania kubła na śmieci.
-To my popełniliśmy największy błąd- stwierdził Matt.
//No i się w końcu doczekałam
-To dlatego nie chcesz nas już znać?- zapytał Alex.
-Tak do cholery-wrzasnęłam zrywając się i wylewając przy tym na podłogę resztki mojej kawy.
Odłożyłam kubek na parapet i sięgnęłam po chusteczki.
-To dlatego nas odtrącałaś?- zadała kolejne pytanie Alice.
-Wtedy najważniejsza była Kaitleen wiec przeszłam na Richarda- zamilkłam  gdy o nim wspomniałam
Przed oczami miałam scenę jego zastrzelenia.
-W porządku?- zapytał Matt widząc mój nie obecny wzrok.
-Jasne-odburknęłam i ruszyłam  do wyjścia-muszę się przejść-zakomunikowałam im i wyszłam
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział III.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga

4 komentarze:

  1. super rozdział, zrobiło mi się szkoda Alice gdy Matt powiedział, że nie będą już przyjaciółmi. Jestem ciekawa kto lub co każe pisać jej te kartki. Czasami mam wrażenie, że jest jak opętana... Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie nie było jej szkoda. Właściwie, byłam zła na zachowanie Alice. Gdybym też dostawała dziwne liściki zapominając przy tym, co robiłam, np, wczoraj, to napisałabym sobie na widocznym miejscu ( takim jak dłoń) "nie czytaj żadnych kartek!". :)
    Wszyscy są bardzo wybuchowi. :D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.
    Reia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi szkoda Lucy . Dopiero teraz się skapnęli , że Lucy przez to nie chce się z nimi przyjaźnić .
    Pozdrawiam i czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej szkoda mi jej:) No trudno, fajny blog. Mam niedosyt ;Dhttp://to-co-kocham-to-czego-nienawidze.blogspot.com/-zapraszam do czytania posta i komentowania . podoba się ? obserwuj ! :) :) odwdzięczam się! ;D

    OdpowiedzUsuń