piątek, 22 lutego 2013

Rozdział III



Rozdział III

Po dwudziestu minutach szliśmy szpitalnym korytarzem.
-Hej Luc, trzymaj-szepnął Luck dając mi kartkę.
Podziękowałam bezgłośnie, bo weszliśmy już do sali.
-Cześć chłopaki-przywitała się Madison-zostawicie nas z Alice samych?
Matt razem z Alex'em odeszli od jej łóżka.
-Cześć Lucy-przywitał się Matt podchodząc i całując mnie w policzek. Alex chciał zrobić to samo ale ja zdążyłam wyjść. Przeszliśmy do wolnych krzesełek na korytarzu.
-Było naturalnie? -dopytał szczerząc się do mnie.
-Daruj sobie-warknęłam
-Dlaczego on mógł a ja nie? -zapytał zawiedziony Alex.
Razem z Matt'em spojrzeliśmy na niego
-No co?- zapytał siadając.
-Nieważne-odpowiedziałam wyjmując kartkę z kieszeni-przeczytajcie to.
Chwilę im to zajęło
-To jakaś kpina-ocenił Matt podając Alex'owi kartkę-po co miałaby to pisać a potem to zrobić?
-Nie sądzę, że ona to napisała-stwierdził Alex oddając kartkę-martwię się o nią-pokiwał głową.
-To nie wszystko-dodałam ją chowając-lekami jakie wzięła Alice są psychotropy.
-Jesteś pewna-dopytał poważnie Matt.
-Tak, jestem tego pewna
Siedzieliśmy ponuro wpatrzeni w podłogę.
-Co teraz?- odezwał się Alex-nasza przyjaźń się rozpadła a Alice dostaje-spojrzał na moją kieszeń-to.
Nie odpowiedzieliśmy mu.
-Jutro ją podobno wypisują-wspomniał mi Matt.
-Chyba nie ma co z tym zwlekać-stwierdziłam wstając-porozmawiajmy teraz. Wróciliśmy do sali.
-Świętnie się składa właśnie wychodziliśmy- podsumowała Madison-wrócimy po Ciebie-zwróciła się do mnie.
-Okej-pożegnałam się z nimi i zostaliśmy sami.
-Czytaliście już tą kartkę-stwierdziła  wpatrzona w nas Alice.
-Tak,Alice- odpowiedział Matt siadając przy niej i biorąc ją za rękę-wiemy już o wszystkim i zamierzamy Cię wspierać.
Nie wiedziałam ile Madison udało się wyciągnąć z Alice.
-Alice to było tym problemem?- zapytałam wyjmując kartkę.
Wybałuszyła na mnie oczy.
-Po prostu mi odpowiedz-poprosiłam chowając papier w kieszeń.
-Tak -odpowiedziała po chwili ciszy-ostatnio...ostatnio często miewam wrażenie, że nie pamiętam tego co robiłam sprzed paru godzin.
-Może to ze względu na zmęczenie?- przypuścił Alex.
Spojrzała na niego później na Matta a potem na mnie.
-Sądzicie, że popadłam w obłęd-stwierdziła- myślicie, że jestem chora?!-wrzasnęła
-Nie Alice, nie myślimy tak-próbował ją uspokoić Matt ale było już za późno, Alice pchnęła Matt’a z agresją i zaczęła krzyczeć.
-Alice, spokojnie-powtarzał Alex, wstając z krzesła i powstrzymując ją od zejścia z łóżka.
Dziewczyna w odpowiedzi silnie go spoliczkowała.
-Nie dotykaj mnie!- dodała.
Zerwałam się i zaczęła się z nią szarpać.
-Co tu się dzieje?!-wrzasnęła pani Elder wchodząc z mężem  i dwiema pielęgniarkami.
-Napastują mnie!
//Źle usłyszałam?
Wykrzyknęła to jeszcze raz.
//Jednak dobrze.
-Co?!-zapytałam ze wstrętem puszczając ją i odsuwając się jak najdalej.
Spojrzałam na chłopaków: Alex trzymał się za policzek, a Matt siedział pod ścianą.
-Alice kochanie, to są twoi przyjaciele nie mogli by tego zrobić-zapewniła kobieta wchodząc.
-Poprawka pani Elder, byli przyjaciele-odezwał się Matt, próbując wstać.
Razem z Alex'em go podnieśliśmy, wyszarpał się lekko i dodał z bólem.
-Zapomnij o naszej przyjaźni Alice! to już koniec!
i najzwyczajniej w świecie wyszedł z sali.
Spojrzeliśmy jednocześnie na siebie z Alex'em
-Lu-zaczęła błagalnie mama Alice.
-Przykro mi Pani Elder- odpowiedziałam i ruszyłam za Matt’em
-Al? -zapytała drżącym głosem Alice
Nic jej nie odpowiedział doszedł do mnie chwycił za rękę i wyszedł wspólnie ze mną z pomieszczenia.
W połowie korytarza słychać było jeszcze przeraźliwy płacz dziewczyny.
Znaleźliśmy Matt’a przed budynkiem.
-Jak ona mogła to powiedzieć? -zapytał gdy siedliśmy na schodach.
-Nie wiem Matt- odparł szczerze Alex.
-Wracajmy do domu-poprosił wstając ze schodów
Prychnęłam.
-Wyprowadziłam się od rodziców-wyznałam i opowiedziałam im o "pomyśle" rodziców.
-Dlaczego nie mówiłaś wcześniej? -zapytał z wyrzutem Matt.
-Bo niczego by to nie zmieniło
-Zapomnijcie o tej kartce i o każdy z nas-odparł ponuro Matt schodząc po schodach na dół
-Idź za nim-poprosiłam Alex’a-i przypilnuj żeby nie zrobił czegoś głupiego, odezwę się później.
Chłopak kiwnął głową i pobiegł za Matt’em.
Pozostałam sama, pozbawiona pomysłu na "co dalej robić" Wyjęłam biały karton i kilka razy go przeczytałam dalej, nie widząc w nim sensu.
-Cześć-usłyszałam nad sobą znajome głosy.
-ominęło nas coś?- dopytał z zainteresowaniem policjant siadając koło mnie.
Opowiedziałam im o zachowaniu Alice.
-wracajmy już do domu- poprosiłam-mam już w głowie za dużo wrażeń jak na normalny dzień .
//To nie jest normalny dzień
-Właściwie z miłą chęcią Luc-zgodziła się Madison-ale przed chwilą odebraliśmy telefon od pani Elder
-I?- zapytałam z rozdrażnieniem.
-Odkryła przy Alice kolejną kartkę.
Złapałam się za głowę.
-Ja chyba zaraz oszaleję!- jęknęłam
-Okej Lucy, damy Ci klucze od domu...-zaproponował Luck.
Wstałam
-Nie, chodźmy obejrzeć napis, "pokłóć się z byłymi przyjaciółmi"- rzuciłam z udawanym entuzjazmem i weszłam kolejny raz do budynku.
Weszliśmy do sali, a ja od razu przysiadłam na jedynym wolnym krześle unikając uścisku z  panią Elder.
Miałam już dość tego koszmarnego dnia i nie miałam zamiaru tego nie okazywać. Alice dławiła się łzami a pan Elder stał przy oknie z zaciętą miną.
-Gdzie jest ta kartka?- zapytała Madison ze spokojem do zrozpaczonej otulonej przez nią pani Elder. Kobieta odeszła od niej i spojrzała błagalnie na córkę.
//O tak, zabawa w chowanego, tego mi było trzeba.
Alice milczała.
Wstałam zniecierpliwiona i podeszłam do nocnej szafki.
-8,9,10...szukam-oznajmiłam zaczynając zabawę i otworzyłam pierwszą wąską szufladę.
Usłyszałam protest ze strony mamy Alice.
-Niech Pani sobie to daruje-odpowiedziałam nie odwracając się do niej-jejku Alice cokolwiek Ci dali na uspokojenie to działa-przyznałam zerkając na nią.
-To już nie było na miejscu!- znów odezwała się Pani Elder.
Odwróciłam się.
-Nie, ale napastowanie pani córki już tak-odparłam chłodno.
-Nic mi nie dali-odpowiedziała mi Alice.
//Więc, niezła samokontrola.
-Luck chodź-poprosiłam.
Podszedł do mnie.
-Złap się z tamtej strony-wskazałam i razem przesunęliśmy mebel.
-Bingo!- dopowiedziałam wyjmując papier i dając go policjantowi.
Razem z Madison wyszli z sali na przeczytanie go, a mi w kieszeni za wibrował telefon. Kilkanaście nieodebranych połączeń które ignorowałam.
-Przepraszam, czy mogłaby pani z łaski swojej poprosić moją mamę, żeby ciągle do mnie nie dzwoniła? To bardzo dziwne uczucie mieć ciągłe wibracje w kieszeni- palnęłam z uśmiechem chowając telefon.
-Pokłóciłaś się?- zapytał pan Elder mimo tego, że atmosfera była napięta.
-taak- odpowiedziałam uśmiechając się do niego-niech Pan sobie wyobrazi, że dzisiaj o mało co nie wylądowałam w szpitalu dla psychicznie chorych-mama Alice miała się odezwać-nie mówię to  jako żart pani Elder -zapewniłam poważnie.
-Na czym się skończyło?- spytał jej mąż z zainteresowaniem
-Na wyprowadzce-oznajmiłam zwyczajnie 
Dziennikarka i Luck wrócili do sali.
-Obawiamy się Państwo Elder, że musimy porozmawiać na osobności.
Oparłam głowę na oparciu krzesła.
-Lucy...popilnujesz Alice-upewniła się Madison.
//Zabawa w nianię?
-Jasne-zapewniłam przysuwając sobie krzesło bliżej łóżka.
Gdy wszyscy wyszli zrobiłam sobie dość niewygodną leżankę z dwóch krzeseł.
-Na łóżku jest jeszcze sporo miejsca-zaproponowała
-Nie dzięki
-Nie jest Ci wygodnie
-Nie musi, wolę nie mieć już dzisiaj przygód.
Napłynęły jej nowe łzy do oczu.
-Naprawdę, jest mi wygodnie-skłamałam
-Myślisz, że to już koniec?
-Niby czego?
-Dobrze wiesz o co mi chodzi.
-Nie przewiduję przyszłości w porównaniu do autora tych kartek- odpowiedziałam sarkazmem.
Zapanowała cisza która nie przeszkadzała mi. Przypomniałam sobie sytuację kiedy Alice wspomniała że "słyszy" myśli.
//Od tego zaczęły się jej "problemy"?
-Co ja mam robić Lucy?- wychlipała nagle i oddała się w całkowitą histerię.
A ja? Wahałam się czy nie zacząć jej pocieszać a co za tym idzie narazić się na kolejny "odlot" z jej strony.
-Alice skup się na chwilę-poprosiłam, nie zmieniając miejsca-jakiś świr każe Ci coś zrobić a ty to posłusznie wykonujesz?- oparła się o krzesło głową wpatrując w nią-odpuść sobie i zignoruj następne wiadomości.
-Gdyby to było takie łatwe...
-Dlaczego miałoby nie być łatwe?
-Bo nie pamiętam tego co zrobiłam wczoraj-wyszeptała i pełna rozpaczy rzuciła się na mnie.
Próbowałam się wyszarpać z objęć ale Alice trzymała zbyt mocno.
-Brakuje mi waszej przyjaźni- szepnęła
Zastygłam i powoli odwzajemniłam uścisk.
Jej rodzice wrócili do sali.
-Lucy...-usłyszałam wzruszoną panią Elder.
Wyszłam z uścisku i bez pożegnania opuściłam salę.
Miałam racje co do kartki?- zapytałam na korytarzu
-Mniej więcej-odpowiedział Luck.
Prychnęłam i odebrałam papier.
"A gdy była już sama, porzucona przez przyjaciół, wykorzystując chwile nie uwagi pozostało jej tylko targnąć się na jej życie "Podpis "Alice"
Oddałam kartkę w samochodzie i napisałam treść przeczytanego listu do chłopaków.
-Nawet jeśli nie jesteśmy już przyjaciółmi będziemy musieli ich udawać-stwierdziłam ponuro.
-Ostrzegliśmy jej rodziców, żeby na nią uważali odezwała się Madison.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam chcąc zmienić temat
-Do domu-odpowiedział mi Luck- prześpisz się a potem pomyślimy co dalej.
-Nie ma mowy o spaniu-odparłam kładąc głowę na zagłówku.
//Szpital, histeria, kartki, rodzice, dziwny "cyborg" podający się za mojego przyjaciela i rozłąka przyjaciół wspaniały przepis na urozmaicenie dnia.
W mieszkaniu od razu przeszłam do salonu.
-Naprawdę będzie lepiej jak się prześpisz-nalegał Luck.
-Wyśpię się jak będzie po wszystkim-zapewniłam siadając w fotelu-co z tym dalej robimy?- zapytałam wyjmując kartkę i kładąc ją na stół.
Policjant chciał odpowiedzieć ale znów za wibrował mi telefon
-Madison, możesz odebrać-poprosiłam podając jej telefon
Dziennikarka sięgnęła po komórkę i wyszła z salonu. Oparłam się i podparłam głowę na dłoniach.
-Może jednak...-zaczął.
-Nie-zaprzeczyłam krótko.
-Napijesz się-zapytał wchodząc do kuchni.
-Nie dzięki, nie chcę zostać uśpiona.
Wyjrzał z kuchni i odpowiedział.
-Pytam serio
-Szklankę wody-odpowiedziałam od niechcenia.
Madison wróciła do pokoju.
-I już-dodała oddając mi telefon-masz spokój mniej więcej do jutra.
-Dzięki, tyle na pewno mi wystarczy-podziękowałam dostrzegając przychodzącego SMS-a
"Co dalej?"-ten był od Alex'a
"W takim wypadku spotkamy się przed szpitalem za półgodziny"- zarządził Sms od Matt.
Prychnęłam i schowałam telefon.
Wypiłam duszkiem podaną mi wodę
-Szkoda, że nie chciałam niczego mocniejszego-powiedziałam z pożałowaniem wstając-muszę iśc na spotkanie-dodałam niechętnie.
-Za ile je masz?- dopytał Luck.
-Za półgodziny
-Podrzucę Cię i tak miałem jechać na komendę-zaproponował.
Opadłam na kanapę zamiast iść po kurtkę i oznajmić, że wolę się przejść, zamknęłam oczy.
//Co się będę śpieszyć
Nim w ogóle pomyślałam o zaśnięciu znów ktoś do mnie zadzwonił.
Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam
-Ha...Halo?
-Lucy?- upewnił się Matt
-Niee, pomyłka-odpowiedziałam i się rozłączyłam
Wstałam i poszłam po kurtkę.
-Przejdę się- zakomunikowałam
-Nie, nie już idę-uparł się Luck.
Byłam na miejscu punktualnie.
-Dzwoniłem-upomniał się Matt
-Tak? niczego nie odebrałam -skłamałam-więc pozostaje nam tam iść i z nią siedzieć? -zapytałam smętnie.
-Na to wygląda-poparł Matt z niechęcią ruszając jako pierwszy.
Westchnęłam i poszłam za nim z Alex'em.
-Policzek mnie jeszcze szczypie-wyjaśnił gdy zaczął go dotykać.
-Nie dziwię się, tak mocno dostałeś-mruknął Matt.
-No dobra- powiedziałam- gotowi?- upewniłam się przed salą.
Weszliśmy ze sztucznymi uśmiechami.
-Cześć Alice-odezwał się pierwszy Matt omijając zdezorientowanych rodziców i nachylając się nad nią.
-Co wy tu robicie?- zapytała unikając pocałowania w policzek.
-Odwiedzamy Cię-odpowiedział siadając przy niej na łóżku.
Przerwałam powstałą ciszę.
-Alex, przejdziemy się po kawę?- zaproponowałam zerkając na rodziców
-Jak to znosisz-zapytałam go przy automacie.
-Nie najgorzej, a ty?- odpowiedział pytaniem opierając się o maszynę która się zacięła.
-Co z nią?- mruknęłam i walnęłam w nią.
Zawarczała i zaczęła wydawać napoje.
-Całkiem nieźle-odpowiedziałam zerkając na niego-no może pomijając kilka problemów.
 Pokiwał głową sądząc, że wiem o czym mówię.
Wróciliśmy do sali.
-Może, zostawmy ich samych-stwierdził pan Elder
//Pozostawieni sami sobie.
Wyszli i znów zapanowała cisza, wzięłam jeden z kubków i siadłam na parapecie przy oknie.
-Zamierzacie mnie pilnować?- zakpiła.
-Tak-odezwałam się -przeszkadza Ci to w czymś?
Miała się odezwać ale wyprzedził ją Matt.
-Nie wdawajmy się już w następne kłótnie.
Odwróciłam się i wyjrzałam zza okna.
//Przepiękny widok na śmietnik.
-Jak się czujesz Lucy?- usłyszałam Alice.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Po tym pogrzebie-dodała
Prychnęłam
-Naprawdę? Nie macie innych tematów do rozmowy?- warknęłam i powróciłam do podziwiania kubła na śmieci.
-To my popełniliśmy największy błąd- stwierdził Matt.
//No i się w końcu doczekałam
-To dlatego nie chcesz nas już znać?- zapytał Alex.
-Tak do cholery-wrzasnęłam zrywając się i wylewając przy tym na podłogę resztki mojej kawy.
Odłożyłam kubek na parapet i sięgnęłam po chusteczki.
-To dlatego nas odtrącałaś?- zadała kolejne pytanie Alice.
-Wtedy najważniejsza była Kaitleen wiec przeszłam na Richarda- zamilkłam  gdy o nim wspomniałam
Przed oczami miałam scenę jego zastrzelenia.
-W porządku?- zapytał Matt widząc mój nie obecny wzrok.
-Jasne-odburknęłam i ruszyłam  do wyjścia-muszę się przejść-zakomunikowałam im i wyszłam
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział III.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga

środa, 20 lutego 2013

Rozdział II


Rozdział II


Co z nią?- zapytałam zdyszana wbiegając do poczekalni.
-Alice przedawkowała-odparł podenerwowany Matt-nie, no nie wierzę-zerwał się waląc przy tym w stół i zbijając wazon.
Alex pobiegł za nim pozostawiając mnie samą z poczuciem winny że wczoraj nie dałam zwierzyć się Alice przy nas.
Po półgodzinnym udręczaniu się, Pani Elder wyszła z sali z  poważną miną.
Wstałam i spojrzałam na nią.
-Alice miała płukanie żołądka nic jej już nie grozi- odparła smutno siadając.
Odetchnęłam z ulgą.
-Czy wiadomo dlaczego to zrobiła? -zapytałam siadając koło niej i dostrzegłam kartkę złożoną na pół w jej ręku.
//Znów zaczynają się jakieś kłopoty.
-Lucy czy utrzymujesz, kontakt z panem Terrym?
Jej powaga nie pozwoliła mi jej okłamać.
-Tak-odpowiedziałam krótko.
-Czy mogłabyś podać mi jego numer?
Posłusznie to zrobiłam.
-Dziękuje Lucy-ścisnęła moje ramię-wyjdziemy z mężem na dwie godziny, zostaniecie z Alice.
-Oczywiście-zapewniłam znów zerkając na papier-pójdę po chłopaków.
Wyszłam przed budynek zupełnie zamyślona.
-Co jest?- zapytał Matt widząc mój wyraz twarzy.
Siadłam pomiędzy nimi na schodach
-Możemy odwiedzić Alice.
-To chyba dobrze?- zapytał Alex.
-To nie nad tym się zastanawiasz- stwierdził Matt wciąż patrząc na mnie.
Wstałam a on złapał mnie za rękę.
-Chcę wiedzieć
Miałam mu odpyskować ale zostawiłam sobie to na później.
-Mama Alice miała przy sobie jakąś kartkę i wzięła ode mnie numer Luck'a.
-List pożegnalny?- dopytał Matt.
-Nie wiem-odpowiedziałam rozdrażniona-chodźcie.
Alice leżała w dłużej oświetlonej sali z inną młodszą małą dziewczynką.
-Cześć Alice-przywitaliśmy się jednocześnie i dopiero teraz dostrzegliśmy że dziewczyna płacze.
Matt z Alex'em siedli po obu stronach łóżka i wzięli przyjaciółkę za dłonie.
Mi pozostało oprzeć się o ramę jej łóżka.
-Alice czy ten "problem" o którym wczoraj mówiłaś, jest powodem dla którego to zrobiłaś?- zapytałam powoli.
Matt posłał mi karcące spojrzenie.
-Nie gap się tak na mnie-ostrzegłam.
Nastała chwila ciszy którą przerwałam
-Co było na kartce?
Spojrzała na mnie pełna łez w oczach.
-Hej Lucy-usłyszała znajomy głos za sobą.
Nie odkręciłam się.
-Przez treść tej kartki to zrobiłaś?!
-Ej Luc-upomniał mnie, Alex bo podniosłam głos.
To mnie nakręcało jeszcze bardziej.
-A może to przez brak weny twórczej?! 
-Lucy-znów znany mi głos tyle, że bliżej.
Poczułam, że odciąga mnie od łóżka.
-Odejdź ode mnie!- wrzasnęłam przywalając Madison łokciem i szybko wychodząc z sali.
Szłam korytarzem popychając napotkane osoby.
-Hej-krzyknęła za mną znów dziennikarka. Odwróciłam się z zamiarem przyłożenia jej po raz kolejny ale ona uniknęła ciosu i wykręciła mi rękę
Zaczęła się szarpać.
-Uspokój się Luc-poprosiła spokojnie Madison, jej spokój doprowadzał mnie do szału.
Podeszła do nas pielęgniarka.
-Może wezwę doktora?
-Panuję nad sytuacją-zapewniła dalej mnie trzymając.
-Luck, czeka na dole.-oznajmiła w końcu mnie puszczając.
Nie odezwałam się i ruszyłam do sali Alice.
Stanęłam i obserwowałam jak przyjaciele opiekuńczo się nią zajmują.
-Chodźmy się dowiedzieć dlaczego to zrobiła-zaproponowała Madison.
Spojrzałam ostatni raz z bólem na Alice i chłopaków i ruszyłam za Madison.
W samochodzie opowiedziałam im o wspomnieniu przez Alice  problemie i dziwnej kartce.
-Alice odkryła przy sobie wczoraj wieczorem tą kartkę-wyjaśniała jej mama dziesięć minut później podając kartkę policjantowi.
-Nie wiem kto ją napisał ale na pewno nie moja córka-dodała patrząc na nią.
Gdy skończył chciał ja zwrócić ale pan Elder stanowczo nalegał żeby została zatrzyma przez niego.
Zadzwoniła moja komórka.
-Przepraszam na chwile.
Wyszłam do ogrodu.
-Gdzie ty jesteś do cholery?- zapytał Matt wyraźnie rozdrażniony.
-A jak myślisz do cholery-odpyskowałam i rozłączyłam się.
Miałam go dosyć choć dopiero co zaczął się dzień, wróciła do środka.
-Czy moglibyśmy zajrzeć do pokoju Alice? -zapytał Luck.
Dostaliśmy na to zgodę, rozglądając się po pokoju wykorzystałam chwilową nieobecność domowników i szepnęłam do Luck'a
-Co było na tej kartce?
-Później- zdołał odszepnąć nim państwo Elder zjawili się w pomieszczeniu.
-Alice przedawkowała leki nasenne? -zapytała Madison potrząsając lekami znalezionymi pod poduszką.
-Prawdopodobnie-odpowiedziała pani Elder.
-Czy państwa córka ma ostatnio jakieś..."problemy"? -zadała kolejne pytanie czytając etykietkę.
-Nie, dlaczego Pani pyta?
-Ponieważ pani Elder-Madison pokazała leki-to bardzo silne psychotropy.
Kobieta słysząc o psychotropach osunęłaby się na ziemię gdyby nie jej mąż.
Podeszłam i wyrwałam jej leki z ręki, przeczytałam etykietę i cisnęłam fiolkę na podłogę.
-Pojedziemy, porozmawiać z Alice-zakomunikował Luck- jeśli dowiemy się czegokolwiek nowego skontaktujemy się z państwem-dodał podnosząc fiolkę.
Na zewnątrz dostrzegłam czarną furgonetkę zaparkowaną na podjedzie przy moim domu.
-Coś jest nie tak-skomentowałam i zamiast siąść do samochodu przeszłam ulicę i weszłam do mieszkania.
-No więc to jest Lucy-usłyszałam w salonie.
Weszłam do niego.
Mężczyzna po trzydziestce z blizną pod okiem i pogodnym spokojnym spojrzeniem.
-Twoi rodzice dużo o tobie mówili.
-Przepraszam kim pan jest?- zapytałam powoli się wycofując. -Jestem, twoim przyjacielem-zapewnił wyciągając  w moim kierunku rękę
Z tyłu wpadłam na dwóch osiłków w białych fartuchach.
Lekko się zaśmiałam.
-Chyba mnie z kimś pomyliliście-stwierdziłam.
-Twoja torba jest już u mnie w samochodzie.
Zmarszczyłam brwi.
-Słucham?- wymówiłam z nie dowierzaniem
Mężczyźni złapali mnie za ramiona.
-Chwila, chwila możecie mi to wyjaśnić? -zapytałam rodziców.
-Lucy, terapia dobrze Ci zrobi.-odpowiedział za nich mężczyzna.
Wyprowadzili mnie na dwór wpadając na Policjanta i dziennikarkę.
-Zróbcie coś- poprosiłam ich.
-Drodzy państwo Lucy ma całkowite prawo być zdenerwowaną w ostatnich dniach-zapewniła Madison zwracając się do moich rodziców-gwarantuje państwu, że jej stan psychiczny nie podlega terapii.
Mężczyźni wzmocnili uścisk.
-Hej! -krzyknął Luck dopatrując się mojego bólu-proszę ją puścić.
-Na jakiś czas panu podziękujemy-odezwała się mama.
Mężczyźni wyglądali na rozczarowanych, dopiero teraz mnie puścili.
-Pójdę po twoją torbę-zaoferował się policjant, idą w ślad za nimi.
-Polecamy się na przyszłość-dosłyszałam od nich.
-Co wy zrobiliście? -zapytałam
Tata chciał odpowiedzieć ale znów się odezwałam
-Co wy do cholery chcieliście zrobić?!Sądzicie, że jestem chora psychicznie?!
Mamie pociekły łzy.
-Do waszej wiadomości jestem zdrowa! a wy właśnie straciliście córkę-zakończyłam i wyrwałam torbę z rąk dopiero co wracającego Luck'a.
-Nie dotykaj mnie! -wrzasnęłam gdy mama chciała mnie zatrzymać-nienawidzę was! -krzyknęłam im na pożegnanie i ruszyłam przed siebie chodnikiem, nie zważając nawet dokąd idę.
Po dobrych pięciu minutach marszu przede mną na chodniku zaparkował samochód z którego wysiadła najpierw dziennikarka a potem policjant. Stanęłam przed nimi i dałam sobie wyrwać torbę z ręki.
-Chodź- poprosiła Madison kładąc mi rękę na ramieniu.
-Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę-stwierdziłam kładąc się na kanapie u nich w salonie po dziesięciu minutach.-to jakiś koszmar-dodała ponuro patrząc w sufit.
Madison wyjęła z komody szklaną butelkę i wlała sobie do szklanki połowę trunku.
-Od razu mówię, że piję w wyjątkowych sytuacjach-wyznała siadając na pozostawionym miejscu na sofie.
-Luck, mogę zobaczyć tą kartkę-upomniałam się.
Bez słowa mi ją podał.
"Myśląc dalej o tym o czy miała odwagę napisać, wróciła do miasteczka pogrążona w rozpaczy po stracie przyjaciół sięgnęła po leki. A jej sen trwał aż do zbudzenia w szpitalnym łóżku."
Spojrzałam na adresata.
-Co do cholery? -skomentowałam widząc podpis "Alice"
-To jakiś absurd-dodałam oddając kartkę.-po co miałaby pisać sama do siebie?
Madison wypijając duży łyk, wyciągnęła szklankę w moją stronę
-Nie  dzięki, nie piję-odmówiłam i spojrzałam na torbę-słuchajcie dzięki, że mnie obroniliście przed zabraniem do psychiatryka i za podwózkę, ale muszę już spadać.
-Lucy, przez jakiś czas, możesz u nas mieszkać, mamy wolny jeden pokój, a rodzice się już zgodzili-zaproponował Luck.
Wstałam z kanapy.
-Miło z waszej strony, ale muszę odmówić-Sięgnęłam po torbę.
-Okej, choć zobaczyć swój nowy pokój-poprosiła Madison prowadząc mnie do pomieszczenia.
-Madison- poprosiłam błagalnie. Weszliśmy do dużej sypialni wyposażonej w telewizję, balkon z widokiem na ulicę i oddzielną łazienkę.
-Sześciu gwiazdek tu nie ma-skomentowała.
-Nie zostanę tu-zapewniłam
Założyła ręce i oparła się o framugę.
-Zostaniesz, poręczyłam za Ciebie-odpowiedziała z uśmiechem-a ty zostając odwdzięczysz mi się.
Miałam znów zaprotestować ale zadzwonił mój telefon
-Przepraszam na chwilę-odebrałam i wyszłam na balkon.
-Tylko się nie rozłączaj-poprosił Matt- gdzie jesteś?
-Na balkonie-wyjrzałam na dół.
Chwila ciszy.
-Dowiedziałaś się czegoś?
Przytaknęłam.
-Co u Alice?
-Udało nam się ją w końcu uspokoić.
-Słuchaj, będę za pięć minut, Matt udajmy że między nami jest wszystko w porządku.
-Okej-zgodził się bez wahania-powiesz mi o co chodzi?
Znudziłam się powtarzaniem chłopakowi, że wszystko wyjaśnię mu w swoim czasie.
-Kurde Matt, ale wysoko ten balkon-wyznałam znów zerkając na dół.
-Lucy...-zaczął 
-Wyluzuj Matty- pożegnałam się z nim i rozłączyłam.

----------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział II.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga"