niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział I





Rozdział I

Kilka razy odsłuchałam jej wiadomość, przeglądając przy tym informacje o jej sukcesie.
-Ej Lucy w porządku? -zapytała Madison machając mi przed oczami dłonią
-Tak, wszystko okej-odparłam automatycznie kończąc przeglądać artykuł o książce
-Spotkasz się z nią?- zapytała patrząc mi przez ramię
-Kiedyś, na pewno odpowiedziałam zamykając klapkę od laptopa i odkładając go na miejsce-wracam do domu.
-Odwieść Cię? -zapytała opierając się o framugę.
-Innym razem, dzisiaj się przejdę-zarzuciłam kurtkę-pozdrów Luck'a-poprosiłam otwierając sobie drzwi.
-Jasne-odpowiedziała promienistym uśmiechem.
Zbiegałam po schodach i rozejrzałam się po okolicy. Zwykły pracowity dzień dla mieszkańców nic nadzwyczajnego się nie działo.
Przechodząc koło księgarni napotkałam na wystawie książkę Alice przedstawiającą na okładce zakapturzoną postać 
stojącą przed lasem i trzymającą w ręku kanister  z benzyną. 
Przez chwilę patrzyłam z politowaniem na ilustrację i 
odeszłam w stronę domu.
//Więc Alice opisała to co nam się zdarzyło?
Prychnęłam i przyśpieszyłam.
Przed domem spojrzałam na samochód zaparkowany na jej podjeździe. Pokręciłam z  niedowierzaniem głową gdy dojrzałam Matt’a i Alex’a idących z bukietem róż po drugiej stronie ulicy.
-Ej Lucy!- krzyknął za mną Matt gdy szłam do siebie-
Powinnaś z nami iść. Stanęłam
//Tylko spokojnie Luc
Odwróciłam się i podeszłam do nich.
-Lepiej nie, zepsułabym wam to pełne emocji spotkanie-odpowiedziałam im, spoglądając na kwiaty.
-Ale powinnaś-odezwał się Alex.
-Nie mów mi co powinnam-odpowiedziałam i zerknęłam na niego-miłego wieczoru panowie.
Pierwszy raz od bardzo dawna nawiązali ze mną kontakt. Zazwyczaj to wszystko opierało się na "cześć" lub braku reakcji z mojej strony. Sądzę że wszystko skończyło się w momencie kiedy po pogrzebie Richarda, kazałam Alex'owi trzymać się jego dziewczyny. Ten rozdział był już dla mnie skończony. 
-Luc, pamiętasz o tym, że dzisiaj rodzice Alice organizują grilla?- zapytała powoli mama jak gdyby bała się mojej reakcji.
-Tak, pamiętam-odpowiedziałam ponuro-miłej zabawy-dodałam wchodząc na górę
-Luc, ostatnio tak mało wychodzisz, może zechcesz-zaczął tata, zatrzymałam się na schodach.
Rodzice po tym jak stałam się rzekomą ofiarą mordercy odnieśli wrażenie o zmianie mojego zachowania, może i mieli rację? ja niczego nie dostrzegłam
-Chętnie z  wami tam pójdę-odpowiedziałam siląc się na uśmiech.
-Okej-odpowiedział tata-skoro tak to chodźmy.
-Lucy, kochanie prosiłabym Cię tylko...
-Mamo wiem, nie zrobię scen, co najwyżej wyjdę.
Mama obawiała się, że będę robić sceny, na oczach wszystkich.
-Cześć Luc- Mickie z Tedem wpuścili nas do środka-Rodzice są w ogrodzie-oznajmiła Mickie odbierając ciasto od mamy i prowadząc rodziców do ogrodu.
-Oni są w ogrodzie-szepnął mi Ted
-To dobrze-odszepnęłam mu
Tak jak myślałam oni siedzieli na ławce oddalonej od kopcącego się grilla wokół siedzieli ich rodzice a temu wszystkiemu przygrywała muzyka. Zostałam przywitana spojrzeniami ich rodziców.
//O tak jestem główną atrakcją wieczoru
Zgarnęłam ze stołu kilka winogron i oparłam się o stół tak aby nie patrząc na Alice i chłopaków.
Tata Alice zaproponował mi szklankę z alkoholem.
-Nie dzięki nie piję!- krzyknęłam tak żeby usłyszał i zdobyłam się na lekki uśmiech. Piłka poturlała się do mojej nogi. Odwróciłam się
-No dalej Lucy-zdopingował mnie Ted, poprowadziłam piłkę do nich. Mickie z rozbawienie rzuciła się na mnie a ja wyminęłam ją zwodem i przerzuciłam ponad Tedem futbolówkę. Chwilę się z nimi powygłupiałam a potem kłamiąc że nie mam już siły opadłam na krzesełko koło rodziców.
-Myślałaś o karierze sportowca? -zapytała mama Alex’a
-niee to nie dla mnie-odpowiedziałam upijając łyk soku mamie.
-Jesteś zbyt wysportowana na karierę urzędnika-ocenił tata Matt’a.
-Nie zastanawiałam się nad tym-stwierdziłam szczerze-ostatnio nie mam do tego głowy.
-Mamo daj mi kluczyki-poprosiłam ją tak że tylko ona to słyszała.
Ona bez słowa wręczyła mi je i wszystko byłoby okej gdyby nie zachowanie Matt’a.
-Dobra, to że nie powiedziałaś cześć jeszcze zrozumiem ale chociaż powinnaś jej pogratulować!- krzyknął szturchając mnie.
Podeszłam do niego blisko.
-Nie mów mi co powinna a czego nie-odpowiedziałam niestety nie panując nad ściszeniem głosu, spojrzałam za niego na Alice i rzuciłam z udawanym entuzjazmem.
-Gratuluję, świetna życiowa powieść Alice- i nie patrząc już na nikogo opuściłam skupisko znienawidzonych ludzi.
-Lucy!- wrzasnął za mną Alex.
Trzasnęłam za sobą drzwiami i zamknęłam je na klucz. Zaczął w nie walić pięściami.
"Zjechałam" po nich na dół i rzuciłam klucze na szafkę nie trafiając przy tym.
-Przestań walić-w końcu zareagowałam
-To mnie wpuść!- wykrzyczał przywalając w nie tak że było słychać echo a potem jego jęki.
Otworzyłam drzwi i wyjrzałam za nich.
Skrzywiony na twarzy, trzymał siną dłoń.
-Chodź, przyda się przyłożyć to lodem-kiwnęłam głową, żeby wszedł.
W kuchni z zamrażarki wyjęłam worek i przyłożyłam mu na dłoń.
-Nie było warto tak się poświęcać dla wejścia tutaj-skomentowałam.
-Było-zaprzeczył, kiwając głową- w końcu wszedłem- wskazał na otoczenie wolną ręką.
Uśmiechnęłam się szczerze od długiego czasu.
-Taa, kosztem posiniaczonych kostek-pokazałam na dłoń.
Krótko się zaśmialiśmy.
-Wrócisz ze mną do nich?- zapytał wykorzystując rozluźniona atmosferę.
Uśmiech zszedł mi z buzi.
-Niee, obawiam się, że nie
-Lucy, kiedyś będziesz musiała z nami porozmawiać.
-Alex, wiem o tym, ale nie dzisiaj-drzwi, trzasnęły a  w kuchni pojawiły się nabuzowany Matt a za nim Alice.
Oparłam się o blat i położyłam głowę na przedramionach.
-Nie wrzeszcz na nią!- uprzedził go Alex gdy ten już miał zamiar.
//Lucy, teraz czeka Cię miła pogawędka z przyjaciółmi.
Siadłam na fotelu i przewiesiłam nogi przez oparcie.
//Pierwsza rozmowa od niepamiętnych czasów.
Podrapałam się po głowie, nie miałam zamiaru jej zaczynać.
-Powiedzmy szczerze, powinniśmy przeprowadzić tą rozmowę, już dawno-zaczął Matt chodząc w te i z powrotem po salonie co mnie denerwowało.
Nie zamierzałam się udzielać.
-Wszystko się poplątało przez Kaitleen- stwierdził ponuro Alex przekładając worek na drugą stronę
Uniosłam brwi.
-Zerwał z nią-odpowiedziała mi Alice.
Pokiwałam głową z uznaniem
//Kiedyś w końcu musiał.
Zacznijmy od początku- ciągnął Matt nie zwracając uwagi na to o czym się dowiedziałam- Kaitleen, potem Mason a na końcu pogrzeb Richarda-zaczął wymieniać.
-Co Ci da wymienianie tego wszystkiego- zapytałam znudzona przerywając mu-fakty są takie, że nasza długa trwała przyjaźń już nie istnieje-podsumowałam. Matt stanął i przygryzł dolną wargę, w końcu ktoś to stwierdził.
//A miałam się nie udzielać...
-Sądzisz, że to da się naprawić?- zapytała po chwili ciszy Alice.
Spojrzałam na nich i nic nie odpowiedziałam.
Usłyszałam szlochanie, spojrzałam ukradkiem na Alice której łzy płynęły po policzkach.
-Daj spokój Alice-powiedziałam wstając z fotela-to się zdarza prawie każdym-weszłam do kuchni i wyjęłam cztery puszki Coli
-To co? -zapytałam wracając- uczcimy rozstanie Alex’a symboliczną puszką Coli? Matt który uspokajał Alice posłał mi mordercze spojrzenie, przeniosłam wzrok na Alex’a. On jedyny wyciągnął rękę po puszkę. Podałam mu ją i pozostawiając dwie puszki na stole wypiliśmy w ciszy napój.
Oparłam głowę o zagłówek i wpatrując się w Alex’a zapytałam.
-Co teraz robi Kaitleen?
-Wyjechała z mamą po naszym rozstaniu. Nie interesuje mnie to co się z nią stało.
-Zrobiłeś się trochę poważniejszy-dostrzegłam.
Uśmiechnął się.
-Zdaje Ci się.
//Oby
-Masz pomysł na kolejną powieść? -zapytałam Alice. 
Dziewczyna wymieniła spojrzenia z chłopakami.
-Nie, planuje napisania kolejnej powieści.
-Brak weny?
-Daj jej spokój-odpowiedział Matt.
Prychnęłam.
Zapanowała cisza która jeszcze bardziej mnie denerwowała
-Okej-odpowiedziałam czy ktoś jeszcze z was ma jakieś sekrety albo problemy.
-Tak ja je mam-odpowiedziała Alice
Znów trzasnęły drzwi, tym razem rodzice wracali z imprezy.
-Jutro dokończymy-postanowiła
Odpowiedziałam ich do drzwi.
-Trzymajcie się-tak się z nimi pożegnałam bez zbędnych uścisków. 
-Czy wy znów jesteście...?-zapytała mama.
-Nie-odpowiedziałam krótko-dobranoc.
Nie wiedziałam czy gorszą cześć rozmowy mam przed czy za sobą jakoś nie byłam przekonana do ponownego trzymania się przyjaciół po tym jak uwierzyli Kaitleen a moja najlepsza przyjaciółka oparła swój sukces na napisaniu książki o moim najgorszym koszmarze. Gdy tylko położyłam głowę na poduszkach zasnęłam. Rano przy śniadaniu dostałam Sms-a od Alex’a:
"Alice jest w szpitalu, prawdopodobnie przedawkowała nasenne leki."
Bez namysłu narzuciłam kurtkę i pozostawiając zdezorientowanych rodziców wybiegłam  z domu.
----------------------------------------------------------------------------------

Tak kończy się rozdział I.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga"      

6 komentarzy:

  1. Jej! Super. Jest parę błędów, ale i tak się cieszę jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. :D
    Zauważyłam, że Lucy stała się nieco oschła w stosunkach z przyjaciółmi oraz rodziną. Z resztą, nie dziwię się. Też jestem nieco wkurzona na resztę, ponieważ teraz, gdy Kaitleen ich zostawiła, nagle dostali "objawienia" i zorientowali się, że wszystko, dosłownie, zawdzięczają Lucy, którą potraktowali jakby była ich największym wrogiem. Przecież uratowała ich rodzeństwo przed śmiercią narażając przy tym swoje życie. Uch. Trochę długi ten komentarz. :)
    Pozdrawiam i życzę weny, Reia :D

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się z poprzedniczką i też się nie dziwie postawy Lucy, ja też bym taka była. Nie wierzyli jej, a ona i tak się nie poddała. Dzięki swoim przekonaniom ocaliła życie nie tylko tej dwójki, ale także innych dzieciaków. Jestem strasznie ciekawa co tym razem się wydarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram poprzedniczki. Lucy jest silna i za to ją podziwiam i na jej miejscu też nie byłabym zadowolona, że przyjaciółka wykorzystuje moją traumę do zyskania popularności. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja też popieram :) Tylko się tak nie rozpiszę . Czekam na następny rozdział :)
    Mrs.Secret

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie piszesz ;)
    zapraszam do siebie http://dreamswithoutboundaries.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę dobre :) Gratulacje

    OdpowiedzUsuń