środa, 20 lutego 2013

Rozdział II


Rozdział II


Co z nią?- zapytałam zdyszana wbiegając do poczekalni.
-Alice przedawkowała-odparł podenerwowany Matt-nie, no nie wierzę-zerwał się waląc przy tym w stół i zbijając wazon.
Alex pobiegł za nim pozostawiając mnie samą z poczuciem winny że wczoraj nie dałam zwierzyć się Alice przy nas.
Po półgodzinnym udręczaniu się, Pani Elder wyszła z sali z  poważną miną.
Wstałam i spojrzałam na nią.
-Alice miała płukanie żołądka nic jej już nie grozi- odparła smutno siadając.
Odetchnęłam z ulgą.
-Czy wiadomo dlaczego to zrobiła? -zapytałam siadając koło niej i dostrzegłam kartkę złożoną na pół w jej ręku.
//Znów zaczynają się jakieś kłopoty.
-Lucy czy utrzymujesz, kontakt z panem Terrym?
Jej powaga nie pozwoliła mi jej okłamać.
-Tak-odpowiedziałam krótko.
-Czy mogłabyś podać mi jego numer?
Posłusznie to zrobiłam.
-Dziękuje Lucy-ścisnęła moje ramię-wyjdziemy z mężem na dwie godziny, zostaniecie z Alice.
-Oczywiście-zapewniłam znów zerkając na papier-pójdę po chłopaków.
Wyszłam przed budynek zupełnie zamyślona.
-Co jest?- zapytał Matt widząc mój wyraz twarzy.
Siadłam pomiędzy nimi na schodach
-Możemy odwiedzić Alice.
-To chyba dobrze?- zapytał Alex.
-To nie nad tym się zastanawiasz- stwierdził Matt wciąż patrząc na mnie.
Wstałam a on złapał mnie za rękę.
-Chcę wiedzieć
Miałam mu odpyskować ale zostawiłam sobie to na później.
-Mama Alice miała przy sobie jakąś kartkę i wzięła ode mnie numer Luck'a.
-List pożegnalny?- dopytał Matt.
-Nie wiem-odpowiedziałam rozdrażniona-chodźcie.
Alice leżała w dłużej oświetlonej sali z inną młodszą małą dziewczynką.
-Cześć Alice-przywitaliśmy się jednocześnie i dopiero teraz dostrzegliśmy że dziewczyna płacze.
Matt z Alex'em siedli po obu stronach łóżka i wzięli przyjaciółkę za dłonie.
Mi pozostało oprzeć się o ramę jej łóżka.
-Alice czy ten "problem" o którym wczoraj mówiłaś, jest powodem dla którego to zrobiłaś?- zapytałam powoli.
Matt posłał mi karcące spojrzenie.
-Nie gap się tak na mnie-ostrzegłam.
Nastała chwila ciszy którą przerwałam
-Co było na kartce?
Spojrzała na mnie pełna łez w oczach.
-Hej Lucy-usłyszała znajomy głos za sobą.
Nie odkręciłam się.
-Przez treść tej kartki to zrobiłaś?!
-Ej Luc-upomniał mnie, Alex bo podniosłam głos.
To mnie nakręcało jeszcze bardziej.
-A może to przez brak weny twórczej?! 
-Lucy-znów znany mi głos tyle, że bliżej.
Poczułam, że odciąga mnie od łóżka.
-Odejdź ode mnie!- wrzasnęłam przywalając Madison łokciem i szybko wychodząc z sali.
Szłam korytarzem popychając napotkane osoby.
-Hej-krzyknęła za mną znów dziennikarka. Odwróciłam się z zamiarem przyłożenia jej po raz kolejny ale ona uniknęła ciosu i wykręciła mi rękę
Zaczęła się szarpać.
-Uspokój się Luc-poprosiła spokojnie Madison, jej spokój doprowadzał mnie do szału.
Podeszła do nas pielęgniarka.
-Może wezwę doktora?
-Panuję nad sytuacją-zapewniła dalej mnie trzymając.
-Luck, czeka na dole.-oznajmiła w końcu mnie puszczając.
Nie odezwałam się i ruszyłam do sali Alice.
Stanęłam i obserwowałam jak przyjaciele opiekuńczo się nią zajmują.
-Chodźmy się dowiedzieć dlaczego to zrobiła-zaproponowała Madison.
Spojrzałam ostatni raz z bólem na Alice i chłopaków i ruszyłam za Madison.
W samochodzie opowiedziałam im o wspomnieniu przez Alice  problemie i dziwnej kartce.
-Alice odkryła przy sobie wczoraj wieczorem tą kartkę-wyjaśniała jej mama dziesięć minut później podając kartkę policjantowi.
-Nie wiem kto ją napisał ale na pewno nie moja córka-dodała patrząc na nią.
Gdy skończył chciał ja zwrócić ale pan Elder stanowczo nalegał żeby została zatrzyma przez niego.
Zadzwoniła moja komórka.
-Przepraszam na chwile.
Wyszłam do ogrodu.
-Gdzie ty jesteś do cholery?- zapytał Matt wyraźnie rozdrażniony.
-A jak myślisz do cholery-odpyskowałam i rozłączyłam się.
Miałam go dosyć choć dopiero co zaczął się dzień, wróciła do środka.
-Czy moglibyśmy zajrzeć do pokoju Alice? -zapytał Luck.
Dostaliśmy na to zgodę, rozglądając się po pokoju wykorzystałam chwilową nieobecność domowników i szepnęłam do Luck'a
-Co było na tej kartce?
-Później- zdołał odszepnąć nim państwo Elder zjawili się w pomieszczeniu.
-Alice przedawkowała leki nasenne? -zapytała Madison potrząsając lekami znalezionymi pod poduszką.
-Prawdopodobnie-odpowiedziała pani Elder.
-Czy państwa córka ma ostatnio jakieś..."problemy"? -zadała kolejne pytanie czytając etykietkę.
-Nie, dlaczego Pani pyta?
-Ponieważ pani Elder-Madison pokazała leki-to bardzo silne psychotropy.
Kobieta słysząc o psychotropach osunęłaby się na ziemię gdyby nie jej mąż.
Podeszłam i wyrwałam jej leki z ręki, przeczytałam etykietę i cisnęłam fiolkę na podłogę.
-Pojedziemy, porozmawiać z Alice-zakomunikował Luck- jeśli dowiemy się czegokolwiek nowego skontaktujemy się z państwem-dodał podnosząc fiolkę.
Na zewnątrz dostrzegłam czarną furgonetkę zaparkowaną na podjedzie przy moim domu.
-Coś jest nie tak-skomentowałam i zamiast siąść do samochodu przeszłam ulicę i weszłam do mieszkania.
-No więc to jest Lucy-usłyszałam w salonie.
Weszłam do niego.
Mężczyzna po trzydziestce z blizną pod okiem i pogodnym spokojnym spojrzeniem.
-Twoi rodzice dużo o tobie mówili.
-Przepraszam kim pan jest?- zapytałam powoli się wycofując. -Jestem, twoim przyjacielem-zapewnił wyciągając  w moim kierunku rękę
Z tyłu wpadłam na dwóch osiłków w białych fartuchach.
Lekko się zaśmiałam.
-Chyba mnie z kimś pomyliliście-stwierdziłam.
-Twoja torba jest już u mnie w samochodzie.
Zmarszczyłam brwi.
-Słucham?- wymówiłam z nie dowierzaniem
Mężczyźni złapali mnie za ramiona.
-Chwila, chwila możecie mi to wyjaśnić? -zapytałam rodziców.
-Lucy, terapia dobrze Ci zrobi.-odpowiedział za nich mężczyzna.
Wyprowadzili mnie na dwór wpadając na Policjanta i dziennikarkę.
-Zróbcie coś- poprosiłam ich.
-Drodzy państwo Lucy ma całkowite prawo być zdenerwowaną w ostatnich dniach-zapewniła Madison zwracając się do moich rodziców-gwarantuje państwu, że jej stan psychiczny nie podlega terapii.
Mężczyźni wzmocnili uścisk.
-Hej! -krzyknął Luck dopatrując się mojego bólu-proszę ją puścić.
-Na jakiś czas panu podziękujemy-odezwała się mama.
Mężczyźni wyglądali na rozczarowanych, dopiero teraz mnie puścili.
-Pójdę po twoją torbę-zaoferował się policjant, idą w ślad za nimi.
-Polecamy się na przyszłość-dosłyszałam od nich.
-Co wy zrobiliście? -zapytałam
Tata chciał odpowiedzieć ale znów się odezwałam
-Co wy do cholery chcieliście zrobić?!Sądzicie, że jestem chora psychicznie?!
Mamie pociekły łzy.
-Do waszej wiadomości jestem zdrowa! a wy właśnie straciliście córkę-zakończyłam i wyrwałam torbę z rąk dopiero co wracającego Luck'a.
-Nie dotykaj mnie! -wrzasnęłam gdy mama chciała mnie zatrzymać-nienawidzę was! -krzyknęłam im na pożegnanie i ruszyłam przed siebie chodnikiem, nie zważając nawet dokąd idę.
Po dobrych pięciu minutach marszu przede mną na chodniku zaparkował samochód z którego wysiadła najpierw dziennikarka a potem policjant. Stanęłam przed nimi i dałam sobie wyrwać torbę z ręki.
-Chodź- poprosiła Madison kładąc mi rękę na ramieniu.
-Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę-stwierdziłam kładąc się na kanapie u nich w salonie po dziesięciu minutach.-to jakiś koszmar-dodała ponuro patrząc w sufit.
Madison wyjęła z komody szklaną butelkę i wlała sobie do szklanki połowę trunku.
-Od razu mówię, że piję w wyjątkowych sytuacjach-wyznała siadając na pozostawionym miejscu na sofie.
-Luck, mogę zobaczyć tą kartkę-upomniałam się.
Bez słowa mi ją podał.
"Myśląc dalej o tym o czy miała odwagę napisać, wróciła do miasteczka pogrążona w rozpaczy po stracie przyjaciół sięgnęła po leki. A jej sen trwał aż do zbudzenia w szpitalnym łóżku."
Spojrzałam na adresata.
-Co do cholery? -skomentowałam widząc podpis "Alice"
-To jakiś absurd-dodałam oddając kartkę.-po co miałaby pisać sama do siebie?
Madison wypijając duży łyk, wyciągnęła szklankę w moją stronę
-Nie  dzięki, nie piję-odmówiłam i spojrzałam na torbę-słuchajcie dzięki, że mnie obroniliście przed zabraniem do psychiatryka i za podwózkę, ale muszę już spadać.
-Lucy, przez jakiś czas, możesz u nas mieszkać, mamy wolny jeden pokój, a rodzice się już zgodzili-zaproponował Luck.
Wstałam z kanapy.
-Miło z waszej strony, ale muszę odmówić-Sięgnęłam po torbę.
-Okej, choć zobaczyć swój nowy pokój-poprosiła Madison prowadząc mnie do pomieszczenia.
-Madison- poprosiłam błagalnie. Weszliśmy do dużej sypialni wyposażonej w telewizję, balkon z widokiem na ulicę i oddzielną łazienkę.
-Sześciu gwiazdek tu nie ma-skomentowała.
-Nie zostanę tu-zapewniłam
Założyła ręce i oparła się o framugę.
-Zostaniesz, poręczyłam za Ciebie-odpowiedziała z uśmiechem-a ty zostając odwdzięczysz mi się.
Miałam znów zaprotestować ale zadzwonił mój telefon
-Przepraszam na chwilę-odebrałam i wyszłam na balkon.
-Tylko się nie rozłączaj-poprosił Matt- gdzie jesteś?
-Na balkonie-wyjrzałam na dół.
Chwila ciszy.
-Dowiedziałaś się czegoś?
Przytaknęłam.
-Co u Alice?
-Udało nam się ją w końcu uspokoić.
-Słuchaj, będę za pięć minut, Matt udajmy że między nami jest wszystko w porządku.
-Okej-zgodził się bez wahania-powiesz mi o co chodzi?
Znudziłam się powtarzaniem chłopakowi, że wszystko wyjaśnię mu w swoim czasie.
-Kurde Matt, ale wysoko ten balkon-wyznałam znów zerkając na dół.
-Lucy...-zaczął 
-Wyluzuj Matty- pożegnałam się z nim i rozłączyłam.

----------------------------------------------------------------------------------
Tak kończy się rozdział II.Dzięki za przeczytanie rozdziału i zapraszam do podzielenia się waszymi wrażeniami w komentarzach oraz dołączenia do "czytelników bloga"

4 komentarze:

  1. Nie wierze, że rodzice chcieli wysłać ją do psychiatryka. Jak już to bym proponowała na początek psychologa. Ciekawe kto napisał tę kartkę i dlaczego Alice to zrobiła. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również nie potrafię uwierzyć, że mogą być tak podli. Co oni do cholery sobie myśleli, żeby od razu wysyłać ją do psychiatryka?! Oczywiście, jestem oburzona. W tamtym momencie do głowy zaczęło mi wpadać pełno pomysłów, w jaki sposób mogłaby uciec stamtąd. Matty? :)Liczę, że minka pokaże, jaki miałam zaciesz na twarzy, gdy to przeczytałam. Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Również czekam na następny :D Ale do psychiatryka ? No ja pier.. W ogóle nie rozumiem dlaczego przyjaciele ją tak odtrącili i rodzice , a wspierają tak Alice . Przecież Lucy uratowała ich rodzeństwo ryzykując swoim życiem . Nie dziwie się , że ona nie chciała się już z nimi przyjaźnić .

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko, że Lucy to jeszcze wytrzymuje! Rodzice i przyjaciele są przeciwko niej, jej była przyjaciółka prawdopodobnie chciała się zabić, a wspiera ją jedynie dwójka dorosłych... Czekam na następny!
    "-Kurde Matt, ale wysoko ten balkon-wyznałam znów zerkając na dół.
    -Lucy...-zaczął
    -Wyluzuj Matty-pożegnałam się z nim i rozłączyłam."
    KOCHAM TEN FRAGMENT :D

    OdpowiedzUsuń